Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81652

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Urząd nadzoru budowlanego.
Historia o tym, że urzędas nigdy i nigdzie nie będzie przyjazny i pożyteczny.

Wymyśliłem sobie wymianę dachu. Mam dość wiekowy dom, był od zawsze pokryty eternitem. Wiadomo, czas to zmienić. Tak więc dwa lata temu poszukałem wykonawcy i uzgadniamy co i jak. I wymyśliłem, że przy tej okazji warto jedną ścianę podnieść o jakieś półtora metra. Bo dach był niesymetryczny, jedna część bardziej spadzista, przez to wewnątrz sporo strat na powierzchni. A jak podniesiemy, zyskamy dwa całkiem przyzwoite pomieszczenia.

No ale oczywiście nie ma tak łatwo, wykonawca bez planów i pozwolenia palcem nie ruszy. Sam dach owszem, jutro robimy, ze ścianą nie da rady. No to poszukałem architekta, są plany, postarałem się o pozwolenie na rozbudowę, wszystko cacy.

Tu zwracam uwagę na pierwszą piekielność i idiotyzm. Moja ziemia, mój własny dom, a jakiś popaprany urzędniczyna daje mi pozwolenie.

Roboty skończone, wszystko ładnie jest, o dziwo piekielności w trakcie jakby nie było. Ekipa sprawna, naprawdę nie było się do czego czepić.

No to teraz kończymy formalności. W nadzorze mówią, że potrzeba kwitu od kominiarza i od geodety. Po co? Kominów akurat tam nie ma, w ogóle mam tylko jeden wentylacyjny, nie mam pieca węglowego, więc i komina też. Ale nie, musi być. No to kiedy przyślecie, pytam? Tu wielkie oczy biurwy, MYYYY??? No chcecie kominiarza to przyślijcie jakiegoś, niech zobaczy co i jak. Nieeee, to ja sam muszę, znaleźć i zapłacić za kwit. Z geodetą to samo. Ich nie obchodzi że płacić muszę, oni chcą żebym wydał pieniądze, na ich fanaberie, bo tak.

I dopiero teraz zaczyna się najciekawsze.
Do wydawania 800zł na geodetę jakoś mi się nie śpieszyło, więc odczekałem do następnej wiosny. W końcu mam pięć lat na tę papierologię. W lato zleciłem inwentaryzację, dalej bez pośpiechu, potem geodeta nieco zwłóczył, bo jak się okazało w wydziale geodezji w starostwie mieli kłopot z przejściem z systemu na inny system i z pół roku nic nie wydawali.
Ale ja dalej się nie śpieszę.

W końcu jest. Wybuliłem osiem stów, dostałem jeden papierek i dwie mapki. Że mnie szlag nie trafił wtedy... osiem stów za trzy świstki.

Idę do nadzoru. I co słyszę? No panie, ale panu opinia kominiarza się przeterminowała. Bo jego załatwiłem od razu przy okazji jakiejś, był w okolicy to podjechał, popatrzył kwit dał. I ten kwit według biurwy rok jest ważny. Jakby w międzyczasie kominy nie wiadomo co robiły.
Oczywiście nie potrafiły wskazać przepisu gdzie to jest napisane, że rok ważna opinia, w prawie budowlanym sobie pan sprawdzi.

I dlatego podtrzymuję swoje twierdzenie, urzędnik jest pasożytem, wrzodem na dupie. Piekielnością największą jest zmuszanie do wydawania pieniędzy na rzeczy, które człowiekowi nie są potrzebne. Uważam, że skoro urząd, jakikolwiek by nie był, chce czegoś, to powinien za to sam płacić. Szczególnie jeśli to dotyczy własności prywatnej.

Urzędy i darmozjady.

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 188 (258)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…