Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#79394

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od poniedziałku przebywam na dwutygodniowym urlopie (ten termin podałem na początku roku i ponad miesiąc temu wypisałem wniosek i kierownik podpisał go).

Od wczoraj telefony z firmy, abym przerwał urlop i przyszedł do pracy, bo nie zdążą z zamówieniami, a jeden temat do tej pory tylko ja ogarniałem. Mówię, że się zastanowię, bo mam remont i dodatkowo złapałem mocne przeziębienie, a w przyszłym tygodniu wyjeżdżam za granicę i chcę się ze wszystkim wyrobić.

Powiedziałem, że dam znać, czy przyjadę. Od kolegi z pracy dowiedziałem się, że kierownictwo już powiedziało, że przyjdę i przygotowują robotę tak, aby mogła iść dalej, że wszystko zrobię. Tak w 3-4 godziny miałem zrobić coś, co normalnie z 16 by zajęło.

Dzwonię, że jednak nie dam rady, bo rozkłada mnie coraz bardziej i nie zdołam jechać samochodem. Dodaję, że po co do mnie dzwonią, skoro i tak nie jestem wartościowym pracownikiem. Zastępca kierownika zapowietrza się i coś tam mruczy pod nosem.

A skąd wzięło się to, że nie jestem wartościowym pracownikiem? Oto historia właściwa:

Jest koniec czerwca poprzedniego roku. Dostaję propozycję pracy z innej firmy i warunki mi odpowiadają (jedyny minus to dojazd około 1 godz. w jedną stronę, ale to służbowym busem z kilkoma osobami).

Informuję kierownika o ofercie i pytam, czy jest szansa na jakąś podwyżkę u nas i ogólnie jak widzą moją osobę w firmie. Słyszę jedynie, że podwyżki kiedyś będą, bo wiedzą, że jestem za słabo opłacony. Tylko to „kiedyś” nie ma konkretnej daty. Czekać bez sensu nie zamierzam.

Następnego dnia złożyłem wypowiedzenie (3 miesiące wypowiedzenia po okresie, jaki już przepracowałem w firmie).

Nagle i prezes czas na rozmowę znalazł i wezwał mnie razem z kierownikiem do siebie. Pytają, czy jest szansa, żebym został. Ja mówię, że jest, ale muszą mnie warunki zadowolić i ogólnie, jaką mają wizję na temat mojej osoby.

Dostałem propozycję trochę wyższą, niż miałbym w nowej pracy i wizja mnie zadowala, więc mówię, że muszę to przemyśleć i w ciągu kilku dni dam odpowiedź. Jednak podwyżka rozłożona miała być na dwie raty. Część od lipca, a druga część od stycznia tego roku. Zgodziłem się na to, bo w sumie i tak miałem wyjść na tym lepiej.

Podwyżkę (pierwszą część) dostałem i zaczęło się dziać coś w kierunku mojego rozwoju. Nastał nowy rok i czekam na kolejną podwyżkę zgodnie z umową.

Ja ze swojej strony wywiązałem się i rozwinąłem dodatkowo, szkoląc się samemu i pogłębiając wiedzę. Wypytuję, co z tą podwyżką. Usłyszałem, że budżet nieustalony na nowy rok i mam czekać, że prezes o tym pamięta.

Historia powtarza się tak do końca maja. Na początku czerwca w firmie były podwyżki dla każdego (liczone od maja). Dostałem podwyżkę taką jak wszyscy, ale nadal brakuje około 300 zł na rękę do tego, co miałem obiecane.

Uderzam do prezesa, co z tym, co ustalaliśmy rok temu. Nie pamiętał o tym w ogóle.

Po sprawdzeniu sobie już przypomniał, ale stwierdził, że gdy da mi podwyżkę, to pasuje też jednej osobie, co wykonuje bardzo podobną pracę do mojej. No i ogólnie z jego rozmowy wyszło, że nie zasługuję na podwyżkę i nie jestem wartościowym pracownikiem (oczywiście nie powiedział tego wprost, tylko dokładnie to innymi, dyplomatycznymi słowami).

Stwierdziłem, że skoro tak, to od tego czasu wykonuję tylko swoje obowiązki, nic poza to, i jak nadarzy się kolejna okazja, to już uciekam stąd.

Nagle gdy grunt się pali pod nogami nowemu kierownikowi i jego zastępcy, to dzwonią, żeby w trakcie urlopu przyjść do pracy - i okazuje się, że jestem wartościowy. Ale jak zapytałem, co z tą kasą, co miałem dostać, to tak łatwo nie będzie i dopiero porozmawiają o tym, ale żebym przyszedł, bo trzeba już.

Kto był bardziej piekielny? Firma czy ja?

praca szef podwyżki

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (204)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…