O tym, jakie kolega ze szkoły miał priorytety w życiu.
Lata 2002-2005, chodziłem wtedy do gimnazjum. W tamtych czasach szczyt popularności przeżywały kafejki internetowe, gdzie zbierali się młodzi ludzie, między innymi po to, by grać w gry multiplayer. Coś jak dzisiejszy e-sport, tylko że wtedy nazywało się to po prostu graniem.
Szczególną popularnością cieszyła się strzelanka Counter Strike, znana zresztą do teraz. Była liga, turnieje, zawody i drużyny, zwane klanami. Praktycznie każda kafejka internetowa miała "swój" klan w CS.
Mój kolega, którego nazwę S, poza CS-em świata nie widział i był w tę grę naprawdę dobry. W pewnym momencie, z dnia na dzień, przestał pojawiać się w szkole. Po kilku dniach wychowawczyni skontaktowała się z jego rodzicami, a oni zdziwieni, że przecież normalnie wychodzi do szkoły przed 8 i wraca, jak się kończą lekcje.
Co się okazało?
Wychodził do kafejki, gdzie grał. Rodzice momentalnie zakręcili mu kurek z pieniędzmi, myśląc, że jak nie będzie miał za co tam chodzić, to przestanie. Nie pomogło, gdyż jako członek klanu i jeden z najlepszych graczy mógł tam przesiadywać za darmo i do woli. W tej sytuacji ojciec zaczął przyprowadzać go do szkoły. S przychodził na pierwszą lekcję, po czym wychodził i szedł grać.
Nadmienię tylko, że nie były to czasy takie, jak teraz, że szkoła jest zamknięta na cztery spusty, z kontrolą dostępu, monitorowana i z ochroną. Ze szkoły w każdej chwili każdy mógł wyjść, podobnie jak do niej wejść. Ojciec zaczął więc przesiadywać w szkole i pilnować, żeby S nie uciekał.
S nie był głupi, nie był nieukiem, toteż jak już został do szkoły dostarczony i przypilnowany, by tam został, to z nauką nie miał problemów i dostawał pozytywne oceny. Ojciec jednak nie mógł codziennie przez całe dnie siedzieć w szkole i go pilnować, tak więc mimo wszelkich starań szkoły i rodziców, S spędzał jednak więcej czasu w kafejce niż w szkole.
Wychowawca i grono pedagogiczne poprosiło nawet nas, kolegów z klasy, byśmy spróbowali jakoś na niego wpłynąć. Nam mówił, że on gra, ma treningi, klanówki (mecze ligowe lub turniejowe klan vs klan), a ze szkołą sobie poradzi, nadrobi wszystko.
Niestety nie nadrobił.
Przyszedł koniec roku szkolnego, a S miał ze wszystkich przedmiotów nieklasyfikowanie za nieobecności, a ze wszystkich sprawdzianów pały z góry na dół, bo żadnego nie napisał. Szkoła naprawdę chciała mu pomóc i postanowiła nadzwyczajnie pójść mu na rękę - miał przyjść, napisać z marszu po jednym sprawdzianie z każdego przedmiotu i zdałby do następnej klasy.
Wyznaczono termin i... S nie przyszedł.
Spotkaliśmy go kilka dni później i pytamy:
- Dlaczego nie przyszedłeś? Przecież by cię przepuścili!
- Nie mogłem, bo klanówka była.
Tym sposobem kolega został w gimnazjum aż do 18-go roku życia, po czym został z niego wyrzucony, gdyż po osiągnięciu pełnoletności obowiązek nauki przestał go obejmować.
Zakończył edukację na uzyskaniu wykształcenia podstawowego. Na własne życzenie.
Lata 2002-2005, chodziłem wtedy do gimnazjum. W tamtych czasach szczyt popularności przeżywały kafejki internetowe, gdzie zbierali się młodzi ludzie, między innymi po to, by grać w gry multiplayer. Coś jak dzisiejszy e-sport, tylko że wtedy nazywało się to po prostu graniem.
Szczególną popularnością cieszyła się strzelanka Counter Strike, znana zresztą do teraz. Była liga, turnieje, zawody i drużyny, zwane klanami. Praktycznie każda kafejka internetowa miała "swój" klan w CS.
Mój kolega, którego nazwę S, poza CS-em świata nie widział i był w tę grę naprawdę dobry. W pewnym momencie, z dnia na dzień, przestał pojawiać się w szkole. Po kilku dniach wychowawczyni skontaktowała się z jego rodzicami, a oni zdziwieni, że przecież normalnie wychodzi do szkoły przed 8 i wraca, jak się kończą lekcje.
Co się okazało?
Wychodził do kafejki, gdzie grał. Rodzice momentalnie zakręcili mu kurek z pieniędzmi, myśląc, że jak nie będzie miał za co tam chodzić, to przestanie. Nie pomogło, gdyż jako członek klanu i jeden z najlepszych graczy mógł tam przesiadywać za darmo i do woli. W tej sytuacji ojciec zaczął przyprowadzać go do szkoły. S przychodził na pierwszą lekcję, po czym wychodził i szedł grać.
Nadmienię tylko, że nie były to czasy takie, jak teraz, że szkoła jest zamknięta na cztery spusty, z kontrolą dostępu, monitorowana i z ochroną. Ze szkoły w każdej chwili każdy mógł wyjść, podobnie jak do niej wejść. Ojciec zaczął więc przesiadywać w szkole i pilnować, żeby S nie uciekał.
S nie był głupi, nie był nieukiem, toteż jak już został do szkoły dostarczony i przypilnowany, by tam został, to z nauką nie miał problemów i dostawał pozytywne oceny. Ojciec jednak nie mógł codziennie przez całe dnie siedzieć w szkole i go pilnować, tak więc mimo wszelkich starań szkoły i rodziców, S spędzał jednak więcej czasu w kafejce niż w szkole.
Wychowawca i grono pedagogiczne poprosiło nawet nas, kolegów z klasy, byśmy spróbowali jakoś na niego wpłynąć. Nam mówił, że on gra, ma treningi, klanówki (mecze ligowe lub turniejowe klan vs klan), a ze szkołą sobie poradzi, nadrobi wszystko.
Niestety nie nadrobił.
Przyszedł koniec roku szkolnego, a S miał ze wszystkich przedmiotów nieklasyfikowanie za nieobecności, a ze wszystkich sprawdzianów pały z góry na dół, bo żadnego nie napisał. Szkoła naprawdę chciała mu pomóc i postanowiła nadzwyczajnie pójść mu na rękę - miał przyjść, napisać z marszu po jednym sprawdzianie z każdego przedmiotu i zdałby do następnej klasy.
Wyznaczono termin i... S nie przyszedł.
Spotkaliśmy go kilka dni później i pytamy:
- Dlaczego nie przyszedłeś? Przecież by cię przepuścili!
- Nie mogłem, bo klanówka była.
Tym sposobem kolega został w gimnazjum aż do 18-go roku życia, po czym został z niego wyrzucony, gdyż po osiągnięciu pełnoletności obowiązek nauki przestał go obejmować.
Zakończył edukację na uzyskaniu wykształcenia podstawowego. Na własne życzenie.
priorytety
Ocena:
99
(133)
Komentarze