Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81593

przez ~kociaznajda ·
| Do ulubionych
Fundacje zajmujące się kotami. Zawsze je szanowałam, wspierałam czy to karmą, czy w miarę możliwości pieniędzmi. Mój jeden procent podatku zawsze wędrował właśnie na ten cel.
Szczególnie wspierałam jedną z wrocławskich fundacji.
I koniec. Nigdy więcej.

Znalazłam się w sytuacji mocno podbramkowej: wyciągnęłam z rzeki kocie dziecko. Maleństwo dwutygodniowe, prawdopodobnie nie udało się go utopić.
Wyłowiłam je z rzeki i bardzo szybko się okazało, że to był początek problemów.
Właściciel mieszkania zlitował się nade mną (mam w umowie kategoryczny zakaz trzymania zwierząt) i dał mi dwa dni na znalezienie kotu domu pod groźbą wyrzucenia nas obojga.
Wiedziałam, że tak mały kociak nie ma szans na przeżycie w schronisku (nie potrafił jeszcze sam jeść), więc uderzyłam do wrocławskich fundacji, zaczynając od tej przeze mnie wspieranej.
I odbiłam się wszędzie od ściany.

Kot miał dach nad głową, więc nie było problemu. Moja argumentacja, że nie mogę go zatrzymać była zbywana tym, że to mój problem. Że nie wolno mi go wyrzucić, ale oni go nie wezmą, bo mają już dużo kotów.
W każdej fundacji dostałam mniej lub bardziej bezpośrednie "zjeżdżaj".
Gdyby nie pani, która znalazła moje ogłoszenie i przygarnęła kociaka do siebie, musiałabym albo w trybie pilnym szukać mieszkania, albo zostawić kocię na pewną śmierć.

Z mojej strony pomoc zawsze była przyjmowana z chęcią, kiedy ja jej potrzebowałam: zostałam spławiona.
Od tej pory wspieram domy tymczasowe, albo od fundacji trzymam się z daleka.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (201)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…