Minęło trochę czasu od tragicznego wypadku w karetce, w jakim brałem udział. Żeby nie przedłużać, streszczę: zderzyliśmy się, jadąc na sygnale, z nastoletnim mistrzem kierownicy.
Jako że nasze obrażenia nie były krytyczne, po wygrzebaniu się z rozbitej karetki pobiegliśmy ratować ludzi z drugiego auta.
Zrobiliśmy segregację. Wezwaliśmy pomoc.
Przez godzinę kierowałem akcją ratunkową i reanimowałem najciężej poszkodowanego.
Dopiero kiedy przyjechał zmiennik, przekazałem akcję i pojechałem do szpitala, żeby zrobić porządek z moimi obrażeniami.
W nagrodę niedawno dostałem... wezwanie do Prokuratury.
Matka poszkodowanego oskarżyła nas o niewłaściwe udzielanie pomocy. Na podstawie oglądania zdjęć syna i w oparciu o zerową wiedzę medyczną.
Twierdzi, że powinniśmy reanimować w karetce, jadąc do szpitala, że syn dziwnie wygląda na tych zdjęciach i że ja nie mogłem go ratować jako uczestnik wypadku.
Poszedłem.
Powiedziałem, że według wszelkich wytycznych karetka to najgorsze miejsce do reanimacji, że były przyczyny urazowe dziwnego wyglądu, a gdybym zrobił to, co mogłem - czyli siedział we wraku czekając na pomoc, to cała akcja opóźniłaby się o co najmniej 20 minut, co odebrałoby poszkodowanemu resztki szans na ratunek...
Przedstawiłem wyniki moich badań, z których wynikało, że doznałem cholernie bolesnych, ale w żaden sposób nie wpływających na ocenę sytuacji i zdolność do pracy obrażeń.
A na koniec usłyszałem od pani prokurator, że pani wnosząca zawiadomienie wypowiada się o mnie z ogromnym szacunkiem i wdzięcznością...
Wolę chyba, żeby mnie nie szanowała...
Jeżeli tak ma wyglądać wdzięczność, to za nią też podziękuję.
Czy tylko ja mam wrażenie, że każdy dobry uczynek musi zostać w tym kraju ukarany?
Jako że nasze obrażenia nie były krytyczne, po wygrzebaniu się z rozbitej karetki pobiegliśmy ratować ludzi z drugiego auta.
Zrobiliśmy segregację. Wezwaliśmy pomoc.
Przez godzinę kierowałem akcją ratunkową i reanimowałem najciężej poszkodowanego.
Dopiero kiedy przyjechał zmiennik, przekazałem akcję i pojechałem do szpitala, żeby zrobić porządek z moimi obrażeniami.
W nagrodę niedawno dostałem... wezwanie do Prokuratury.
Matka poszkodowanego oskarżyła nas o niewłaściwe udzielanie pomocy. Na podstawie oglądania zdjęć syna i w oparciu o zerową wiedzę medyczną.
Twierdzi, że powinniśmy reanimować w karetce, jadąc do szpitala, że syn dziwnie wygląda na tych zdjęciach i że ja nie mogłem go ratować jako uczestnik wypadku.
Poszedłem.
Powiedziałem, że według wszelkich wytycznych karetka to najgorsze miejsce do reanimacji, że były przyczyny urazowe dziwnego wyglądu, a gdybym zrobił to, co mogłem - czyli siedział we wraku czekając na pomoc, to cała akcja opóźniłaby się o co najmniej 20 minut, co odebrałoby poszkodowanemu resztki szans na ratunek...
Przedstawiłem wyniki moich badań, z których wynikało, że doznałem cholernie bolesnych, ale w żaden sposób nie wpływających na ocenę sytuacji i zdolność do pracy obrażeń.
A na koniec usłyszałem od pani prokurator, że pani wnosząca zawiadomienie wypowiada się o mnie z ogromnym szacunkiem i wdzięcznością...
Wolę chyba, żeby mnie nie szanowała...
Jeżeli tak ma wyglądać wdzięczność, to za nią też podziękuję.
Czy tylko ja mam wrażenie, że każdy dobry uczynek musi zostać w tym kraju ukarany?
Ocena:
237
(241)
Komentarze