Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81854

przez ~Karmen ·
| Do ulubionych
O wdzięczności ludzkiej.

Byłam kiedyś na zabój zakochana w najlepszym przyjacielu. Chociaż właściwie tak naprawdę dalej jestem. Wiedziałam, że nigdy nie będziemy razem, z różnych powodów, więc nigdy mu tego nie powiedziałam i z milczeniem przyjmowałam każdą jego kolejną dziewczynę. Nie przeszkadzało mi to, chodziło mi tylko o to, by był przy mnie jako mój przyjaciel.

Nieszczęśliwie przydarzył mu się wypadek. Gdy do niego doszło, myślałam, że oszaleję. Trzy dni, które spędził na wybudzaniu się ze śpiączki, to był koszmar, cały czas myślałam tylko o tym, czy mogłam zrobić coś, żeby to się nie wydarzyło i mu pomóc.

W końcu [P]rzyjaciel wrócił do żywych. Radość trwała do czasu, gdy okazało się, że ma uszkodzony kręgosłup. Lekarze powiedzieli, że jest wątpliwe, czy P jeszcze kiedykolwiek stanie na nogi, a na pewno będzie to wymagać lat ćwiczeń.

Wiadomo, dla wszystkich to był cios. Przez kilka dni prawie nie spałam, ciągle myślałam, jak mu pomóc.

P też się zmienił. Stał się obojętny i osowiały, kompletnie stracił wolę walki. Możliwe, że też dlatego, że nie mogłam patrzeć, jak się pogrąża w depresji, zdecydowałam się mu pomóc.

A jak zareagowała jego dziewczyna? Stwierdziła, że ,,nie chce faceta, który nie umie jej utrzymać" i... Wyrzuciła go z domu. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby zrobić coś takiego?

P załamał się jeszcze bardziej, to był dla niego prawdziwy cios. Swojego mieszkania nie miał, a ja wiedziałam, że gdy wróci do rodziny, będzie zdany tylko na siebie (wszyscy od niego pracują, nie mogliby nawet podać mu szklanki wody, nie mówiąc już o jakiejkolwiek rehabilitacji).

Podjęłam decyzję, że P zamieszka ze mną. Pracuję zdalnie, i tak całe dnie spędzam w domu, więc moglam się zająć moim przyjacielem. Jego rodzina przystała na tę propozycję, a sam P... Jemu było już wszystko jedno.

I tak się zaczęło... Przez kolejne lata praktycznie dzień w dzień ciągnęłam P na siłownię, do psychologów, budowałam jego wiarę w siebie. I nim ktokolwiek mi to zarzuci - nie oczekiwałam od niego nic w zamian, nie chciałam też, żeby dzięki temu się we mnie zakochał. P był moim przyjacielem, a tylko dodatkowo facetem, którego kochałam. Dlatego chciałam mu pomóc, nawet jeżeli kosztem własnego czasu. Bo uznałam, że tak powinnam zrobić.

Minęły chyba 2 lata, a P stanął na nogi. Znowu widziałam w nim tego radosnego, pełnego życia chłopaka. Znacząco też odmłodniał. Wciąż potrzebował ćwiczeń, ale najważniejsze, że było już dużo lepiej.

I jak się skończyła nasza pseudo-miłosna historia? Zakochał się w dziewczynie, którą poznał na siłowni i szybko się do niej sprowadził. Bolało, ale cieszyłam się, że jest szczęśliwy.

Tymczasem po paru miesiącach oznajmił mi, że od teraz możemy się spotykać tylko na imprezach, gdzie będzie jego dziewczyna, albo tylko z nią, bo ona jest o mnie zazdrosna...

Przyjaciele

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (223)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…