Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81262

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chciałbym opisać bardzo frustrującą sytuację, w jakiej się znajduję.

Z moją żoną poznaliśmy się około 3,5 roku temu. Szybko stwierdziliśmy, że to jest właśnie to, że kochamy się i nie ma na co czekać. Od trzech lat jesteśmy małżeństwem. Oczywiście pojawiały się sytuacje, w których musieliśmy „się docierać”, ale z perspektywy czasu to najlepsza decyzja w moim życiu. Nie będzie na wyrost, jeśli stwierdzę, że jesteśmy bardzo szczęśliwi.

Moja żona, kiedy ją poznałem, miała już ośmiomiesięcznego syna z poprzedniego związku (czasami w żartach mówię, że to w nim zakochałem się od pierwszego wejrzenia, a ona była w pakiecie). Co tu dużo mówić – wpadli i trzeba było wziąć na siebie odpowiedzialność. Biologiczny nie sprostał i zostawił żonę jeszcze w trakcie ciąży, a później dość mocno uprzykrzał jej życie. Przy nim zatrzymamy się na dłuższą chwilę.

Nie jestem pewien, czy biologicznego można nazwać piekielnym. Dawniej w kręgu bliskich osób miałem ludzi zawodowo zajmujących się psychologią. Dziś już ich nie ma, więc ja ze swoją łopatologiczną wiedzą mogę stwierdzić, że został bardzo skrzywdzony przez swoją matkę, o czym za moment. Faktem jest jednak, że nie potrafił przyjąć i podołać roli ojca, zapewnić partnerce wsparcia oraz stworzyć rodziny. Mimo prób ratowania tego wszystkiego, moja żona musiała w końcu skapitulować.

Po tym jak się pobraliśmy, biologiczny praktycznie całkowicie wycofał się z życia dziecka. My oboje jesteśmy zdania, że nie możemy przed synem ukrywać tego, jak jest. Uważamy, że dla jego dobra musi znać prawdę i staramy się mu to tłumaczyć na tyle, na ile można wytłumaczyć taki stan rzeczy czterolatkowi. Byłoby to znacznie łatwiejsze, gdyby biologiczny chciał z dzieckiem utrzymywać kontakt. Ten urwał się mniej więcej rok po naszej przeprowadzce do mojego rodzinnego miasta. Biologiczny nie stawiał się w wyznaczonych przez sąd terminach, przestał wysyłać kartki, dzwonić, pisać.

Od dwóch lat jest nieosiągalny pod telefonem, mailowo, listownie itd. (jedyne co się zgadza, to wpływające co miesiąc alimenty). Możecie sobie wyobrazić, jak bardzo to utrudnia podejmowanie jakichkolwiek działań, które wymagają zgody obojga rodziców, nie wyobrażam sobie też, że w pewnym momencie przypomni sobie o dziecku, które praktycznie w ogóle go nie zna.

To nie tak, że my mu to utrudnialiśmy. Wręcz przeciwnie: tłumaczyliśmy mu, że to dla dobra syna, że możemy utrzymywać przyjacielskie stosunki, proponowaliśmy, że jeżeli ma problemy finansowe z dojazdem, to może nocować na wyznaczone weekendy u nas. Dla mnie to było trudne, ale wszystko dla dobra dziecka, on wymigiwał się chorobą, o której nikt wcześniej u niego nie słyszał aż, tak jak wspomniałem wyżej, przestał odzywać się wcale.

Czas wspomnieć o jego matce, czyli niedoszłej teściowej mojej żony. Nigdy nie poznałem jej osobiście, ale oceniam, że jest to piekielna osoba.

Jest to kobieta, które własne rude dziecko farbowała w młodości, bo wstydziła się przed sąsiadami ze wsi.

Jest to kobieta, która swojemu leworęcznemu dziecku na długie godziny wiązała wiodącą rękę, by stało się praworęczne.

Jest to kobieta, która wmówiła mu, że nie jest ojcem swojego syna, a żona ciągnie go na kasę (po tym jak się poznaliśmy).

Jest to kobieta, która na wszystkie spotkania z synem przywoziła biologicznego osobiście i czekała godziny w samochodzie aż wróci.

Jest to kobieta, która ponoć inwigilowała korespondencję mojej żony z biologicznym, dotyczącą ich potomka.

Z uwagi na powyższe uważam, że to ona w głównej mierze odpowiedzialna jest za to, że jej syn jest skrzywionym, kalekim społecznie i emocjonalnie człowiekiem.

Spodziewamy się córki. Nasz syn bardzo cieszy się z siostrzyczki, a ja bardzo go kocham. Sam z różnych powodów byłem szykanowany przez rówieśników i narażony na ostracyzm z ich strony. Bardzo go kocham i chcę, aby był szczęśliwy, żeby nigdy nie czuł się gorszy ani inny. Boję się czasu, kiedy zacznie pytać, dlaczego jego siostra i ewentualne inne dzieci nazywają się tak jak rodzice, a on nie, boję się kąśliwych uwag w starszych klasach.

Bardzo długo wyciągaliśmy do biologicznego rękę, dawaliśmy ostatnie szanse itd. W końcu jednak trzeba dać za wygraną. Chciałbym przysposobić syna. Staramy się o pozbawienie biologicznego praw rodzicielskich. Utrudnia to fakt, że wywiązuje się z obowiązku alimentacyjnego, ale nie poddamy się. To dla dobra dziecka. Chcemy uniknąć najgorszego scenariusza.

Przyjmijmy czysto hipotetycznie (odpukać trzy razy w niemalowane drewno), że moja żona umiera. Okoliczności nie są ważne. Ważne jest to, że w moim mieszkaniu jeszcze tego samego dnia pojawia się opieka społeczna. Odbiera mi mojego ukochanego syna, do którego nie mam żadnych praw. Dziecko trafia do obcego domu. Do nieznanego mu ojca, do piekielnej niedoszłej teściowej. Mój szczęśliwy syn trafia do miejsca, w którym zostanie zniszczony, w którym będzie cierpiał. Tak działa polskie prawo.

Kurtyna.

samo życie

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (178)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…