Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81340

przez ~wegierka ·
| Do ulubionych
Przy okazji historii Ewki88 odnośnie zakłócania ciszy nocnej biorąc prysznic... :)

Jestem studentką i wynajmuję mieszkanie od kobiety innej narodowości. Pomimo wielu obaw i bariery językowej, szybko się polubiłyśmy i bardzo dobrze się dogadujemy. Zawsze jej pomagam, szukam ludzi do jej innych mieszkań, załatwiam ewentualne naprawy - wystarczy jeden e-mail i wszystko ma załatwione. W mieszkaniu jest pięć sypialni: jedną zajmuję ja, dwie moje dobre koleżanki, pozostałe Węgierka i Brytyjka.

Rozłożenie domu jest takie: na pierwszym piętrze kuchnia, na drugim salon, mój pokój i pokój Brytyjki, na trzecim trzy pozostałe sypialnie - dwóch Polek i Węgierki. Każda sypialnia ma swoją łazienkę.

Historia najbardziej krążyć będzie wokół, powiedzmy, Baśki, a więc opiszę wam +/- jej osobę. Baśka to ten typ, który przytuli, obsypie cię komplementami, cudnymi słowami - i to wszystko jak najbardziej szczerze. Ma niesamowite poczucie humoru, zabawne wtrącenia, generalnie dziewczyna do rany przyłóż. Uwielbia tańczyć i śpiewać. Ponieważ nie studiuje kierunku ściśle z tym związanego, postanowiła zapisać się na zajęcia pozalekcyjne - miała realizować musical. W związku z tym bardzo dużo ćwiczyła w domu.

Baśka zajmowała pokój na samej górze. Na samym początku wszystko było jak najbardziej w porządku. Kiedy szła korytarzem w ciągu dnia, śpiewała - a ponieważ ma piękny głos, nigdy nic nikomu nie przeszkadzało. Ba, kiedy jej sąsiadka - wówczas jeszcze była to Bułgarka - słyszała jej śpiew, otwierała okno i śpiewała razem z nią ;) Baśka znała jednak swoje granice i kiedy dochodziła późna godzina, puszczała sobie wyłącznie cichą muzykę - osobiście nic nie słyszałam ani nikt z góry nigdy na nią nie narzekał.

Niestety Bułgarka musiała się wyprowadzić i na jej miejsce weszła Węgierka. Sama ją oprowadzałam po mieszkaniu i miałam o niej naprawdę pozytywne wrażenie. Zaangażowana w swoją pasję, inteligentna, przyjemna w rozmowie. Od razu spodobało jej się mieszkanie i prędko wprowadziła się do pokoju obok Baśki. Mniej więcej w tym samym okresie Baśka zrezygnowała z musicalu i przestała śpiewać, większość czasu spędzała słuchając muzyki.

Zaczęło się mniej więcej po miesiącu.

Baśka miała urodziny. Poinformowałyśmy o tym fakcie Brytyjkę i Węgierkę i żadna z nich nie miała nic przeciwko, jak długo wszystko będzie odbywać się w salonie. Dałyśmy znać, że około północy wychodzimy z domu, więc będziemy musiały wbiec na chwilę po kurtki na górę - i tyle. W razie czego mają zejść i powiedzieć, że za głośno. Impreza była naprawdę kameralna, kilka osób i cichutka muzyka. Czy ktoś zszedł? Nie. Ale od tego momentu zaczęła się naprawdę konkretna jazda.

Następnego dnia znalazłyśmy w kuchni kartkę, w której Węgierka informowała, że następnym razem będzie wzywać policję, sprawa ląduje u właścicielki mieszkania, jako iż złamałyśmy umowę, domaga się przeprosin i generalnie jesteśmy cały czas głośno, całe dnie gra okropnie głośna muzyka, zbiegamy celowo schodami w górę i w dół, żeby zrobić jej na złość, non stop gadamy na Skype i to KRZYKIEM, jak wraca do domu o 18 (!!,) to nie ma w ogóle spokoju, a przecież to już CISZA NOCNA! Ona już nie będzie z nami rozmawiać - kontaktujemy się między sobą tylko mailowo. Stwierdziłyśmy, że zarzuty są absurdalne i nie będziemy za bardzo ingerować - odparłyśmy tylko, że prosiłyśmy, żeby dać znać, jeśli będzie za głośno, na co sama przystąpiła.

