Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#79627

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na studiach dorabiałam jako kelnerka w dość dobrej restauracji. Historii o piekielnych amantach, roszczeniowych dorobkiewiczach czy wojujących nazirodzicach uzbierało mi się na pęczki. Dziś podsumowanie tych ostatnich. Pominę już przeświadczenie niektórych, że kelner to sługus i darmowa niańka dla ich pociech. Za często nam się to zdarzało.

Nasza restauracja wygląda tak, że wchodzi się na otwartą przestrzeń bez stołów, gdzie stoją wieszaki, a naprzeciwko jest bar. Taki jakby przedsionek. Głębiej poustawiane są stoły dla gości. Tyle słowem wstępu.

1. Dzieci plątające się pod nogami kelnerów, biegające, wrzeszczące, też standard. Mamy w naszej ofercie danie podawane na ciężkiej żeliwnej patelni, które jeszcze dymi, gdy serwuje się je gościom. Niosę więc 3 takie patelnie, lawirując między fruwającymi kilkulatkami. Zero reakcji, że może twoje dziecko mi przeszkadza, że może się przez nie przewrócę i w rezultacie zostanie poparzone. Hit sezonu? Dziecko siedzące tuż przy tatusiu perfidnie puściło mi pod nogi samochodzik. Tatuś spojrzał obojętnie i wrócił do swoich zajęć.

2. Dzieciaki wcinające się w pół zdania i wrzeszczące co to one chcą zamówić. Nie dość, że nie słyszę zamówienia, które składa rodzic to jeszcze nie wydaje mi się, żeby darcie gęby na dorosłą osobę, że ma w tej chwili coś przynieść było odpowiednim zachowaniem u przedszkolaka.

3. Dzieciaki w wieku 8-13 lat na obiedzie po jakiejś rodzinnej uroczystości, bo stół spory i wszyscy odświętnie ubrani. Biegają, krzyczą, ganiają się, rzucają w siebie pomarańczami (przed barem stoją kosze z owocami, z których robimy świeże soki), wybiegają z restauracji, po czym wbiegają znowu. Koleżanka idzie z tacą, jedno dziecko na nią wpada, tylko dzięki jej refleksowi nic się nie zbiło. Dzieciak ogląda się na nią i biegnie dalej bez przepraszam. 15 minut później koleżanka niesie na tacy karafki z wodą, napoje, szklanki. Dzieciak znowu na nią wpada, tym razem koleżanka i cała zawartość tacy lądują na ziemi. Szkło pobite, koleżanka tyłek stłuczony. Reakcja rodziców? Ano oczywiście beznamiętne spojrzenie i powrót do przerwanej rozmowy.

4. Sadzanie dzieci na wysokim stołku przed barem z tekstem 'To ty sobie tu posiedzisz a pani ci poopowiada co robi', po czym szybki sus do swojego stołu. Jakbym miała czas zabawiać czyjeś dziecko, kiedy na barze czeka 10 bonów do zrobienia na już. Pomijając fakt, że taki kilkulatek może łatwo spaść i zrobić sobie krzywdę.

5. W restauracji stoi duża waza z cukierkami, które wydajemy do rachunku. Notorycznie dzieci sięgają do wazy i wybierają stamtąd cukierki. Efekt łatwy do przewidzenia, waza pobita.

6. Duża rodzina, 7 osób, najmłodsze dziecko miało jakieś 3 lata. Podczas składania zamówienia wrzeszczy, szarpie mnie za koszulę, próbuje mnie uderzyć, bo on chciał colę, a mama się nie zgadza. Pani beznamiętnie mówi, że w takim razie mam colę przynieść. Dzieciak kopie, bo chce wyjść z fotelika (mamy specjalne krzesełka dla dzieci). Mama wyciąga dziecko z fotelika, po czym ono odpycha mnie z zadziwiającą siłą (stałam mu na drodze), wpadam na sąsiedni stolik. 'Pani się nie przejmuje, on taki żywy, hehe'. Uśmiecham się kwaśno i odchodzę. Przyjmuję zamówienie ze stolika obok, siłą rzeczy blokuję swoją osobą przejście. Biegnie Brajanek, przebiec nie ma jak, więc co robi? Ano wali taranem. Ja nie zareagowałam, mimo, że zabolało. Myślałam, że odpuści i przejdzie drugą alejką. Ale Brajanek staje i wali pięściami po moich udach. Patrzę na madkę, a ona nic. Więc nachylam się do niego, unieruchamiam mu ręce i syczę 'Masz w tej chwili przestać'. Brajanek ucieka wystraszony i do końca obiadu siedzi cicho jak trusia.

7. Niedziela, większość stołów to rodziny z dziećmi. Przy jednym z nich, centralnie na środku restauracji, pani kładzie na ławę około dwuletnią dziewczynkę i zaczyna zmieniać jej pieluchę z grubszą zawartością. Środek lata, w restauracji tłok i duchota, więc i zapaszek szybko się rozprzestrzenił. Ludzie spoglądają z niesmakiem, zatykają nosy, dziewczynka wierzga i przebieranie trwa jeszcze dłużej. Podchodzę do pani i wywiązuje się dialog:
[J]a Przepraszam, mamy osobny pokój, w którym może pani przebrać swoje dziecko, w toalecie też jest to możliwe. Proszę, żeby nie robiła pani tego na głównej sali.
[P]ani My już kończymy.
[J] Proszę pani, to jest restauracja, ludzie tu jedzą. Proszę dokończyć przebieranie dziecka w osobnym pomieszczeniu.
[P] O co pani chodzi, przecież nic nie widać i nawet nie śmierdzi! To tylko dziecko!
[J] No właśnie proszę pani, tak, śmierdzi i przeszkadza innym gościom. Na tej sali się je, a pani wyciąga na wierzch zużytą pieluchę.
W tym momencie kobieta skończyła przebierać dziecko, podnosi je i krzyczy
[P] Proszę bardzo! Skończyłam!
[J] - zrezygnowana - Dobrze, proszę, żeby następnym razem przebrała pani dziecko w pokoju do tego przeznaczonym.
Odwróciła się ode mnie i nawet mi nie odpowiedziała, więc odeszłam, a ona powiedziała niby do męża, ale tak ,żeby cała sala ją słyszała:
[P] Widziałeś ją! Dziecka się czepia! To trzeba gdzieś zgłosić!
Smaczek: po ich wyjściu znalazłam tę samą pieluchę rzuconą pod stołem. Żeby nie było, kosze też w restauracji mamy.

Smacznego :)

gastronomia restauracja dzieci rodzice

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (204)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…