Przypomniały mi się czasy przedszkola. Dla większości dzieci były to fajne czasy, ale ja niestety miałam według jednej z opiekunek straszną wadę.
Mianowicie jestem mańkutem. Takim zatwardziałym i niepodatnym na zmiany :-)
Opiekunka ta uwzięła się żeby wszystkie dzieci przerobić na istoty praworęczne.
Uwidaczniało się to zwłaszcza podczas posiłków, kiedy to stała nad problematycznymi dzieciakami i biła nas po rękach za łyżkę czy nóż w złej ręce. Za próbę wzięcia w lewą rączkę kubka z kompotem, był on bezpowrotnie zabierany.
Za jej "rządów" chyba nie skończyłam żadnego posiłku bez czerwonej pręgi na ręce lub rękach.
Jeszcze gorzej było podczas zabaw, a przede wszystkim rysowania. Uwielbiałam rysować i byłam niezła w te klocki, niestety, zmuszanie mnie do trzymania kredek w prawej rączce powodowało, że nie dawałam rady narysować żadnego kwiatka, szlaczka, czy co tam akurat rysowaliśmy.
Jeden z moich rysunków podarła, jak się zorientowała, że używałam lewej ręki, a mnie, zaryczaną, odesłała do kąta. Babsztyl skutecznie obrzydził mi rysowanie na wiele lat.
Ani ja, ani inne prześladowane mańkutki nie poskarżyły się nigdy rodzicom.
To były inne czasy: jak pani coś mówiła, to tak miało być.
Na szczęście mama zauważyła u mnie pogorszenie zdolności motorycznych (nagle przestałam sobie radzić ze sznurówkami, wypadały mi rzeczy, a zwłaszcza sztućce z łapek) i zabrała mnie do psychologa dziecięcego, skąd wyszłam z zaświadczeniem o bardzo silnej lewostronności i zakazie przestawiania mnie. Papierek ten zapewnił mi spokój do końca przedszkola, ale pozostałe mańkutki miały jeszcze bardziej przekichane, bo było o jedno mniej do pilnowania, więc reszta miała cerbera cały czas nad sobą.
Mianowicie jestem mańkutem. Takim zatwardziałym i niepodatnym na zmiany :-)
Opiekunka ta uwzięła się żeby wszystkie dzieci przerobić na istoty praworęczne.
Uwidaczniało się to zwłaszcza podczas posiłków, kiedy to stała nad problematycznymi dzieciakami i biła nas po rękach za łyżkę czy nóż w złej ręce. Za próbę wzięcia w lewą rączkę kubka z kompotem, był on bezpowrotnie zabierany.
Za jej "rządów" chyba nie skończyłam żadnego posiłku bez czerwonej pręgi na ręce lub rękach.
Jeszcze gorzej było podczas zabaw, a przede wszystkim rysowania. Uwielbiałam rysować i byłam niezła w te klocki, niestety, zmuszanie mnie do trzymania kredek w prawej rączce powodowało, że nie dawałam rady narysować żadnego kwiatka, szlaczka, czy co tam akurat rysowaliśmy.
Jeden z moich rysunków podarła, jak się zorientowała, że używałam lewej ręki, a mnie, zaryczaną, odesłała do kąta. Babsztyl skutecznie obrzydził mi rysowanie na wiele lat.
Ani ja, ani inne prześladowane mańkutki nie poskarżyły się nigdy rodzicom.
To były inne czasy: jak pani coś mówiła, to tak miało być.
Na szczęście mama zauważyła u mnie pogorszenie zdolności motorycznych (nagle przestałam sobie radzić ze sznurówkami, wypadały mi rzeczy, a zwłaszcza sztućce z łapek) i zabrała mnie do psychologa dziecięcego, skąd wyszłam z zaświadczeniem o bardzo silnej lewostronności i zakazie przestawiania mnie. Papierek ten zapewnił mi spokój do końca przedszkola, ale pozostałe mańkutki miały jeszcze bardziej przekichane, bo było o jedno mniej do pilnowania, więc reszta miała cerbera cały czas nad sobą.
Ocena:
109
(123)
Komentarze