Kilka dni później właścicielka napisała nam o ciszy nocnej, która w tygodniu miała trwać 21 - 9, oraz w weekendy 22 - 9. Spoko, przystałyśmy, ale postanowiłyśmy mimo wszystko odpisać i powiedzieć, że jest nam przykro z takiego obrotu sytuacji oraz że usłyszałyśmy tak wiele kłamstw na nasz temat. Właścicielka zrozumiała, ale wyjaśniła, że nie ma jej na miejscu i więcej zrobić nie może, bo nie wie, jak jest faktycznie, więc żebyśmy się wszyscy po prostu trzymali wytycznych. Na luzie, do zaakceptowania, to i tak była nasza druga impreza, odkąd pół roku mieszkamy w tym domu.

I jak my to przyjęłyśmy do wiadomości, tak szanowna Węgierka chyba poczuła napływ pewności siebie. Zwracała uwagę dziewczynom, gdy o 14 słuchały muzyki w kuchni robiąc obiad - najbardziej oddalonym pomieszczeniu od wszystkich innych! Ja, mając pokój najbliżej, nie słyszałam żadnego dźwięku. Dziewczyny zignorowały, no bo dajcie spokój - ściszyły co prawda muzykę, ale nie wyłączyły jej. W związku z tym Węgierka kontynuowała zwracanie uwagi: o 18, o 19, o 20... Najwięcej uwagi zwracała Baśce, gdyż mieszkała tuż obok niej.

A wiecie, jak wyglądało zwracanie uwagi? Pukanie do drzwi, wymówienie na jednym wydechu, by były cicho i uciekanie do swojego pokoju. Nigdy nie spojrzała nam prosto w twarz.

Wkrótce zaczęły dochodzić problemy o to, że nie sprzątamy. No i tu mi już żyłka pękła, bo jestem jedyną osobą, która odkurza CAŁY dom, targa odkurzacz po wszystkich schodkach, myje podłogi i blaty. Robię to, bo to lubię, bo mnie uspokaja, a przy okazji jak pięknie jest w domu. Tymczasem dowiadywałyśmy się, że zostawiamy resztki jedzenia w zlewie, a sprzątnięcie okruszków z blatu to zaledwie kilka sekund roboty i fajnie by było, jakbyśmy to jednak robiły.

Kiedyś kupiłyśmy piwo. Nie wyniosłyśmy butelek w ciągu 5 dni, bo po pierwsze, śmietnik daleko, a po drugie, miałyśmy egzaminy. Dostałyśmy maila, że jesteśmy brudne i w ogóle przestałyśmy po sobie sprzątać.

Wreszcie Baśka, ta najbardziej pozytywna osoba na świecie, zwyczajnie się załamała. Ze stresu zaczęła tak płakać, że kilka godzin nie mogłyśmy jej w ogóle uspokoić. Wyznała nam, że boi się nawet pójść do głupiej toalety, aby ta nie miała z tym czasem problemu. Czasem przyjdzie do niej partnerka - po 19 to ona boi się z nią na głos rozmawiać, żeby Węgierka nie zaczęła łomotać w drzwi.

Kiedy dostałyśmy maila, że co tydzień będzie pisała raporty naszej właścicielce, stwierdziłyśmy, że to już trochę przesada. Napisałyśmy więc właścicielce maila, że jesteśmy zastraszane, że Baśka psychicznie jest wrakiem, że boimy się robić jedzenie i generalnie większość czasu spędzamy już poza domem, byle tylko nie dostać za coś, czego nie zrobiłyśmy... Właścicielka totalnie nas zrozumiała. Chciała zorganizować spotkanie, ale, by nie było, że jest po naszej stronie, zatrudni mediatora. Spotkanie będzie mieć miejsce w lutym - tak że czekamy naprawdę niecierpliwie, bo chcemy wreszcie załatwić problem z narzucającą się Węgierką.

Na całe szczęście nasza ulubiona współlokatorka wyjeżdża na jakieś półtora tygodnia, więc będziemy mogły chociaż przez chwilę ze sobą rozmawiać będąc w domu...

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 129 (171)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…