Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80284

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ten wpis jakoś specjalnie piekielny nie będzie. Przedstawiona sytuacja budzi jedynie zastanowienie nad tym, w jaki sposób policjanci z drogówki wybierają auta do kontroli drogowej.

Warszawa, niedzielny poranek. Jadę sobie spokojnie po trzypasmowej drodze, radośnie podśpiewując (w końcu nikt nie słyszy). Mozolnie doganiam jakiegoś dostawczaka wyładowanego w opór jakimś dziadostwem: stary regał, jakaś rama łóżka, pralka i masa różnych gratów – wszystko powiązane sznurkiem, drutem i szmatami. Z upływem kolejnych metrów zaczynam dostrzegać coraz więcej szczegółów. Maluje się obraz nędzy i rozpaczy: koszmarnie brudny, miota nim jak szatan po całym pasie, zostawia cztery ślady, a główny materiał konstrukcyjny tego pojazdu to rdza i dziury w blaszanych panelach. Istna ruina na kółkach. Jak na moje oko, to za podbicie przeglądu musiał nieźle zabulić – albo nie miał.

Miałem zamiar od razu wrzucić kierunkowskaz i zostawić tego rzęcha za sobą, ale środkowym pasem sunął nieoznakowany radiowóz (tę czapkę na desce widać z chyba stu metrów). Jednak jak jechał, tak pojechał dalej, po czym... zwolnił, żeby zrównać się ze mną. Bardzo ładna pani policjantka uśmiechem i lizakiem nakazała zjechać w bezpieczne miejsce. Okej. Zjechałem na stację, pokazałem dokumenty, dmuchnąłem w balonik i odpowiedziałem na lawinę pytań dotyczących mojego auta – bo nietypowe i takiego to jeszcze nie widzieli... A rupieć pojechał dalej.
Nic tylko czekać. aż się gdzieś na szosie złamie w pół i narobi szkód.

drogówka

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 98 (144)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…