Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80913

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Owadzi sklep, dziś, godziny popołudniowe.

W sklepie ludzi masa, więc staram się jak najszybciej zrobić podstawowe zakupy i sobie iść. Nie, żaden tam obiad - parówki, twarożek, masło, pomidorek i… bułki czosnkowe (winna!).

No to dochodzę do tych bułek. I co widzę? Jakiś wyraźnie niedomyty pan grzebie radośnie w tych czosnkowych półbagietkach gołymi łapskami, każdą nagniata (testuje chrupkość), odkłada, przebiera. Wszystkie, jakie tam były zostały chyba dokładnie wymacane.

No wryło mnie lekko w podłogę, ale podeszłam i mówię (mówię, nie krzyczę, co ważne dla historii): "Proszę pana, co pan wyprawia? Przecież ktoś będzie kupował to pieczywo, nie wolno dotykać gołą ręką!”.

Pan nic. Pomyka jak jeleń do kas. Ale traf, akurat jakaś pani w zielonej bluzie opatrzonej identyfikatorem i wyszytym logo sieci przechodziła obok. Więc ją zaczepiam i mówię, że to pieczywo należy wymienić/wyrzucić, bo zostało dokładnie zmacane/wygniecione przez tego pana (tu wskazuję niedomytego, stojącego w ogonku do kasy), a zatem stanowi ono potencjalne zagrożenie dla zdrowia, o obrzydzeniu nie wspominając.

Kto zgadnie: jaka była reakcja skwaszonej pani?

Pognała za klientem, by obciążyć go rachunkiem za wymacane pieczywo? Pognała, by klientowi zwrócić chociaż uwagę? Zabrała inkryminowane bułki na zaplecze celem wyrzucenia bądź choć pozornej wymiany do czasu, aż za rudą przestanie dymić z rury wydechowej auta (no, nie dymi - ja tylko tak symbolicznie)?

Nie! Reakcja skwaszonej pani była następująca (wywrzeszczana w moją stronę): "I co się pani tak tu awanturuje?!”.

No to ja, z cierpliwością wypracowaną poprzez skrzywienie zawodowe, cierpliwie tłumaczę jeszcze raz sytuację i potencjalne konsekwencje w postaci potencjalnych zagrożeń i obrzydliwości.

Finał:

SP (Skwaszona Pani): "No ale co się pani tak awanturuje?!”.

JA: "Proszę zawołać kierownika" (moja cierpliwość nie obejmuje osobników płci obojga o inteligencji dorodnego kalafiora).

SP: Ja jestem kierownikiem!

Sytuacja, jak z nieśmiertelnego „Misia".
("Ja jestem kierownikiem tej szatni, nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?").
Bareja wiecznie żywy. Szczęściem nie był to owadzi sklep, w którym stale robię zakupy.

Ok, skończyłam historię. Teraz to samo opiszę w skardze, którą wyślę do kierownika regionalnego. Może okaże się rozumną istotą?

owadzi sklep

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (153)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…