Od kilku lat dla rozrywki i przyjemności hoduje sobie gołębie. Nie robię tego dla zawodów, sukcesów czy sprzedaży, po prostu lubię te ptaki.
W swoim gołębniku, odpowiednio oddzielonym posiadam 270 zwykłych gołębi pocztowych, 20 kingów i 10 garłaczy.
Trzy setki ptactwa jak się patrzy. A raczej posiadałem.
Mieszkam na wsi z pewną rodziną, powiedzmy rodziną X.
Rodzina X ma problem natury psychicznej z kotami. Tylko tak mogę nazwać fakt że od dziesięciu lat rozmnażają swoje stado kotów, bez żadnych ograniczeń czy chwili refleksji. Nie oddają żadnych młodych, wszystkie karmią i zapewniają im opiekę dlatego nie można tego nigdzie zgłosić ponieważ warunki bytowe są zapewnione.
Koty, jako ogromne stado dokładnie przetrzebiło sobie całą okolicę z wszelkiego ptactwa czy gryzoni, zapuszczając się coraz dalej i dalej.
Mimo, że mój gołębnik znajduje się około trzech kilometrów od nich dość często widuje je kręcące się w jego okolicy.
Dom mieszkalny ptaków jest jednak przed tym zabezpieczony w dość solidny sposób. Stoi on na ośmiu, grubych palach, na wysokości dwóch metrów, posiada mocne bo ułożoną z desek podłogę i ściany, obustronnie obitą blachami a sam wylot znajduje się dodatkowy metr nad palami. Mając więc trzy metry do skakania i brak punktów wybicia można uznać to za bezpieczne miejsce.
Sam wchodzę do gołębnika poprzez przystawianie drabiny do drzwi które prowadzą do przedsionka gdzie trzymam zboże i są kolejne do właściwego pomieszczenia.
Od kilku dni jednak te zwierzęta jednak wchodzą do gołębnika i atakują moje ptaki. Nie robią one dziury, po prostu jednak doskakują do wylotu i wchodzą do pomieszczenia zabijając co można.
Dzieje się to w dzień na szczęście więc oprócz straty wszystkich "kingów" oraz kilku co chciało wcześniej wrócić do domu nie odczuwam tego zbyt mocno.
Bywałem u sąsiadów, prosiłem by ogarnęli swoje koty chociażby w celu ograniczenia populacji albo zaprzestaniu ich dalszej reprodukcji, żeby może jakoś lepiej je trzymali przy domu albo lepszemu karmieniu by dały spokój moim pupilom. Odpowiedź zawsze była taka: "To tylko zwierzę, nic nie poradzę".
Spytałem innego mieszkańca wsi, od którego kupowałem gołębie jak on załatwił sprawę z atakami na jego ptactwo. Dostałem trzy rady:
"1. Zatrute jedzenie dla kotów w miskach
2. Psy, specjalnie tresowane by atakować koty
3. Zaczaić się z wiatrówką przy gołębniku i odstrzelać każdego.
Koty to inteligentne stworzenia i po tygodniu nauczą się by nie podchodzić. Powtarzać co roku jak tylko pójdzie plotka że pojawią się młode i trochę podrosną. On tak robi co roku, z dwadzieścia kotów rocznie tak ubija ale ma święty spokój cały rok."
W swoim gołębniku, odpowiednio oddzielonym posiadam 270 zwykłych gołębi pocztowych, 20 kingów i 10 garłaczy.
Trzy setki ptactwa jak się patrzy. A raczej posiadałem.
Mieszkam na wsi z pewną rodziną, powiedzmy rodziną X.
Rodzina X ma problem natury psychicznej z kotami. Tylko tak mogę nazwać fakt że od dziesięciu lat rozmnażają swoje stado kotów, bez żadnych ograniczeń czy chwili refleksji. Nie oddają żadnych młodych, wszystkie karmią i zapewniają im opiekę dlatego nie można tego nigdzie zgłosić ponieważ warunki bytowe są zapewnione.
Koty, jako ogromne stado dokładnie przetrzebiło sobie całą okolicę z wszelkiego ptactwa czy gryzoni, zapuszczając się coraz dalej i dalej.
Mimo, że mój gołębnik znajduje się około trzech kilometrów od nich dość często widuje je kręcące się w jego okolicy.
Dom mieszkalny ptaków jest jednak przed tym zabezpieczony w dość solidny sposób. Stoi on na ośmiu, grubych palach, na wysokości dwóch metrów, posiada mocne bo ułożoną z desek podłogę i ściany, obustronnie obitą blachami a sam wylot znajduje się dodatkowy metr nad palami. Mając więc trzy metry do skakania i brak punktów wybicia można uznać to za bezpieczne miejsce.
Sam wchodzę do gołębnika poprzez przystawianie drabiny do drzwi które prowadzą do przedsionka gdzie trzymam zboże i są kolejne do właściwego pomieszczenia.
Od kilku dni jednak te zwierzęta jednak wchodzą do gołębnika i atakują moje ptaki. Nie robią one dziury, po prostu jednak doskakują do wylotu i wchodzą do pomieszczenia zabijając co można.
Dzieje się to w dzień na szczęście więc oprócz straty wszystkich "kingów" oraz kilku co chciało wcześniej wrócić do domu nie odczuwam tego zbyt mocno.
Bywałem u sąsiadów, prosiłem by ogarnęli swoje koty chociażby w celu ograniczenia populacji albo zaprzestaniu ich dalszej reprodukcji, żeby może jakoś lepiej je trzymali przy domu albo lepszemu karmieniu by dały spokój moim pupilom. Odpowiedź zawsze była taka: "To tylko zwierzę, nic nie poradzę".
Spytałem innego mieszkańca wsi, od którego kupowałem gołębie jak on załatwił sprawę z atakami na jego ptactwo. Dostałem trzy rady:
"1. Zatrute jedzenie dla kotów w miskach
2. Psy, specjalnie tresowane by atakować koty
3. Zaczaić się z wiatrówką przy gołębniku i odstrzelać każdego.
Koty to inteligentne stworzenia i po tygodniu nauczą się by nie podchodzić. Powtarzać co roku jak tylko pójdzie plotka że pojawią się młode i trochę podrosną. On tak robi co roku, z dwadzieścia kotów rocznie tak ubija ale ma święty spokój cały rok."
koty zwierzęta
Ocena:
99
(175)
Komentarze