Szpital. Temat, o którym można by obszerne tomiszcza pisać, a i tak o czymś by się zapomniało.
Mój dziadek jest już w podeszłym wieku, sporo po 80-tce. Dwa dni temu prawie się na SORze wykończył.
Zaczęło się niewinnie, późnym popołudniem. Narzekał na bóle brzucha, które z czasem stawały się coraz bardziej nie do wytrzymania. Decyzja? Jedziemy do ośrodka zdrowia na opiekę całodobową.
Tam lekarz wykazał się naprawdę fachowym podejściem, bo po 5 minutach badania, wypisał skierowanie do szpitala z dopiskiem, że istnieje zagrożenie zdrowia lub życia pacjenta. Karetki nie było akurat na stanie, więc wpakowaliśmy dziadka do samochodu, i pędząc trochę na złamanie karku, pognaliśmy na SOR.
Niestety tam trafiliśmy na mur, zdawałoby się nie do przejścia. Rejestratorka podeszła, przejrzała skierowanie, beznamiętnie wyskoczyła do nas, proszę czekać w kolejce.
Pomijam już fakt, że to pacjent ponad 80-letni, z cholernie pilnym skierowaniem, gdzie jak byk pisze zagrożenie zdrowia lub życia.
"Proszę czekać w kolejce" trwało 4 godziny. Po tych 4 godzinach coś we mnie pękło. Wpadłem na dyżurkę, zrobiłem taką awanturę, że chyba mnie pół szpitala słyszało. W momencie znalazł się dla dziadka lekarz, pielęgniarka, wózek, kroplówki i komplet badań. A przez 4 godziny jakoś nikt nie wyraził zainteresowania. A przy każdej mojej próbie wejścia na salę, byłem z niej z mordem w oczach wyganiany.
W pakiecie, oprócz cholernych boleści, dziadek nabawił się żółtaczki.
Diagnoza główna? Dziadek ma zapalenie trzustki. W jego przypadku, to było zagrożenie życia. I lekarz, nie ten z SORu, otwarcie mi to powiedział. Jeśli poczekałby tam jeszcze z godzinę, to by nie przeżył.
I weź tu człowieku choruj w tym kraju. Jak nie wykończy cię choroba, to zrobi to SOR...
Mój dziadek jest już w podeszłym wieku, sporo po 80-tce. Dwa dni temu prawie się na SORze wykończył.
Zaczęło się niewinnie, późnym popołudniem. Narzekał na bóle brzucha, które z czasem stawały się coraz bardziej nie do wytrzymania. Decyzja? Jedziemy do ośrodka zdrowia na opiekę całodobową.
Tam lekarz wykazał się naprawdę fachowym podejściem, bo po 5 minutach badania, wypisał skierowanie do szpitala z dopiskiem, że istnieje zagrożenie zdrowia lub życia pacjenta. Karetki nie było akurat na stanie, więc wpakowaliśmy dziadka do samochodu, i pędząc trochę na złamanie karku, pognaliśmy na SOR.
Niestety tam trafiliśmy na mur, zdawałoby się nie do przejścia. Rejestratorka podeszła, przejrzała skierowanie, beznamiętnie wyskoczyła do nas, proszę czekać w kolejce.
Pomijam już fakt, że to pacjent ponad 80-letni, z cholernie pilnym skierowaniem, gdzie jak byk pisze zagrożenie zdrowia lub życia.
"Proszę czekać w kolejce" trwało 4 godziny. Po tych 4 godzinach coś we mnie pękło. Wpadłem na dyżurkę, zrobiłem taką awanturę, że chyba mnie pół szpitala słyszało. W momencie znalazł się dla dziadka lekarz, pielęgniarka, wózek, kroplówki i komplet badań. A przez 4 godziny jakoś nikt nie wyraził zainteresowania. A przy każdej mojej próbie wejścia na salę, byłem z niej z mordem w oczach wyganiany.
W pakiecie, oprócz cholernych boleści, dziadek nabawił się żółtaczki.
Diagnoza główna? Dziadek ma zapalenie trzustki. W jego przypadku, to było zagrożenie życia. I lekarz, nie ten z SORu, otwarcie mi to powiedział. Jeśli poczekałby tam jeszcze z godzinę, to by nie przeżył.
I weź tu człowieku choruj w tym kraju. Jak nie wykończy cię choroba, to zrobi to SOR...
SOR
Ocena:
167
(177)
Komentarze