Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80887

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Większość biegaczy pewnie zgodzi się ze mną, że nasze życie byłoby łatwiejsze, gdyby m.in. nie właściciele psów, puszczający swoje większe i mniejsze sierściuchy samopas, a których to psów ulubioną zabawą jest "gryziony" berek. Już mi się nawet nie chce słuchać kolejnych - on nie gryzie, on się tylko bawi, pani się nie boi itd. Biegam zwykle po tej samej okolicy, więc niekiedy staram się jednak zwrócić uwagę, że pies powinien być na smyczy, bo nigdy nic nie wiadomo, jak grochem o ścianę.

Któregoś dnia biegłam sobie do domu nieco nie w sosie, bo mokro, zimno, ślisko i generalnie aura ostatnio nie sprzyja i - oczywiście - przypałętał się kolejny pies puszczony luzem. Tutaj akurat z daleka widać, że pies młody i w figlarnym nastroju, ewidentnie niewybiegany, a jego "pańcia" stoi sobie spory kawałek przede mną, w szpileczkach, telefonem i elektronikiem. Biegnę dalej, pies za mną. Biegnie to biegnie, nie moja sprawa. Mijamy pańcię, ta krzyczy do psa, żeby stał. Pies ma wy... tego... wybiegane na nią. Pańcia krzyczy do mnie, żebym wracała, bo jej pies ucieknie.

Zło we mnie wstąpiło ewidentnie, odkrzyknęłam, że jak psa nie pilnuje, to nie moja sprawa. Klepnęłam dłonią po udzie, zachęcając psiaka do biegu ze mną i włączyłam tryb "zapierrrrniczaj". Nawet się nie odwróciłam, by spojrzeć, czy nas goni. Po ok. 500 metrach skręcałam, więc pies po namyśle usiadł.

Tak, byłam piekielna, ale mam nadzieję, że dało to pańci do myślenia i następnym razem albo wyprowadzi psa porządnie, albo chociaż go weźmie na smycz ;)

pańcie

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (156)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…