Bezczelność niektórych ludzi nadal nie przestaje mnie zadziwiać.
Pod moim blokiem znajduje się trawnik, choć idąc tropem myślenia pewnej pani powinnam powiedzieć - kilka trawników. Jest to zrobione na takiej zasadzie, że bezpośrednio pod blokiem, gdzie są różne lokale usługowe, znajduje się półmetrowy chodnik, potem jest pas zieleni z trawą i różną fikuśną zieleniną i dalej właściwy chodnik od ulicy. W miejscach wejść do lokali trawnik jest przedzielony chodnikiem, łączącym ten chodnik pod blokiem i ten od ulicy, co wydaje się logiczne, bo klienci lokali i tak skracaliby sobie drogę wydeptując trawnik.
Cała ta infrastruktura należy do naszej wspólnoty mieszkaniowej.
Ostatnio wspólnota w związku z regularnym niszczeniem roślinności przez psy zadecydowała o zakupie tabliczek z zakazem wyprowadzania tych zwierząt (przy czym "ostatnio" to lekki eufemizm, bo dyskusja trwała jakoś od zeszłej zimy, tabliczki pojawiły się ze dwa miesiące temu, a sama historia o ich zakupie spokojnie mogłaby trafić na ten portal).
Wracałam kiedyś z zakupów, minęłam trawnik z tabliczką, a kawałek dalej widzę jakąś babkę, której shih tzu spokojnie załatwia się pod krzewem. Zwróciłam kobiecie uwagę, że jest tabliczka o zakazie, na co ona odpowiedziała, że tabliczka owszem jest, ale na sąsiednim trawniku, a na pewno nie na tym. Przyznam, że zdębiałam, bo dla mnie ewidentne jest, że dotyczy całości trawnika, a że jest przedzielony chodnikiem i tworzy kilka mniejszych, to nie powinno mieć znaczenia. Babka ewidentnie rżnęła głupa. Stwierdziłam, że nie będę się z koniem kopać, ona sobie szybko odeszła, więc zajrzałam do kantorka ochroniarzy, żeby jej zwracali uwagę jakby ją zauważyli. Pan ochroniarz powiedział, że już nie raz ją przeganiali i nie tylko ją, ale co oni mogą? Siedzą w kantorku z drugiej strony budynku, zanim się zbiorą, to jej już nie ma.
Cała ta sytuacja miała miejsce ponad miesiąc temu. Dziś na spacerze znowu zastałam - nie zgadniecie - panią od shih tzu. Tym razem piesek nie zostawił niespodzianki na trawie, a centralnie na chodniku, a pani szybciutko się oddaliła, zostawiając jego dzieło w tym samym miejscu gdzie je zrobił. Byłam za daleko żeby zareagować.
Po poprzedniej sytuacji zapamiętałam tę panią i widziałam ją przypadkiem wchodzącą do klatki w sąsiednim bloku. Akurat była bez psa, ale to na pewno ona. Czyli pani ma taką wizję spaceru z psem, że wychodzi z klatki na najbliższy trawnik, zrobi kilka kółek i ucieka jak psiak skończy. I nie - nasz trawnik nie jest jedynym miejscem zielonym w okolicy, dookoła są parki, nawet las i spora łąka gdzie mnóstwo ludzi wychodzi z psami. Tylko trzeba by było wykonać wysiłek i kawałek się przejść, a to najwyraźniej za dużo.
Pod moim blokiem znajduje się trawnik, choć idąc tropem myślenia pewnej pani powinnam powiedzieć - kilka trawników. Jest to zrobione na takiej zasadzie, że bezpośrednio pod blokiem, gdzie są różne lokale usługowe, znajduje się półmetrowy chodnik, potem jest pas zieleni z trawą i różną fikuśną zieleniną i dalej właściwy chodnik od ulicy. W miejscach wejść do lokali trawnik jest przedzielony chodnikiem, łączącym ten chodnik pod blokiem i ten od ulicy, co wydaje się logiczne, bo klienci lokali i tak skracaliby sobie drogę wydeptując trawnik.
Cała ta infrastruktura należy do naszej wspólnoty mieszkaniowej.
Ostatnio wspólnota w związku z regularnym niszczeniem roślinności przez psy zadecydowała o zakupie tabliczek z zakazem wyprowadzania tych zwierząt (przy czym "ostatnio" to lekki eufemizm, bo dyskusja trwała jakoś od zeszłej zimy, tabliczki pojawiły się ze dwa miesiące temu, a sama historia o ich zakupie spokojnie mogłaby trafić na ten portal).
Wracałam kiedyś z zakupów, minęłam trawnik z tabliczką, a kawałek dalej widzę jakąś babkę, której shih tzu spokojnie załatwia się pod krzewem. Zwróciłam kobiecie uwagę, że jest tabliczka o zakazie, na co ona odpowiedziała, że tabliczka owszem jest, ale na sąsiednim trawniku, a na pewno nie na tym. Przyznam, że zdębiałam, bo dla mnie ewidentne jest, że dotyczy całości trawnika, a że jest przedzielony chodnikiem i tworzy kilka mniejszych, to nie powinno mieć znaczenia. Babka ewidentnie rżnęła głupa. Stwierdziłam, że nie będę się z koniem kopać, ona sobie szybko odeszła, więc zajrzałam do kantorka ochroniarzy, żeby jej zwracali uwagę jakby ją zauważyli. Pan ochroniarz powiedział, że już nie raz ją przeganiali i nie tylko ją, ale co oni mogą? Siedzą w kantorku z drugiej strony budynku, zanim się zbiorą, to jej już nie ma.
Cała ta sytuacja miała miejsce ponad miesiąc temu. Dziś na spacerze znowu zastałam - nie zgadniecie - panią od shih tzu. Tym razem piesek nie zostawił niespodzianki na trawie, a centralnie na chodniku, a pani szybciutko się oddaliła, zostawiając jego dzieło w tym samym miejscu gdzie je zrobił. Byłam za daleko żeby zareagować.
Po poprzedniej sytuacji zapamiętałam tę panią i widziałam ją przypadkiem wchodzącą do klatki w sąsiednim bloku. Akurat była bez psa, ale to na pewno ona. Czyli pani ma taką wizję spaceru z psem, że wychodzi z klatki na najbliższy trawnik, zrobi kilka kółek i ucieka jak psiak skończy. I nie - nasz trawnik nie jest jedynym miejscem zielonym w okolicy, dookoła są parki, nawet las i spora łąka gdzie mnóstwo ludzi wychodzi z psami. Tylko trzeba by było wykonać wysiłek i kawałek się przejść, a to najwyraźniej za dużo.
Ocena:
105
(125)
Komentarze