Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#80025

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak niektórzy z was wiedzą całkiem niedawno zmieniłam status z "młoda, ładna i do wzięcia" na "zaobrączkowana". Razem z Małżem doszliśmy do wniosku że tradycyjnie nazwisko zmienię na Jego, swojego nie zostawiam, dwuczłonowe do niczego nie jest mi potrzebne, w końcu sławna nie jestem, a przy dużej rodzinie ma kto przekazać nazwisko dalej. Zupełnie mi to nie przeszkadza tym bardziej że za swoim panieńskim nigdy nie przepadałam i nie było to wcale przykre pożegnanie.
Po tym wielkim dniu nadszedł czas na wycieczkę do urzędu gdzie oczywiście musiałam trafić na Piekielną Babę.
Uzbrojeni w wypełniony wniosek podchodzimy razem z Małżem do okienka (bardzo chciał iść ze mną, chyba chciał dopilnować tej zmiany nazwiska) i tu zaczyna się robić ciekawie. PB-Piekielna Baba, J- ja


PB- Po co przychodzi?

*Widzę że formułowanie pełnych zdań jest dla tej pani problemem, więc nie będę się rozwijać, jeszcze jej styki spali.*

J- Wyrobić nowy dowód osobisty.
PB- A po co jej? Stary się nie podoba?

*Że co?*

J- Nie. Zmiana nazwiska była to trzeba zmienić.
PB- A po co zmieniała? Z jakiej racji?

*Tu mnie już zatkało. Ton, głupie i chamsko sformułowane pytania zupełnie mnie zaskoczyły.*

J- Wyszła za mąż to zmieniła.
PB- No i po co ślub brała? Potrzebne wam to? Trzeba było zostać przy panieńskim to nie trzeba by było nic wymieniać.


Dalsze procedury przeszły w tym samym tonie. Marudziła dosłownie o wszystko. Ton opryskliwy, ruchy jak mucha w smole (po każdym oczywiście duży *SIORB* kawy), pytania zadawane jakbym jej co najmniej matkę gazetą zabiła. Najwyraźniej przerwałam starej babie jedzenie ciasteczek o co była zła.
Jak się niestety ostatecznie dowiedzieliśmy brakowało w bazie wrzuconego aktu w związku z czym musieliśmy odbyć dwie takie wycieczki (na szczęście przy drugiej już Piekielnej Baby nie spotkaliśmy).
Zmarnowaliśmy 20 minut przy samym okienku na wysłuchiwaniu jej głupich odzywek.
Małża tak mi zatkało przy tych jej tekstach że "ślub brać to bez sensu", zmiana nazwiska to już wgl moja fanaberia że nie wiedział chyba gdzie ma otwór gębowy by go otworzyć. Muszę przyznać że mimo tego iż jestem bardzo pyskata o czym najbliżsi przekonują się na każdym kroku tak i mnie zatkało.
Po wyjściu stwierdziliśmy z Małżem tylko jedno. Baba chyba chciała zostać przyjęta do pracy w dziekanacie ale nawet tam jej poziom chamstwa był zbyt wysoki więc dostała się do urzędu gdzie jak widać praca jej się nie podoba.

Dlaczego dopiero teraz o tym piszę? Bo wczoraj mój dowód osobisty zmienił status na "Gotowy do odebrania", więc czeka mnie kolejna, już trzecia wycieczka do urzędu. Mam tylko nadzieję że nie spotkam przy okienku tej gburowatej baby bo tym razem już mnie nie zaskoczy.

Edit:
Dodając dla tych których tak bardzo razi określenie "Małż" bądź go nie rozumieją. Nie jest to określenie prześmiewcze ani nie jest to też żaden skrót. Jest to określenie humorystyczne na które Luby się zgodził i Jego także bawi. Jest to dla nas coś jak zaobrączkowana wersja "Miśków", "Pyśków" czy innych "Koteczków". Jak komuś się takie określenie nie podoba to trudno, jedynie tej osoby problem.

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 24 (114)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…