Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80165

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Natchnienie najwidoczniej czasem pojawia się hurtem. Tak więc kolejny poranek przy kawce – skrobię treść tego wpisu. Wspomnę o niewielkim zgrzycie jaki nastąpił podczas transportu samochodu z Finlandii do Polski. Rzecz wydarzyła się już w Polsce, spotkanie z "fanatykami" marki.

Podróżowaliśmy razem z siostrzenicą. Trzynasty dzień w drodze, popołudnie, więc zmęczenie dawało mi już w kość tego dnia. Łażenie piechotą przez pół dnia i potem pięć godzin za kółkiem zrobiło swoje. Kółkiem nie byle jakim: dostawczak–laweta z autem na pace daje masę całkowitą ponad trzech ton. Nie mając wiele doświadczenia w wożeniu takich ładunków, musiałem być dużo bardziej ostrożny prowadząc.

Powodowało to nieco większe zmęczenie psychiczne. Podjęliśmy decyzję, że czas najwyższy na odpoczynek. Odszukaliśmy w okolicy stację z całodobowym parkingiem, prysznicami i jakimś ciepłym żarełkiem. Plan "jak zwykle", czyli zatankować, zaparkować, popłacić wszystko, umyć się, najeść i kimanie w aucie. W bonusie było nawet sprawnie działające wi-fi.

Po załatwieniu spraw finansowych, staliśmy przy naszym Sprinterze zachwycając się naszym Volvo "Saatana". Spędziliśmy tak kilkanaście minut, prostując gnaty i wspominając kraj rajdów i przekleństw. Wtem zmaterializowało się towarzystwo "fanatyków" marki – w Volvo, a jakże by inaczej. Wyglądali na ojca z synem i jakimś ich wujkiem lub znajomym.

Ojciec zdaje się po pięćdziesiątce, syn około dwudziestu, trzeci gość około czterdziestki. Zaczęło się niewinnie: seria komplementów samochodu, pytania o rocznik i przebieg. Ojciec Fanatyk rozpoczął opowieść o tym, jak to za komuny takiego miał. Opowiedział nawet ciekawą anegdotę podczas której coraz śmielej wtrącał się Wuj (nazwijmy go roboczo).

Tak minęło chyba ze dwadzieścia minut, zanim panowie trochę przystopowali. Moja siostrzenica poleciała do budynku stacji kupić kawę, Syn Fanatyk stwierdził Ojcu Fanatykowi, że on też coś sobie weźmie. Poszli koniec końców z Wujem Fanatykiem we troje. Ojciec Fanatyk zostając sam, przeszedł do ofensywy:

– Bo wie pan, on jeździ, nie?
– Nie specjalnie. Do remontu jest.
– A pali? Bo wie pan, ja się na tym znam... – moja cierpliwość powoli się kończyła, bo przed jego anegdotą już o to pytał.
– Kręci, nie pali... no bo jest do remontu. Przestał w szopie ostatnie pięć lat albo więcej. – powiedziałem zgodnie z prawdą.
– Ja mógłbym z tym panu pomóc, dziesięć lat takim jeździłem!
– Rozumiem, ale nie będzie to konieczne.

Ciągnęło się to w kółko - on swoje, ja swoje. Przepalałem rezerwy cierpliwości. W duchu modliłem się o powrót młodej z kawą i starałem się dać gościowi jakiś sugestywny trop, że nie mam ochoty na dalszą rozmowę. Po dwukrotnym wspomnieniu o późnej porze, chyba go to w jakiś sposób ubodło. Zmienił ton próbując nieco natarczywiej wydrzeć ze mnie więcej informacji. Wróciła moja siostrzenica, dała mi kawę i z niemałą konsternacją obserwowała zajście.

Ojciec Fanatyk zmienił podejście i zaproponował... odkupienie samochodu tak jak stoi, za dość śmieszną kwotę. Odmówiłem. Fala argumentów mających mnie przekonać zawierała: "To jest stary rzęch" i "Wy jesteście młodzi jeszcze, po co wam to", "nie wiecie ile to kosztuje". Na nic zdawały się tłumaczenia, że nam się tak podoba oraz nie jest to jego sprawa co będziemy z tym samochodem robić. Wtrącił się Wuj, dokładając "To wasze najlepsze wyjście i jeszcze na tym zarobicie" i tyradę o ich rzekomym doświadczeniu z tą marką. No tak, przecież za komuny takiego mieli...

I cholera wie czy to nie była groźba jakaś? Skończyło się na tym, że stanowco zadeklarowałem, prawie się na nich wydzierając: "Panowie! Samochód nie jest na sprzedaż!". Dopiero to ich otrzeźwiło.

Na odchodne i tak usłyszałem półgębkiem wymamrotane: "je**ne chamy z Warszawy".

przypadkowi ludzie

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 75 (127)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…