Będzie o kolejnych piekielnych klientach.
Tym razem piekielni rodzice.
Dzisiaj wieczorem miałam nieprzyjemność obsługiwać typową Karynę i typowego Sebę z dwuletnim rozwrzeszczanym berbeciem.
Nie dość,że wryli się nieproszeni przed moją kasę omijając kolejkę (klientów przywołuję przyciskiem, który powoduje uruchomienie komunikatu: kasa nr...), to jeszcze pokrzykiwali, że ich dziecko jest nerwowe i co mi to szkodzi.
Berbeć niepilnowany przez rodzicieli ściągnął ze stojaka lizak typu laseczka (kojarzycie zapewne "świąteczne" lizaki w czerwono białe paski) i paskudnie go obciumkał rozrywając przy okazji folię.
Karyna wyrywała mu słodycz warcząc:
- Tego nie bierzemy!
Powiedziałam, że niestety muszą go wziąć, bo dziecko obśliniło lizak, oraz uszkodziło folię.
Taki towar zaś nie nadaje się już do odstawienia.
K i S zaczęli odburkiwać, że jakim prawem, że nie mogę ich zmusić itd itp.
Skinęłam dłonią w kierunku ochroniarza, bo wiedziałam już że dalsza dyskusja nie ma sensu.
Ochroniarz podszedł i zawyrokował:
- Hermiona, dolicz tego lizaka do rachunku. A szanowni państwo płacą za to, bo dziecka się pilnuje. Jakby każdy tak niszczył towar, byłby ładny cyrk.
Pieniacze zapłacili, burcząc coś pod nosem.
Całą sytuację widziało i komentowało kilkoro klientów.
Żenada pełną gębą.
Tym razem piekielni rodzice.
Dzisiaj wieczorem miałam nieprzyjemność obsługiwać typową Karynę i typowego Sebę z dwuletnim rozwrzeszczanym berbeciem.
Nie dość,że wryli się nieproszeni przed moją kasę omijając kolejkę (klientów przywołuję przyciskiem, który powoduje uruchomienie komunikatu: kasa nr...), to jeszcze pokrzykiwali, że ich dziecko jest nerwowe i co mi to szkodzi.
Berbeć niepilnowany przez rodzicieli ściągnął ze stojaka lizak typu laseczka (kojarzycie zapewne "świąteczne" lizaki w czerwono białe paski) i paskudnie go obciumkał rozrywając przy okazji folię.
Karyna wyrywała mu słodycz warcząc:
- Tego nie bierzemy!
Powiedziałam, że niestety muszą go wziąć, bo dziecko obśliniło lizak, oraz uszkodziło folię.
Taki towar zaś nie nadaje się już do odstawienia.
K i S zaczęli odburkiwać, że jakim prawem, że nie mogę ich zmusić itd itp.
Skinęłam dłonią w kierunku ochroniarza, bo wiedziałam już że dalsza dyskusja nie ma sensu.
Ochroniarz podszedł i zawyrokował:
- Hermiona, dolicz tego lizaka do rachunku. A szanowni państwo płacą za to, bo dziecka się pilnuje. Jakby każdy tak niszczył towar, byłby ładny cyrk.
Pieniacze zapłacili, burcząc coś pod nosem.
Całą sytuację widziało i komentowało kilkoro klientów.
Żenada pełną gębą.
Ocena:
175
(203)
Komentarze