Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80328

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Obecnie mieszkam w rodzinnym domu z siostrzenicą i rodzicami(jej dziadkowie). Wcześniej, do czasu zdania matury siostrzenica mieszkała z bratem (znaczy moim siostrzeńcem) u ich ojca i jego baby, ponad dwieście kilometrów dalej – w innym mieście. Z dziećmi siostry miałem dobry kontakt z racji dość niewielkiej różnicy wieku, potem już tylko z siostrzenicą. Podróżowałem tam z reguły raz na tydzień, w weekendy.

W tamtym domu Natalia była jak powietrze, a siostrzeniec Marcin zaś był ulubieńcem. Z czasem takie rozróżnienie rodzeństwa się nasilało. Co z tego wynika wyjaśniać nie trzeba: Marcin zawsze był niemal święty, cokolwiek by nie zrobił. Natalia była najgorszą wiedźmą (i wiele różnych mniej lub bardziej wulgarnych epitetów). Ojciec jej piekielności nie czynił (jedynie traktował ją jak ducha), ale brat z kobietą ojca już tak. Dawali jej do pieca równo przez cały czas. Na rok przed jej osiemnastką zapowiedziała podczas którejś kłótni, że gdy tylko skończy szkołę to się stamtąd wyniesie: "choćbym miała i pod mostem mieszkać".

Wtedy też nasiliło się czynienie dziewczynie wszelkich przykrości. Wiadomości o tym co się tam wyczynia dostawałem od niej regularnie. A to "macocha" coś jej "skonfiskowała", brat okradł z pieniędzy. No i dziewczyna była w takich sytuacjach bezsilna – ojca to nie interesowało bo "sama jest sobie winna".

Wielokrotnie sam urządzałem niemal karczemne awantury, kilka razy zadziałali moi rodzice, gdy sprawy obierały niebezpieczny obrót – skutkowało na tydzień czy dwa i był względny spokój. Jako przykład takich niebezpiecznych sytuacji – gdy Marcin wracał pijany i dochodziło do rękoczynów. Natalii nic poważne zrobić nie zdołał, ale całe takie noce siedziała praktycznie zabarykadowana w pokoju. A co na to ojciec? "Wybryki młodego, nie ma się czym przejmować". Tak to się ciągnęło niemal przez rok a brata się po prostu bała.

Apogeum nastąpiło na około tydzień przed jej maturą. Sobota, byłem wtedy autem. Natalia otworzyła drzwi, a w korytarzu Marcin – czerwony, wkurzony i ewidentnie pijany szesnastolatek (prawdopodobnie też po amfetaminie). Ryknął coś w stylu "Gdzie pieniądze k*wo!" – nie zdążyłem zareagować (bo byłem za nią), strzelił ją pięścią w twarz. On ją, ja jego – gówniarz przysiadł a macocha wyłoniła się z czeluści domu i do mnie z rękami. Babsztyla złapałem i "posadziłem" na ziemi. Całość okraszona masą niecenzuralnych wyrażeń z obu stron. Natalii kazałem iść do samochodu i sam też się wycofałem.

Warga dziewczyny rozcięta poważnie – pojechaliśmy do szpitala, trzy godziny czekania, lekarz połatał. Tego dnia nie wróciliśmy do "domu" – podzwoniłem po znajomych i zakwaterowaliśmy się na tydzień u kolegi kolegi. Potem już tylko była krótka wizyta po rzeczy Natalii. Ojciec zaskoczony – "no córuś, ale co ty?". Macocha milczy blada jak ściana, a "braciszek" jeszcze jej groził.

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (195)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…