Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80642

przez ~bluzazkotami ·
| Do ulubionych
Opowiastka o 73-letniej sąsiadce, żyjącej z renty po zmarłym mężu i chyba emerytury (generalnie biednie), ale w przeciwieństwie do innych historii, sąsiadce pozytywnej.

Otóż, sąsiadka mieszka działkę ode mnie. Działka pusta, należąca do nie wiadomo kogo. Sąsiadka latem zrobiła tam sobie ogródek tj. zasadziła jakieś warzywka. Nam nie przeszkadza, a jak sama stwierdziła, że jeśli pojawi się właściciel to z ogródkiem się usunie. Postawiła też z palet budkę, gdzie trzymała sobie konewkę, haczkę.

Przy końcu września znalazła w niej małego kundelka oraz kota. Widać było, że zwierzęta z jednego domu i ktoś pozbył się problemu. Zapakował je w karton i dał do budki. Sąsiadka ma wielkie serce i zwierzęta przygarnęła na tymczas. Pojawił się jednak problem- kastracja. Nie stać jej było na pokrycie u obu zwierząt (jak się okazało suka i kotka), bo miejscowy weterynarz wołał sobie za te dwa zabiegi około 450 zł z tym, że noc w szpitaliku dodatkowo płatna. Sąsiadka poprosiła mnie o napisanie pisma do gminy, gdzie prosiła o częściowe pokrycie kosztów, bo w końcu zwierzęta były bezdomne, a ona udziela im tylko schronienia, coby nie zamarzły na dworze. Gmina odrzuciła wniosek, uzasadniając tym, że zwierzęta są pod jej opieką i w jej domu.

Sąsiadka poszła i spytała się bezpośrednio, czy jakby wyrzuciła je z domu i tylko dawała im jeść, a one byłyby na dworze ale na posesji obok, to czy kastracja by im przysługiwała. Okazało się, że tak, bo wtedy są to zwierzęta bezdomne, a jak ktoś im udostępnia mieszkanie to już nie.

Nie przeczę, może jest w tym trochę racji, lecz kobieta nie chciała, aby zabieg został w pełni opłacony, a tylko wsparcia finansowego. Bała się też, że jeśli ktoś znajdzie się chętny na zwierzaki, to jeśli odda je bez kastracji, suka i kotka zajdą w ciążę i zrobi się więcej bied.

Ostatecznie znalazłam na internecie kontakt do weterynarza, który zgodził się zrobić zabieg taniej, a noc w szpitaliku dodać gratis, gdy usłyszał, że mamy do niego ponad 60 km, a sąsiadka jest w trudnej sytuacji finansowej. Ba, nawet wywiesił w lecznicy ogłoszenie o tym, że zwierzaki te szukają domu. Dołożyłam się też trochę do kosztów i dałam transport gratis, bo też niewiele więcej mogłam dać (uprzedzając komentarze "a dlaczego ty nie opłaciłaś, skoro sąsiadki nie stać")

Na pieska chętny już się znalazł, ale miał iść na wieś obok naszego miasteczka (gdzie delikatnie mówiąc zwierzęta lekko nie mają) i nadal czeka z kotką na dom.

kastracja

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 129 (145)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…