Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82127

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W poprzedniej historii wspominałam o piekielnym pracodawcy- oto jeden z powodów, dla których jest moim byłym pracodawcą.

Pracowałam wówczas jako handlowiec w firmie produkującej opakowania- produkcja na zamówienie (czyli wpada zamówienie na ściśle określony, "spersonalizowany" produkt, produkujemy to i jak najszybciej wysyłamy) tylko na potrzeby innych firm. Każdy z handlowców (a było nas 4-5 osób, w tym Pani Kierownik Działu Sprzedaży) miał swoją grupę stałych Klientów + mieliśmy za zadanie zdobywać nowych. Do naszych obowiązków należało także koordynowanie zleceń produkcyjnych, czyli ustalanie z Produkcją (zarówno Kierownikiem jak i kolegami z działu produkcji) co, kiedy i w jakiej kolejności ma schodzić z produkcji.

Firma była wtedy w dość trudnym okresie, w którym z jednej strony było ciężko o Klienta, ale i zainwestowaliśmy w nową maszynę, której trzeba było zapewnić obłożenie, więc trzeba było jeszcze bardziej niż zwykle dbać o zaspokojenie wymagań Klientów, żeby od nas nie odeszli. Zasady były jasne: czas realizacji zamówienia ok 7 dni roboczych + 2 dni na dostawę (najczęściej wysyłaliśmy towar kurierem, stąd te dodatkowe dwa dni)- taką informację dostawał każdy Klient, niezależnie od wszystkiego. Wiadomo, część Klientów to Klienci strategiczni, niektórzy wymagali od nas krótszego terminu pod groźbą zerwania współpracy i dawało się to zrobić jak trzeba było.

Na początku faktycznie tylko, jeśli sytuacja była awaryjna, ale z czasem Pani Kierownik przyzwyczaiła swoją grupę Klientów, że 4-dniowy termin realizacji to prawie standard i wystarczy powiedzieć "No fajnie byłoby to dostać szybciej", żeby Pani Kierownik "przepychała" swoje zlecenia przed nasze. Pod koniec mojej pracy tam, co najmniej raz w tygodniu jeden z jej Klientów dostawał zamówienie w ciągu 3 dni (w tym dostawa naszym transportem, żeby było szybciej). Wszystko byłoby ok, bo przecież dzięki temu zatrzymywaliśmy sporych Klientów, gdyby nie to, że "przepychanie" zleceń odbywało się kosztem:

1. naszych Klientów- niejednokrotnie nasi Klienci mieli mieć produkowane swoje zamówienie w ostatnim terminowym dniu, na drugiej zmianie, tak, żeby jeszcze tego samego dnia kurier zdążył to odebrać, czyli i tak w sporej nerwówce, bo zawsze było ryzyko, że nie uda się tego wysłać. Nie raz, nie dwa dzwoniliśmy przed wyjściem z pracy do Klientów, potwierdzaliśmy im, że zamówienie na pewno od nas danego dnia wyjedzie i jeśli kurier nie zawiedzie, to kolejnego Klient będzie miał towar, po czym okazywało się następnego dnia rano, że jak tylko wyszliśmy do domów, Pani Kierownik podchodziła do kuwety ze zleceniami produkcyjnymi i przekładała swoje zlecenia na początek kolejki (często totalnie mieszając też kolejność pozostałych zleceń, które układaliśmy konsultując to wzajemnie). Przez to czasem nasi Klienci (a zwłaszcza zaopatrzeniowcy) mieli naprawdę spory problem.

2. handlowców- nie dotrzymywaliśmy obietnic, więc często dostawaliśmy okropny opierdziel od Klientów, że ich oszukujemy, że jesteśmy niepoważni itd. Przecież w takich sytuacjach to zawsze handlowiec obrywa i nie może się bronić- przecież nie powiem, że to moja szefowa zawiniła. Druga strona medalu- każdy z nas musiał słuchać dość ostrych, kąśliwych uwag Pani Kierownik na temat tego, że nie potrafimy dobrze wykonywać swojej pracy i powinniśmy budować lepsze relacje z Klientami, mimo, że głównym problemem było to, że Klienci mieli dość ciągłego przekładania terminu dostawy na dzień przed ustalonym wcześniej terminem lub w dniu, w którym powinna mieć miejsce dostawa. Wg Pani Kierownik, gdybyśmy się z Klientami wręcz zaprzyjaźnili, byłoby im niezręcznie odchodzić, więc powinniśmy częściej się z nimi spotykać. Problem w tym, że większość z zaopatrzeniowców traktowała nas jak natrętów kiedy proponowaliśmy więcej niż drugie spotkanie w ciągu roku zwłaszcza, jeśli nie dotrzymywaliśmy terminów.

3. pracodawcy- straciliśmy przez to kilku Klientów (także tych sporych, ale nieobsługiwanych przez Panią Kierownik), bo ile razy można ściemniać, że mieliśmy przerwę w dostawie prądu, że kurier nawalił albo że UFO porwało operatora maszyny konfekcjonującej? Zarówno my jak i cała firma wyglądała bardzo nieprofesjonalnie, co zaczęło odbijać się na przychodach.

Najlepszy przykład obrazujący jak to działało. Jeden z moich największych Klientów, który współpracował z nami od lat, przechodził restrukturyzację i planował zrezygnować z jednego z dostawców. Zgłosiłam to natychmiast Pani Kierownik zaznaczając, że jednym z wymagań jest skrócenie terminu dostawy z 9 do 6 dni, a w sytuacjach szczególnych do 3. Stwierdziła, że da się to zrobić, dodatkowo sprzyjał nam fakt, że Klient miał zakład niedaleko nas, więc mogliśmy zaoszczędzić trochę czasu i dowozić zamówienia zamiast wysyłać kurierem. Dostałam polecenie, żeby traktować tego Klienta priorytetowo i nie dopuścić do tego, żeby odszedł. Za każdym razem, kiedy dostawałam od nich zamówienie, zgłaszałam to Pani Kierownik, Kierownikowi Produkcji, na samym zleceniu czerwonym długopisem dopisywałam "PILNE" oraz oczekiwaną przez klienta datę dostawy i chodziłam kilka razy dziennie na magazyn i produkcję, żeby zobaczyć czy wszystko gra.

Przez 5 miesięcy okresu "próbnego" w trakcie którego Klient oceniał spełnianie wymagań przez dostawców tylko raz udało nam się dotrzymać terminu, który wskazał Klient, bo zostałam dłużej w pracy a Pani Kierownik nie było. Na nic zdawały się rozmowy z przełożonymi (zarówno Panią Kierownik jak i samym właścicielem), tłumaczenie, prośby i groźby. Za każdym razem Pani Kierownik przekładała swoje zlecenie przed moje. Ten Klient odszedł, a ja dostałam ostrą reprymendę, że do tego dopuściłam.

praca

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (167)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…