Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80229

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Skoro moda na bierzmowanie, to się dopiszę w temacie i ja :)

Tylko że tym razem to ja bylem piekielny.

Bierzmowania żadnego nie chciałem, ale rodzice kazali. Wielkie dyskusje skończyły się na tym, że matka oznajmiła, że dopiero jak będę miał bierzmowanie, będę "dorosły duchowo" i będę mógł sam decydować o swoim życiu religijnym.

Postanowiłem więc dostać do niego niedopuszczonym, niestety ksiądz akurat był bardzo dobrym duszpasterzem i dbał o to, aby łaski sakramentu doświadczyli wszyscy - innymi słowy nic nie wymagał, nawet notoryczne wagarowanie z religii nie było przeszkodą.

Kiedy przyszła pora wyboru imienia, z kolegą w podobnej sytuacji wymyśliliśmy sobie, że chcemy przyjąć trzecie imię Adolf. Ksiądz powiedział, że nie można, i nawet przywoływanie świętego Adolfa z Osnabruck nie pomagało. Ksiądz tłumaczył, że to ważny sakrament, że to ważna decyzja i położył przed nami jakąś książkę o świętych. Moda wtedy była na Miliard w Rozumie, więc tak, jak Weiss z encyklopedii losował hasła, tak my wylosowaliśmy sobie imiona (chociaż koledze wyszła jakaś Kinga czy Katarzyna i musiał losować dwa razy). Ksiądz westchnął ciężko, zapytał, czy na pewno, i zapisał sobie w kajeciku. I tak zostałem Wiktorem.

Na świadka wybrałem sobie kolegę o rok starszego, ale znowu interweniowała mama, powiedziała, że to niepoważne, że świadek do bierzmowania ma być przewodnikiem duchowym i narzuciła mi wujka, męża chrzestnej. Mi to w sumie i tak wisiało, więc się zgodziłem. Wujek się przejął, więc mu lojalnie wyświetliłem sprawę, że jak dla mnie to jest pic i żadnego bierzmowania nie potrzebuję. Wujek jednak przyjął, że jest to przypadek młodzieńczego buntu i wciąż poważnie podszedł do sprawy, mając nadzieję, że kiedyś mnie naprostuje.

No i tak zostałem bierzmowany. Po powrocie z kościoła zasiedliśmy z rodziną przy uroczystym obiedzie przygotowanym przez mamę, która na początek walnęła przemowę o tym, jak to teraz jestem dorosły duchowo, sam mogę kierować swoim rozwojem religijnym i zapytała, co zamierzam robić w tym temacie dalej. Odpowiedziałem, że zdecydowałem, że dzisiaj był ostatni dzień, kiedy byłem w kościele. Atmosfera się trochę skwasiła, ale obiad i tak był dobry :)

Powziętego podówczas wydarzenia twardo się trzymałem, w kościele od tego czasu (nie licząc zwiedzania) byłem może z 10 razy, parę razy jako opiekun drużyny harcerskiej, ze dwa razy na pogrzebach, ze dwa na ślubach i raz z babcią, bo zamówiła mszę za dziadka i bardzo prosiła.

Aż tu niedawno chrzestna, z którą nie utrzymuję kontaktu od dłuższego czasu (jest fanatyczną PiSówą, dla której jedynym tematem dyskusji było to, że będąc grubo po 30-tce i mając magisterkę ze studiów powiązanych z politologią naszego regionu jestem wciąż głupim gówniarzem nie rozumiejącym polityki i tylko dlatego nie rozumiem, że Jarosław Kaczyński Największym Mężem Stanu Jest i że powinienem dlatego z pokorą słuchać starszych (czyli jej i męża) - ale to temat na inną historię).

No więc owa ciotka zaczęła mnie e-mailowo molestować o to, że oni z wujkiem nie mogą przeżyć mojego odejścia od kościoła, że wujek świadkiem był do bierzmowania, a ja teraz nie chodzę i on się czuje odpowiedzialny i że jak ja tak mogę.

Odpowiedziałem, że wiedział jak jest, że mu szczerze powiedziałem, a poza tym jak się tak czuł odpowiedzialny, to gdzie był przez ostatnie dwadzieścia parę lat, skoro się czuł takim moim przewodnikiem.

Ciotka się wkurzyła i powiedziała mi, że najwyraźniej jestem gówniarzem, bo nie potrafię sprawy załatwić po męsku, że jak ktoś podejmuje jakieś decyzje, to powinien być konsekwentny. Miała na myśli, że jak się dałem bierzmować, to powinienem teraz być katolikiem do końca życia. Ale się przeliczyła, bo odpisałem jej, że skoro tak, to faktycznie, już wtedy zdecydowałem, że z kościołem nie chcę mieć nic wspólnego, to sprawę dokończę.

Poszedłem do kościoła, złożyłem oświadczenie woli i po pewnych perturbacjach, będących materiałem na jeszcze inną historię uzyskałem odpowiedni papier zaświadczający o moim wystąpieniu z Kościoła, więc mogłem wysłać ciotce odpis świadectwa chrztu z odpowiednią adnotacją, informując że niniejszym zarówno moja chrzestna jako i świadek do bierzmowania mogą się czuć zwolnieni z odpowiedzialności za mój "rozwój duchowy".

Nie odpisała już więcej.

Piekielny jestem i dobrze mi z tym.

bierzmowanie

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 223 (271)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…