Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81214

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj mijają równo 3 miesiące od momentu założenia przeze mnie kancelarii adwokackiej. Czas na podsumowanie drobnych piekielności związanych z tą branżą.

1. "Bo ja mam tylko jedno pytanie" - czyli próba wyłudzenia bezpłatnej porady prawnej przez telefon.
Czasami dzwoni telefon. Odbieram, mój rozmówca (lub rozmówczyni- dalej R) nawet się nie przedstawia, a po głosie wiem, że nie jest to żaden z moich klientów.
R: Dzień dobry. Bo wie pani, ja mam jedno takie pytanie.
I w tym momencie następuje kilkuminutowy opis stanu faktycznego, czasami bardzo skomplikowanego, innym razem wymagający sięgnięcia do przepisów albo np. rozrysowania "drzewka" kto po kim dziedziczy. Po tym opisie pada prośba: no niech mi pani mecenas powie, co ja mam z tym teraz zrobić.
Ja: Przykro mi, ale nie udzielam porad przez telefon. Zapraszam do kancelarii w takich i takich godzinach.
R: A nie, to ja nie mam czasu.
I się rozłącza.

Dlaczego nie udzielam porad przez telefon? Owszem, z jednej strony kwestie finansowe. Nikt mi nie płaci za odbieranie telefonów, a mój zawód w dużej mierze polega na korzystaniu z wiedzy, którą zdobywałam przez długie lata nauki (5 lat studiów i aplikacja, która oficjalnie trwa 3 lata, ale najpierw czekając na jej rozpoczęcie, a potem na egzamin i ślubowanie po jej zakończeniu wychodzą tak naprawdę 4 lata). Równie ważne jest to, że bardzo często udzielenie porady wymaga zapoznania się z dokumentami, które dzwoniący próbuje mi opisać. Tymczasem praktyka wskazuje, że jak ktoś mówi, że przegrał sprawę cywilną może mieć na myśli faktycznie, że ją przegrał, jak również że sąd umorzył postępowanie lub odrzucił pozew (bo przykładowo strona nie uiściła opłaty za pozew i nie wniosła o zwolnienie). I jeszcze ważna kwestia - ja biorę odpowiedzialność z udzieloną przeze mnie poradę. Dlatego tak istotne jest dla mnie spotkanie się z klientem, wypytanie o wszelkie szczegóły, zajrzenie do przepisów, komentarzy i orzecznictwa, a rozmowa przez telefon tego nie ułatwia.

2. "A może pani poleci jakąś kancelarię" - czyli mam pomóc w znalezieniu innego adwokata.
Przychodzi pani i od progu podejrzliwie na mnie patrzy. No cóż, mam 28 lat, ale wyglądam młodziej, co na pierwszy rzut oka może nie wzbudzać zaufania i rodzić podejrzenia o brak doświadczenia (tak, jakby 3 lata aplikacji nie stanowiły żadnego doświadczenia...). Pani wyłuszcza mi swój problem, opisuje i na koniec pyta: no, i może pani zna kogoś, kto się takimi sprawami zajmuje. Mówię, że identycznej nie miałam, ale miałam kilka bardzo podobnych i mogę poprowadzić sprawę.
Pani: Nie, ja to wolę kogoś innego, kto miał identyczną sprawę, i myślałam, że pani mi powie, do kogo pójść.
Nie poleciłam nikogo, bo nie wiem kto prowadzi dokładnie takie sprawy.
Swoją drogą Szanowni Czytelnicy: czy zdarzyło się Wam pójść do fryzjera, żeby dowiedzieć się, który inny zrobi najlepsze ombre, albo do stolarza, żeby zapytać kto z jego konkurencji zrobi najlepiej meble do kuchni?

3. "Może tak po koleżeńsku mi pomożesz..." - czyli klasyka w każdym zawodzie. A gdzie zaczyna się biznes, tam często kończy się koleżeństwo.
Ogólnie nie mam obiekcji, żeby pomagać dobrym znajomym - napisać im pismo, podpowiedzieć gdzie i co załatwić itp. W przypadku dobrych znajomych wiem, że mogę liczyć na jakąś wzajemność z ich strony, kiedy ja będę czegoś potrzebowała, a jeśli nawet nie będę nic chciała od nich, to często razem wspólnie się bawimy, jeździmy na wspólne wyjazdy, dobrze się dogadujemy i przyjaźnimy.

Trochę inaczej sytuacja przedstawia się w przypadku dalekich znajomych, którzy nagle sobie przypominają, że może warto o coś spytać prawnika. I tutaj sytuacja z dnia wczorajszego, która była bezpośrednią przyczyną napisania całej historii.

Godz. 22, leżę już w łóżku i czytam książkę. Słyszę charakterystyczny dźwięk messengera. Patrzę, a tam wiadomość od znajomego (nazwijmy go Krzysiek), który średnio raz na miesiąc ma problem prawny, przy czym dotyczą one dziedziny, której kompletnie nie znam (fundacje, stowarzyszenia). I chociaż ze 2-3 razy mu podpowiedziałam co i jak (wczytując się wcześniej w przepisy i komentarze), do tej pory nie zaoferował nawet kawy czy piwa w zamian.
Krzysiek: Hej. Mogę mieć pytanko prawne?
Ja: Ale ja już jestem po godzinach pracy :) (liczyłam, że załapie aluzję).
Krzysiek: Wiem. To Ci napiszę o co chodzi, a Ty mi odpiszesz jak będziesz w kancelarii.
Dłuuuugi opis stanu faktycznego, przy czym mocno poplątany. Chodziło o jakiś statut fundacji. Cóż, dzisiaj grzecznie odpisałam, że nie zajmuję się tym, owszem, mogłabym się tym zająć, ale to wymaga ode mnie zaczerpnięcia wiedzy, być może spędzenia trochę czasu w bibliotece, a ja za to biorę pieniądze.
Krzysiek: Ojej, a myślałem że tak po koleżeńsku mi pomożesz.

4. I absolutny hit "pani mecenas, bo to jest bardzo pilne"
Wigilia. 23.30. Zbieram się na pasterkę, a nagle dzwoni telefon. Odruchowo odbieram. Rozmówca się nie przedstawia, na 100% to nie jest mój klient.
Rozmówca (bełkocząc jak pijany): Dzień dobry, bo wie pani, bo mam pani numer z Internetu. I ja wczoraj dostałem takie pismo z Sądu i ja mam 14 dni, żeby na nie odpowiedzieć. Bo to o spadek chodzi. Pomoże pani?
Ja: Czy pan sobie zdaje sprawę z tego, że jest Wigilia, dochodzi północ, a ja nie pracuję już.
Rozmówca: No ale ja muszę odpowiedzieć!
Ja: W porządku, rozumiem, ale są Święta. Proszę skontaktować się po Świętach.
Gość jeszcze coś nabluzgał i rozłączył się, a później nie dzwonił. Do tej pory nie wiem, czy był tylko wstawiony, czy postanowił sobie stroić żarty. Od tego momentu jednak sprawdzam, czy wyłączyłam telefon firmowy na noc.

I póki co byłoby tyle.

kancelaria_adwokacka

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (170)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…