Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#81451

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam chorą córkę ;-)

Po dwóch tygodniach spędzonych w jednym ze szpitali, trafiliśmy w trybie ekspresowym do kolejnego. Jak do tego doszło?

Na oddziale, na którym przebywałyśmy, pracowały trzy salowe.
Pierwsza - kobieta do rany przyłóż, ciągle uśmiechnięta, z niesamowitym podejściem do dzieci, pracowicie wykonywała swoje obowiązki. Podłogi, myte kilka razy dziennie, wprost lśniły, a łazienki i blaty bez trudu przeszłyby test "białej rękawiczki".
Druga - gburowata, w wieku okołoemerytalnym. Owszem, pojawiała się na naszej sali kilka razy dziennie, ale jej praca ograniczała się do bezsensownej wymiany worków ze śmietników co dwie godziny. Zaobserwowałam, że z czasem opróżnianie worków przeobraziło się w formę szczątkową - babsko wsadzało łapę do środka, wybrało dwa papierki czy zasmarkaną chusteczkę i z miną dobrze spełnionego obowiązku przekładało je do zbiorczych koszy w swoim mopowozie. Potem tym uprzywilejowanym pojazdem podjeżdżało pod aneks kuchenny, gdzie przez pozostałą część dnia sączyło kawę.
Na delikatne zwrócenie uwagi, że podłoga wymaga umycia, babsztyl albo odpowiadał, że ktoś zrobi to na kolejnej zmianie, albo zwyczajnie głuchł.
Trzecia - to salowa-widmo. Szpitalna legenda mówi, że istnieje, bo codzień o świcie, tuż przed porannym obchodem lekarskim, na korytarzu unosił się wietrzejący już zapach środka myjącego. Sale pozostawały nieposprzątane - może w swojej łaskawości nie chciała nas budzić.

Mając na uwadze zdrowie dziecka i swoje, co wieczór pucowałam klamki i podłogi pieluchą namoczoną w płynie antybakteryjnym. Do minimum ograniczyłam wychodzenie z sali (na szczęście trafiła nam się "jedynka"). Zabroniłam komukolwiek oprócz lekarzy dotykać dziecka (zauważyłam, że o ile lekarze noszą jednorazowe rękawiczki, to np. pielęgniarki już nie), lekarstwa podawałam sama. Każdego z gości zmuszałam do szorowania rąk mydłem i płynem do dezynfekcji.

Mimo moich starań po powrocie do domu mała zaczęła gorączkować i wymiotować, pojawiła się u niej silna biegunka. Jeszcze tego samego dnia trafiłyśmy do kolejnego szpitala, gdzie zdiagnozowano świeżą infekcję rotawirusową.

Za kilka tygodni czeka nas ponowna wizyta w pierwszym z opisanych miejsc. I jeśli tym razem sytuacja się powtórzy, to zrobię taką rozpierduchę, że ktoś z tego szpitala wyleci - albo ja, albo leniwe salowe.

szpitalny armagedon chora służba zdrowia mydło lubi zabawę w chowanego pod wodą

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (78)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…