Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80657

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Polecam czytać do końca, gdyż nie jest to "zwykła" historia parkingowa.

Mieszkam w dzielnicy oddalonej od centrum miasta, jednak poprzez nagromadzenie punktów usługowych wokoło mojego bloku, w ciągu dnia bywają problemy ze znalezieniem wolnego miejsca parkingowego (uwzględniając także te "nielegalne"). Na szczęście do wynajmowanego mieszkania przypisane jest miejsce postojowe z blokadą, które to znajduje się na wewnętrznym parkingu gdzie wszystkie miejsca są dla mieszkańców (co prawda nie ma żadnego znaku).

Z racji, że jestem leniwym człowiekiem to wyjeżdżając do pracy po prostu stawiam "mój" słupek, ale nie zapinam na nim kłódki. Dwukrotnie zdarzyło mi się, że po powrocie z pracy zastałem inne auto postawione na moim miejscu. Akurat w te dni był bardzo mocny wiatr, więc myślałem sobie, że może to on przewalił słupek, a ktoś skorzystał myśląc, że miejsce jest nieużywane (chociaż wydaje mi się to mało prawdopodobne). Więc po prostu za szybę samochodu włożyłem karteczkę informującą, że owe miejsce jest prywatne. Ale za trzecim razem gdy zastałem zajęte moje miejsce, była całkiem bezwietrzna pogoda. Nie powiem - tym razem się zirytowałem.

Pomyślałem, że również będę piekielny - za samochodem postawiłem słupek i zapiąłem na nim kłódkę. Z racji, że miejsce sąsiadujące z moim jest szersze niż standardowe (chyba było projektowane jako miejsce dla inwalidy), ogarnięty kierowca i tak dałby radę wyjechać, z tym że zajęłoby mu to trochę czasu oraz wymagało sporo manewrów. Jednak dochodząc do klatki schodowej ruszyło mnie sumienie i postanowiłem się wrócić żeby zostawić tym razem mniej uprzejmą karteczkę informującą, że jest to "moje" miejsce oraz zawierającą mój numer telefonu (tak w razie "W") - i Bogu dzięki, że tak zrobiłem.

Akurat gdy skończyłem jeść obiad, dzwoni nieznany mi numer. Odbieram i słyszę zapłakaną kobietę mającą delikatne problemy ze złożeniem zdania, która to bardzo mnie przeprasza za zajęcie miejsca itd. itp. - myślę sobie "o co kaman - czy laska aż tak się przejęła tym, że zajęła mi miejsce...?!" i nagle sprawa się wyjaśniła - otóż mimochodem wtrąca Ona, że nie pomyślała parkując, gdyż jest bardzo roztargniona po tym jak dzisiaj się dowiedziała, że ma raka. BUM TA DA!!

Muszę przyznać, że dawno nie czułem się tak niezręcznie. Na dół po schodach praktycznie biegłem. Kolesiówa rzeczywiście była cała zapłakana i roztrzęsiona, dodatkowo chciała mi zapłacić 50zł za uwolnienie samochodu (nic takiego w żaden sposób nie sugerowałem). Zaraz obok mojego bloku jest przychodnia (w której, to była potwierdzić wyniki badań) z oczywiście wiecznie zajętym parkingiem, a gdy babka parkowała podobno mój słupek był położony na ziemi (ktoś musiał wcześniej wykorzystać to miejsce).

W duchu dziękowałem sobie, że coś mnie tknęło i jednak zostawiłem ten numer telefonu za wycieraczką.

parking przychodnia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 163 (193)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…