Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#80700

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Eh, Rodacy...

Jakiś czas temu leciałem samolotem z jednego z niemieckich lotnisk na jedno z polskich lotnisk. Lot obsługiwała Lufthansa, więc wydawałoby się, że mentalnej cebuli w tych dość drogich liniach nie będzie. Jednak jak twierdzi klasyk: Nic. Bardziej. Mylnego.

Dla mniej zorientowanych - czasami przy większych samolotach lub jeśli akurat jest taka możliwość do samolotu wchodzi się wygodnym rękawem, prosto z terminala. Z kolei innymi razy ludzi pakuje się do autobusów, które dowożą ich na płytę lotniska, tuż pod czekający samolot. W moim przypadku zapakowano nas właśnie do takiego autobusu. Autobusy lotniskowe są bardzo szerokie, długie i pojemne, raczej mało tam miejsc siedzących, wszak podróż terminal - samolot trwa max 5-7 minut.

Tyle w kwestii wstępu, lecimy do meritum.
Wsiadam razem ze znajomym do autobusu, już dość solidnie zapakowanego. Czasami podstawiają dwa autobusy, lecz tutaj wszyscy musieli się wcisnąć do jednego. Lot wieczorny, generalnie każdy zmęczony, ludzie się pościskali, trzymają się metalowych rurek by utrzymać równowagę. Drzwi się zamykają, ruszamy. Stoimy w gąszczu ludzi obok gościa, zapewne pewnie niedługo przed trzydziestką, ale takiego - wiecie... Ziomeczka. Krok w kolanach, czapka z daszkiem z trzema metkami, ogromne słuchawki w których tłucze się jakiś rap, hiphop czy inne łubudu.

Jak to w takim autobusie bywa, czasami potrzebuje on skręcić, zwolnić, przyspieszyć - tak bydle po prostu ma. Ludzie trochę się o siebie obijają, ale ścisk konretny, więc każdy się czegoś trzyma. Po którymś hamowaniu do znajomego odwraca się ów Ziomeczek i rzecze z nieukrywanym gniewem:

-> Rozmowa po angielsku. <-

[Ziomeczek]: Czy możesz zrobić krok do tyłu?
Znajomy spojrzał za siebie, gdzie zobaczył jedynie kolejnego podróżnego.
[Kolega]: Niestety nie, jest tłok.
[Z]: No to mnie nie szturchaj.
[K]: Sorry, nie robię tego specjalnie. Po prostu jest mało miejsca.
[Z]: Jest mało miejsca, bo tu stoisz. Może idź sobie gdzieś indziej?
[K]: Eee... Skoro tak bardzo ci to przeszkadza, to może sam idź gdzieś indziej?
[Z]: O nie, nie! Ja nigdzie nie idę, bo ja tu stałem pierwszy!
[Ja]: Ziomeczku, może wyluzuj troszeczkę, co? Nic się nie dzieje, nikt ci krzywdy nie robi...
[Z]: CO?! Ja mam wyluzować?! JA JESTEM WYLUZOWANY A ON MNIE SZTURCHA W PLECAK!

Spojrzeliśmy po sobie ze znajomym, wzruszyliśmy ramionami i nie kontyuujemy tematu. Ale ja to zwykle bywa z autobusami, znów zdarzyło mu się nieco zmienić kierunek czy też mocniej zahamować.

-> Tym razem rozmowa przeszła dość gwałtownie na polski. <-

[Z]: No nie szturchaj mnie w ten plecak, k***a mać, ja pie***le, nie rozumiesz?!

Oho... to wiele wyjaśnia - swąd cebuli rosniósł się po autobusie. Tu włącza się pan stojący obok, również w naszym ojczystym języku.

[P]: Kolego, przecież widzisz że nie ma miejsca, po co robisz szopkę?
[Z]: Bo mnie jakiś koleś szturcha!
[P]: A może zaraz ja cię poszturcham?
[Z]: A MOŻE JA CI ZARAZ NA SZYJĘ WSKOCZĘ?!
[P]: No bardzo chciałbym widzieć jak próbujesz...

Tu Ziomeczek stracił trochę rezonu i nie bardzo wiedział co ma odpowiedzieć. Szczęśliwie dla wszystkich autobus właśnie podjechał pod samolot, drzwi się otworzyły i można było wysiąść. Ziomeczek dosłownie wystrzelił z busa, żeby koniecznie wejść do samotolu jak najszybciej (przypominam, że w Lufie każdy ma swoje miejsce i nie ma opcji, żeby ktoś kogoś podsiadł), chyba bał się, że jak nie wejdzie pierwszy to samolot poleci bez niego.

Ja ze znajomym ustawiliśmy się grzecznie w kolejce do wejścia do samolotu.

[J]: A teraz zgadnij, mój kolego, obok kogo będziesz siedział w samolocie...?
Znajomy się zaśmiał z tego żarciku, choć dość nieszczerze... :)

Na szczęście Ziomeczek, mimo że wszedł do samolotu tylnym wejściem, siedział niemalże na samym przodzie, daleko ode mnie i od mojego znajomego.

Eh, Rodacy...

lotnisko

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 7 (87)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…