Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80808

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O rzeczach dla mnie niepojętnych.
Odkąd pamiętam w moim domu były (i nadal są) zwierzęta. Po przeprowadzce z domu na odludziu do bloku, wpół dzikie koty zostały zamienione na chomiki, mysz i jakieś rybki. Od małego byłam uczona, że zwierzęta też odczuwają ból i że, na przykład, mam nie 'kochać' (tulić znaczy;)) gryzonia przesadnie mocno.

W klatce obok mieszkała lekko 'patoligiczna' rodzinka.
Ale miało być o futrzakach. Legenda podwórkowa głosi, że wyżej opisane dzieciaki te połamały/wyrwały/mocno uszkodziły nóżkę śwince morskiej. Zwierz cierpiał tak, że został podobno dobity młotkiem. I jestem skłonna w tę historie uwierzyć.

Dlaczego? Prawie 10 lat domu do mojego domu trafił kilkuletni pers Maciek. Kocur trochę skrzywiony psychicznie, po przejściach, bardzo długo się oswajał, często bywał agresywny i minęło sporo czasu zanim domownicy i kot 'nauczyli' się siebie nawzajem, a i w późniejszym okresie Maciej czasem źle reagował na sytuacje 'kryzysowe' (podczas spaceru na smyczy wystraszył się samochodu i wskazując mojej Mamie na ręce podrapał ją tak mocno, że przysługiwało jej jakieś odszkodowanie, nie wiem jak to załatwiła;)).

Dlatego z taką furią zareagowałam, kiedy wracając do domu zobaczyłam mojego Maćka dosłownie kamieniowanego przez bachory sąsiadów. Rzucali na szczęście malutkim kamieniami, takim żwirem bardziej. Gnojków odepchnęłam i nawet nie słuchając tłumaczeń, wzięłam kota pod pachę i zabrałam do domu. Następnie pobiegłam do sąsiadów, żeby podkablować, bo bić kolegów z podwórka nie będę, a i, jak mi się wydawało, rodzice lepiej im przemówią do rozsądku. O ja młoda i naiwna. Reakcja pani matki?

- Phi, bawili się, zresztą kto to widział takie bydlę* w domu trzymać.

Szczęka, ręce, cycki i wszystko co opaść mi może w tamtym momencie, opadło. Od tej pory kot stracił ochotę na wycieczki (wyskakiwał sam przez niewysokie okno, a nie mieliśmy takich uchylonych wtedy) i wychodził tylko na smyczy.
Ale cholera jasna. Jak można tak się pastwić? Nad świnką, kotem, psem. Nieważne. Nie rozumiem tego.

* Maciek był wyjątkowo duży i przypominał czarną, bardzo włochatą pumę. Sąsiedzi się go trochę bali z tego powodu. Nawet, kiedy był na smyczy (takie małe dziwactwo Iksowatego, że lubię spacerować z kotami;p). Woleli go oglądać na odległość, bo to piękny egzemplarz był ;) Przyjęło się, że był persem, ale dla mnie wyglądał bardziej jak kot norweski leśny, polecam wygooglać - przyjemnie się patrzy.



Edit: w domu na wsi koty były mocno podwórkowe. W zasadzie bardziej przybłędy, nad którymi moja Mama się zlitowała i zrobiła miejsce do spania. Natomiast historia kota Maćka miała miejsce już kilka lat później. Maciek był oddany nam bez zrozumiałego powodu. Ot, dzieci dorosły, rodzice nie chcieli się zajmować. W poprzednim domu był kotem wychodzącym, z tej przyczyny zaczęliśmy wyprowadzać go na smyczy, żeby się oswoił. W pierwszych miesiącach Maciek często uciekał (albob'zwyczajnie' drzwiami, między nogami wchodzącego albo w wersji ekstremalnej przez okno) i takiej sytuacji tyczy się historia. Po tym zdarzeniu nawet nie przyszło nikomu do głowy puszczać go samego i do końca życia wychodził tylko na smyczy.

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (154)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…