Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82388

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdaję sobie w pełni sprawę z tego, że takiej piekielności Szanowni Piekielni mi nie wybaczą.

Bo piekielnie ośmieliłam się pojechać na SOR BEZ zagrożenia życia.

Ale po kolei.

W pewien poniedziałek moja latorośl – dziecko typu chłopiec, lat 12 – podążyło do łazienki silnie utykając na lewą kończynę dolną. Zmarszczyłam brew i porównałam rozmiary obu kończyn. Prawa – normalna, lewa – niemal dwa razy większa, od opuchlizny. Mały kwiczy, że boli. Ma prawo boleć. Dwa dni wcześniej, w sobotę, wypoczywaliśmy na jednej z nadwiślańskich plaż. Zapewne mały uderzył w coś, wyglądało na stłuczenie. Zrobiłam okład z Rivanolu, zwolniłam z lekcji (ku wielkiej radości poszkodowanego).

We wtorek sytuacja bez zmian.

W środę zmieniło się o tyle, że na nodze pokazały się rany. Wyglądały jak solidnie rozdrapane ugryzienia, było ich sporo. Syn piszczy, że swędzi! Strasznie swędzi, zatem drapie. Drapie do krwi. Noga cała pokrwawiona, opuchnięta nadal. Wygląda na to, że jednak nie tylko opuchlizna, ale coś go pogryzło. Smaruję rany jodyną, bandażuję.

W czwartek rano noga wygląda jak jedna wielka rana. Z ran sączy się krew i ropa. Ślady po jodynie mieszają się z krwią i ropą. Widzę, ze sama nie dam rady. Moim zdaniem laika tu potrzebny jest chirurg. Zaczynam szukać pomocy lekarskiej.

1. Pomoc lekarza NFZ.
Chirurg? Zapomnij kobieto! Tu jest skierowanie potrzebne, od pediatry. Dobrze, poproszę zatem o wizytę u pediatry. Ale jak to? Dziecko jest „zdrowe” tzn. nie kaszle, nie kicha, nie ma gorączki. Nie ma możliwości zapisu na wizytę wcześniej, niż za dwa tygodnie (do pediatry, po skierowanie!). Opisuję sytuację, że rany, że krew, że spuchnięte, syn ledwie łazi. Odpowiedź „a ma gorączkę?”. No nie, nie nie ma. To za dwa tygodnie. Olałam NFZ.

2. Pomoc prywatna.
Mieszkamy w Warszawie, więc nie ma kłopotu z dostępnością placówek prywatnych. Dodatkowy plus – dość blisko. Medicover – nie ma chirurga, nie ma pediatry, nikt nie przyjmie. Lux Med – jw. nie ma chirurga, nie ma pediatry, nikt dziecka nie przyjmie. Enelmed – nie ma jw. Jest internistka. Nie zgadza się jednak na przyjecie dziecka. Syn zielony na twarzy. Błagam o pomoc pielęgniarki w gabinecie zabiegowym (mam abonament w Enelmed – tylko na siebie, co prawda, nie na syna, ale jestem tu trochę śmielsza, zapłacę przecież za to). Pielęgniarka wszak też „człowiek medyczny” może pomoże, podpowie coś. Pielęgniarki godzą się obejrzeć odnóże. Syn ściągnął but, skarpetkę i opatrunki.

Na widok ropy zmieszanej z krwią pielęgniarki podnoszą krzyk! Żadna się do tego nie dotknie! Stopa cukrzycowa! (???) Niegojące się rany! Natychmiast do szpitala, na SOR! To MUSI obejrzeć chirurg!

Jadę. Świadoma tego, że przyjdzie mi tam zapuścić korzenie i zakwitnąć. Ponadto zebrać solidny ochrzan za to, że zawracam im głowę duperelami. Trudno. Syn to syn.

Na SOR w szpitalu na Niekłańskiej niespodzianka. Pustką świeci. Jeden pan z córeczką przed nami, weszłam po 10 minutach. Okazało się, że syna pogryzły meszki albo coś w tym rodzaju, swędziało nieludzko, rozdrapał i wdało się paskudne zakażenie.

Oczywiście, ochrzan dostałam, że z czymś takim na SOR się nie przychodzi, to nie jest zagrożenie życia! Przyjęłam pokornie na klatę, przeprosiłam, lekarz miał rację. Nie opisałam mu całej powyższej sytuacji – gdzie miałam szukać pomocy w takiej sytuacji? Przecież to nie jego wina, że nikt nie chciał pomóc w rozsądnym terminie, nawet za pieniądze.

Syn dostał antybiotyk doustny (na 9 dni) i maść z antybiotykiem na rany. Smarowałam codziennie, rany zaczęły się goić po około 3 tygodniach.

Wiem, zachowałam się piekielnie. Pojechałam na SOR, gdzie uzyskałam natychmiastową diagnozę i recepty na potrzebne pilnie antybiotyki. Ale nadal nie wiem, gdzie powinnam była szukać pomocy?

Opieka medyczna

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 191 (253)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…