Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81345

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witam, przybywam aby opisać Wam pewną historię. W sumie nie jest ona jakoś bardzo piekielna, ale z pewnością przedstawia, że w niektórych sytuacjach ukazuje nam się odwrócona teoria ewolucji. No ale do rzeczy. (Przepraszam, jeśli będzie za długo).

Pracuję ja sobie w biurze x. Moja szefowa posiada kilka takich biur x, wszystkie są w różnych miastach i w każdym zasiada jedna osoba.
Moje biuro mieści się w budynku, w którym oprócz mojego małego pokoiku jest jeszcze z 5 innych takich pokoików, gdzie również zasiada jakaś osoba, taka mini działalność własna. Żaden pokoik nie ma nic wspólnego z drugim, za wyjątkiem klatki schodowej i toalet. No i w jednym, dużym pokoiku, który jest sporo ode mnie oddalony, zasiada Pan Notariusz, a dodam, że moje biuro umiejscowione jest na samym środeczku, na wprost schodów.

Tu dodam jeszcze, że na wszystkich drzwiach są blaszki informujące, jaka firma się tu mieści i ewentualnie czym się zajmuje. Na moich drzwiach wielkimi i wyraźnymi literami jest napisane "Biuro X, oferujemy bla bla".
Ta duża tablica nie zniechęca jednak klientów Pana Notariusza, aby zamiast do niego, zaglądać do mnie.
Niemalże codziennie wpada jakiś człek, od progu wołając "ja do notariusza", albo "proszę mnie zapisać do N", ewentualnie "Czemu N dziś nie przyjmuje, a kiedy będzie czynne" itp.
Jak już pisałam wcześniej - nie jest to specjalnie piekielne, ale z pewnością uciążliwe. No i zastanawia mnie - ludzie nie potrafią czytać? Nie czytają specjalnie? A może czytają, widzą i wchodzą mimo wszystko, chociaż działania N i moje nie mają ze sobą NIC wspólnego?

Ale postanowiłam to napisać, ponieważ dzisiaj chyba ja wykazałam się lekką piekielnością. Po raz chyba trzeci weszła do mnie ta sama babeczka, wchodzi sukcesywnie średnio raz na dwa tygodnie, z tego, co mówił mi Pan N - jakaś tam sprawa z domem, wynajmem, nie wiem dokładnie, wiem tylko, że często tu powraca. W każdym razie za każdym razem wchodzi informując mnie, że ona jest umówiona na godzinę Y, bądź tonem nieznoszącym sprzeciwu wręcz nakazuje zapisanie ją do N na godzinę W.

No i dziś ją zapisałam.
Na poniedziałek, godzina 14 (N nie ma wtedy w pracy, wisi kartka od paru dni). Panienka psioczy, bo ona z pracy będzie musiała wcześniej wyjść, no ale powiedziałam, że to jedyny tak bliski termin. Więc zgodziła się. Zapisała, nie podziękowała i wyszła.

Być może N będzie miał z tym problem, ale mam nadzieję, że księżna już do mnie nie wróci.

biuro biurowiec notariusz

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 168 (176)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…