Na terenie naszej skromnej firmy transportowej mamy warsztat, a w nim na stałe pracuje dwóch zaufanych mechaników od przeszło 10 lat.
Z racji rozwoju firmy, szef wszystkich szefów postanowił załatwić ze szkoły zawodowej dwóch praktykantów (praktyki płatne, niewiele, ale zawsze coś.)
Sielanka trwała w najlepsze około 3 miesięcy, wszyscy byli zadowoleni, bo młodzi kumaci i ogarnięci, mechanicy dobrze się o nich wypowiadali, a nawet szef był skłonny ich zatrudnić po ukończeniu przez nich szkoły w tym roku.
Ale jednak było za pięknie, po pewnym czasie zaczęły ginąć paski, pojedyncze klucze i tym podobne rzeczy, szef zrobił małą naradę i z miejsca z kręgu podejrzanych odpadli nasi stali mechanicy, mało nie zarabiali, poza tym, po 10 latach dobrej pracy mieliby tak ryzykować?
Tuż obok warsztatu mamy magazyn, w nim oprócz części i narzędzi mamy pasy transportowe, kliny, oleje, i smary, które także zaczęły znikać, w pierwszej chwili zaczęliśmy podejrzewać logistyka, który to wszystko zamawiał, a może walnął się po prostu w papierach? A może któryś z mechaników czy kierowców nie odhaczył z listy, że coś zabrał? Nic z tych rzeczy, na papierach wszystko się zgadzało.
Księgowa szybko podsumowała wartość skradzionych rzeczy i wyszło jej ponad 8 tysięcy, szef się wkurzył nie na żarty, kupił jakąś kamerę do samodzielnego montażu i zamontował.
I kto nas okradał? Jeden z praktykantów.
Myślicie, że szef postanowił się z nim rozmówić? A gdzie tam, początkowo chciał go zatłuc kluczem francuskim, na szczęście mechanik go powstrzymał argumentem, że klucz nikomu nie zawinił i szkoda go tak niszczyć.
Szkoła zawiadomiona, szef pojechał tam z policją, młodego wywalili ze szkoły za ten numer, no i ma rozprawę sądową.
Ciekawe, czy te kradzieże były tego warte...
Z racji rozwoju firmy, szef wszystkich szefów postanowił załatwić ze szkoły zawodowej dwóch praktykantów (praktyki płatne, niewiele, ale zawsze coś.)
Sielanka trwała w najlepsze około 3 miesięcy, wszyscy byli zadowoleni, bo młodzi kumaci i ogarnięci, mechanicy dobrze się o nich wypowiadali, a nawet szef był skłonny ich zatrudnić po ukończeniu przez nich szkoły w tym roku.
Ale jednak było za pięknie, po pewnym czasie zaczęły ginąć paski, pojedyncze klucze i tym podobne rzeczy, szef zrobił małą naradę i z miejsca z kręgu podejrzanych odpadli nasi stali mechanicy, mało nie zarabiali, poza tym, po 10 latach dobrej pracy mieliby tak ryzykować?
Tuż obok warsztatu mamy magazyn, w nim oprócz części i narzędzi mamy pasy transportowe, kliny, oleje, i smary, które także zaczęły znikać, w pierwszej chwili zaczęliśmy podejrzewać logistyka, który to wszystko zamawiał, a może walnął się po prostu w papierach? A może któryś z mechaników czy kierowców nie odhaczył z listy, że coś zabrał? Nic z tych rzeczy, na papierach wszystko się zgadzało.
Księgowa szybko podsumowała wartość skradzionych rzeczy i wyszło jej ponad 8 tysięcy, szef się wkurzył nie na żarty, kupił jakąś kamerę do samodzielnego montażu i zamontował.
I kto nas okradał? Jeden z praktykantów.
Myślicie, że szef postanowił się z nim rozmówić? A gdzie tam, początkowo chciał go zatłuc kluczem francuskim, na szczęście mechanik go powstrzymał argumentem, że klucz nikomu nie zawinił i szkoda go tak niszczyć.
Szkoła zawiadomiona, szef pojechał tam z policją, młodego wywalili ze szkoły za ten numer, no i ma rozprawę sądową.
Ciekawe, czy te kradzieże były tego warte...
Trójmiasto
Ocena:
208
(214)
Komentarze