Dzisiaj znowu trochę bólu wiadomo czego.
Jest dużo "krzywdzących stereotypów" dotyczących gejów. Kij z twierdzeniami typu: biegają w spódniczkach, lubią Cher i Bonnie Taylor (to akurat prawda), malują się i noszą różowe koronkowe majtki.
Są zarzuty dużo cięższego kalibru: że są niemoralni, egoistyczni, wyuzdani, wulgarni, krzywdzą innych dla własnej przyjemności, ich związki są oparte wyłącznie na pożądaniu i nietrwałe.
No i teraz mamy taką sytuację: W ciągu paru lat do kin z hukiem weszły dwa filmy, które mają się zmierzyć z tematyką związków między mężczyznami.
Pierwszy: Są sobie dwaj średnio myślący kolesie, rzucają do siebie wulgarnymi tekściochami i spotykają się głównie na seks. Jeden z nich ma dziewczynę i wesoło ją sobie zdradza.
Drugi: Są sobie dwaj kolesie, robią mało smaczne rzeczy, łączy ich głównie seks. Jeden z nich sypia z tym drugim, chociaż widać, że w zasadzie nawet go nie lubi, zresztą dzieli ich intelektualna przepaść, bo ofiara seksualnego predatora jakby nie patrzeć jest prawie dzieckiem. Jeden z nich ma dziewczynę i wesoło ją sobie zdradza.
Wydawałoby się, że reakcja środowiska walczącego z krzywdzącymi stereotypami powinna być ostra: jak można pokazywać gejów w tak złym świetle?
Było inaczej. "Środowisko" zachwyca się filmami, bo pokazują... jacy to geje są biedni, krzywdzeni i w ogóle święci; co złego, to nie oni, tylko cały świat jest okrutny, a oni sami to złote serduszka i puchate aniołeczki.
Innymi słowy w moim odczuciu w tym momencie spora część członków grup LGBT oficjalnie przyznała, że podpisuje się pod ideologią "mogę być men*dą, jestem mniejszością, więc mi wolno".
Pewnie znajdzie się ktoś, kto powie "Ty nie wiesz, jak to jest, jak się ma całe życie pod górkę i wszyscy nienawidzą". Fajnie, ale czy to, że ktoś ma w życiu trudniej daje mu prawo do krzywdzenia innych?
Żeby było jasne: sama też jestem "w mniejszości", ale nie uważam, by to dawało mi prawo do stosowania do własnego zachowania jakichś mniej rygorystycznych norm etycznych, a takie podwójne standardy doprowadzają mnie do wścieklicy. I może to nie miejsce na tego typu wynurzenia, ale jestem ciekawa, czy chociaż w komentarzach rozwinie się ciekawa dyskusja.
Jest dużo "krzywdzących stereotypów" dotyczących gejów. Kij z twierdzeniami typu: biegają w spódniczkach, lubią Cher i Bonnie Taylor (to akurat prawda), malują się i noszą różowe koronkowe majtki.
Są zarzuty dużo cięższego kalibru: że są niemoralni, egoistyczni, wyuzdani, wulgarni, krzywdzą innych dla własnej przyjemności, ich związki są oparte wyłącznie na pożądaniu i nietrwałe.
No i teraz mamy taką sytuację: W ciągu paru lat do kin z hukiem weszły dwa filmy, które mają się zmierzyć z tematyką związków między mężczyznami.
Pierwszy: Są sobie dwaj średnio myślący kolesie, rzucają do siebie wulgarnymi tekściochami i spotykają się głównie na seks. Jeden z nich ma dziewczynę i wesoło ją sobie zdradza.
Drugi: Są sobie dwaj kolesie, robią mało smaczne rzeczy, łączy ich głównie seks. Jeden z nich sypia z tym drugim, chociaż widać, że w zasadzie nawet go nie lubi, zresztą dzieli ich intelektualna przepaść, bo ofiara seksualnego predatora jakby nie patrzeć jest prawie dzieckiem. Jeden z nich ma dziewczynę i wesoło ją sobie zdradza.
Wydawałoby się, że reakcja środowiska walczącego z krzywdzącymi stereotypami powinna być ostra: jak można pokazywać gejów w tak złym świetle?
Było inaczej. "Środowisko" zachwyca się filmami, bo pokazują... jacy to geje są biedni, krzywdzeni i w ogóle święci; co złego, to nie oni, tylko cały świat jest okrutny, a oni sami to złote serduszka i puchate aniołeczki.
Innymi słowy w moim odczuciu w tym momencie spora część członków grup LGBT oficjalnie przyznała, że podpisuje się pod ideologią "mogę być men*dą, jestem mniejszością, więc mi wolno".
Pewnie znajdzie się ktoś, kto powie "Ty nie wiesz, jak to jest, jak się ma całe życie pod górkę i wszyscy nienawidzą". Fajnie, ale czy to, że ktoś ma w życiu trudniej daje mu prawo do krzywdzenia innych?
Żeby było jasne: sama też jestem "w mniejszości", ale nie uważam, by to dawało mi prawo do stosowania do własnego zachowania jakichś mniej rygorystycznych norm etycznych, a takie podwójne standardy doprowadzają mnie do wścieklicy. I może to nie miejsce na tego typu wynurzenia, ale jestem ciekawa, czy chociaż w komentarzach rozwinie się ciekawa dyskusja.
Nie czas to i nie miejsce
Ocena:
176
(234)
Komentarze