Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#79887

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Taka sytuacja z pracy, którą opisałem w ostatniej historii.

Pani Kierownik wymyśliła sobie wyjazd w sobotę na jakiś kiermasz, gdzie niepełnosprawni mogą prezentować i sprzedawać stworzone przez siebie w pocie czoła dzieła.

Rozmowa miała miejsce w piątek, więc dzień przed tą imprezą.

W skrócie - instruktor pracowni ma sklecić coś ładnego, żeby było na sprzedaż, zadbać o to, żeby podopieczni się w tym czasie nie pozabijali (przypominam - w moim przypadku była to pracownia stolarska, więc masa sprzętu, który w niepowołanych rękach może stać się bardzo niebezpieczny), a w międzyczasie wyprodukować tonę papieru (jak policzyłem - około sześćdziesięciu miesięcznie stron A4, lekko licząc). Jeśli dodać do tego obowiązki kierowcy (co zajmowało cztery godziny dziennie) można powiedzieć, że zadanie było dość niewykonalne.

Pani Kierownik wszystko załatwiła. Wszystko poza jednym - kierowcą, który ich na tę imprezę zawiezie.

Tak się składało, że "kierowców-terapeutów" było w placówce dwóch. Mój kolega po fachu kategorycznie odmówił - miał do załatwienia jakieś sprawy, był dwa tygodnie temu na tego typu imprezie, nie ma na to czasu. Ja w tym czasie miałem uroczystość rodzinną (chrzciny dziecka szwagierki) na drugim końcu Polski - tak więc obaj mieliśmy związane ręce.

Pani Kierownik wchodzi do mojej pracowni. Podopieczni akurat na obiedzie, więc uzupełniam zaległą dokumentację (prawdę mówiąc każda dokumentacja była tam zaległa, do jej uzupełniania można by spokojnie zatrudnić ze dwie dodatkowe osoby na pełny etat).

-Panie Drogowit, w sobotę jest wyjazd na Jarmark w Zadupiu Dolnym. Pański kolega był ostatnio, więc teraz pan z nami pojedzie.
-Przepraszam, ale nie ma takiej możliwości. Mam chrzciny na drugim końcu kraju i od piątku do niedzieli jestem w Poznaniu.

Mina jakby zjadła cytrynę. Mruknęła coś pod nosem i wyszła. Myśląc, że sprawa załatwiona, wracam do produkowania papieru. Akurat zawiesiłem się nad jakąś wyjątkowo nieprzyjemną do uzupełniania tabelą, kiedy wróciła:

-Na pewno nie miałby pan możliwości zawieźć nas w sobotę?

Ręce mi opadły. Tak, przełożę chrzciny, żeby, poza godzinami pracy, jeździć po jarmarkach organizowanych przez zapomniane przez wszystkich wsie i miasteczka.

W sumie nie wiem, co było najbardziej piekielne. To, że regularnie wymagała od pracowników pracy w soboty, mimo że na umowie było wyraźnie wpisane - praca od poniedziałku do piątku, w godzinach 8-16? Czy to, że załatwiła absolutnie wszystko związane z wyjazdem poza jedną, dość ważną rzeczą - ugadaniem kogoś, kto poprowadzi leciwego Fiata Ducato na tę imprezę?

Naprawdę, to była jedna z najciekawszych prac, do których chodziłem.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 89 (123)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…