Tak sobie losuję historie, losuję i na zasadzie luźnych skojarzeń przypomniała mi się akcja ze stoiska mięsnego, na którym wtedy pracowałam.
Poranna zmiana, przyjechał kierowca z mięsem. Standardowo - faktura, każdą pozycję obejrzeć, obwąchać (po tym jak na moje pytanie "Eeee, to jest łopatka czy szpinak" usłyszałam "No jak to, pręga wołowa!" wąchałam wszystko. Serio, wołowina? Różowo-zielona?), na koniec zważyć i odznaczyć.
Jestem w samym środku, podchodzi klient.
JA: Dzień dobry, za moment podejdę. (do kierowcy) Dawaj na wagę... Zgadza się...
Odhaczyłam, umyłam ręce, założyłam rękawiczkę.
JA: Słucham, czym mogę służyć?
KLIENT: Dwadzieścia deko szynki z beczki.
Jasne, "dzień dobry" kłuje w usta, a od "poproszę" wyskakuje opryszczka. Ale w sumie to norma.
KLIENT - do kierowcy - A pan się nudzi, sera mi pan pokroi.
Serio? Facet w "cywilu", bez fartucha, nie wiadomo czy przeszkolony z obsługi krajalnicy, nie wiem czy ma książeczkę sanepidowską... Tyle z zakresu higieny.
Natomiast strona kulturalna zatkała mnie na dobry moment.
KIEROWCA: Ja tu nie pracuję.
KLIENT: To po co tu sterczysz?
Odetkało mnie.
JA: Ten pan nie jest pracownikiem naszej firmy, jest dostawcą. Który ser pan życzy?
KLIENT: Widzi pan, jak pana broni?
JA: Ten pan nie potrzebuje obrony bo nic złego nie robi. To który ser? (w domyśle "Kupuj i idź w diabły, buraku")
Kupił, polazł. Natomiast dostawa się przeciągnęła, bo kierowca musiał koniecznie zapalić... Zbytnio mu się nie dziwiłam.
Poranna zmiana, przyjechał kierowca z mięsem. Standardowo - faktura, każdą pozycję obejrzeć, obwąchać (po tym jak na moje pytanie "Eeee, to jest łopatka czy szpinak" usłyszałam "No jak to, pręga wołowa!" wąchałam wszystko. Serio, wołowina? Różowo-zielona?), na koniec zważyć i odznaczyć.
Jestem w samym środku, podchodzi klient.
JA: Dzień dobry, za moment podejdę. (do kierowcy) Dawaj na wagę... Zgadza się...
Odhaczyłam, umyłam ręce, założyłam rękawiczkę.
JA: Słucham, czym mogę służyć?
KLIENT: Dwadzieścia deko szynki z beczki.
Jasne, "dzień dobry" kłuje w usta, a od "poproszę" wyskakuje opryszczka. Ale w sumie to norma.
KLIENT - do kierowcy - A pan się nudzi, sera mi pan pokroi.
Serio? Facet w "cywilu", bez fartucha, nie wiadomo czy przeszkolony z obsługi krajalnicy, nie wiem czy ma książeczkę sanepidowską... Tyle z zakresu higieny.
Natomiast strona kulturalna zatkała mnie na dobry moment.
KIEROWCA: Ja tu nie pracuję.
KLIENT: To po co tu sterczysz?
Odetkało mnie.
JA: Ten pan nie jest pracownikiem naszej firmy, jest dostawcą. Który ser pan życzy?
KLIENT: Widzi pan, jak pana broni?
JA: Ten pan nie potrzebuje obrony bo nic złego nie robi. To który ser? (w domyśle "Kupuj i idź w diabły, buraku")
Kupił, polazł. Natomiast dostawa się przeciągnęła, bo kierowca musiał koniecznie zapalić... Zbytnio mu się nie dziwiłam.
sklep klient
Ocena:
113
(181)
Komentarze