Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81506

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zawsze byłam dobra z WFu. Szło mi dobrze w większości dyscyplin - od lekkoatletyki po sporty zespołowe. W siatkówce czy koszu może nigdy nie byłam asem, ale na końcu też mnie nie wybierano. Za to zdecydowanie „moimi” dziedzinami były skoki w dal i wzwyż, rzut piłką lekarską czy pchnięcie kuli. Do końca gimnazjum zdarzało mi się dostawać sporadyczne 6 za wyniki ponad normę. Przez całą edukację szkolną nie miałam problemu z uzyskaniem 5 z tego przedmiotu.

W liceum dalej miałam 5 na koniec i nie liczyłam na więcej, gdyż na 6 mogły liczyć jedynie osoby, które reprezentowały szkołę w zawodach międzyszkolnych. Uważam, że ten układ był fair. Nigdy się do tego nie pchałam, nie zależało mi aż tak na średniej.

Ad meritum:
Piekielne dla mnie było zachowanie mojego licealnego WFisty. Nigdy mu się nie przymilałam, traktowałam go neutralnie. Za to odnosiłam wrażenie, że on za mną nie przepadał. Prawdopodobnie przez moją aparycję kujonki. No i mamy zaliczenie, rzucam piłką najdalej z całej żeńskiej części klasy, powyżej norm które wtedy były na poszczególne oceny - dostaję 5. Jak w innej dziedzinie zrobiła to któraś z dziewczyn z drużyny koszykarskiej, którą on trenował – dostawała 6. Tak było zawsze.

Nie mam traumy. Nie zależało mi na ocenach z WF. Już wtedy doskonale wiedziałam, że życie nie jest sprawiedliwe, a ocena nauczyciela często zależy od jego humoru i sympatii.

Rozważałam napisanie tej historii, bo głównie o WFie opowiadają osoby, które były słabe w sporcie – uwierzcie, nie tylko Wy byliście dyskryminowani.

Finalnie do napisania tej historii, skłoniło mnie jednak to, że ten WF-ista zaczął ostatnio zajmować się polityką w moim mieście. Wspominając nasze zajęcia i jego zachowanie te 10 lat temu, wiem jedno - nie zagłosuję na niego.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (197)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…