Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82541

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Parę "psich" historyjek zainspirowało mnie do napisania paru słów.

Jestem psiarzem. Moja babcia była lekarzem weterynarii, więc miłość do psów - można powiedzieć - wyssałem z mlekiem matki (no, pośrednio...). Dawno temu, jak mieszkałem z rodzicami, mieliśmy najpierw spaniela, potem dalmatyńczyki, potem wyżły węgierskie (jedne z pierwszych w Polsce!) - a "po drodze" całą masę innych czworonogów mniej lub bardziej rasowych.

Jak się ożeniłem i urodziło nam się pierwsze dziecko - pojawił się i pies (suka malamutka, kiedyś tu o niej pisałem). Niestety, Szelma (tak miała na imię) odeszła do krainy wiecznych śniegów już parę lat temu, a że "w międzyczasie" pojawiły się różne trudne życiowe sytuacje, to nowego psa przez jakiś czas nie było. Pracy dużo, czasu mało, nie chciałem brać psa tylko po to, żeby nie mieć czasu się nim zająć. Ale w zeszłym roku moja córka ubłagała, żeby wziąć takiego śmiesznego pokraka ze schroniska. Lucek jest psem przekomicznym: przypomina krzyżówkę corgi z lisem, jest dłuuugi - jak leży wydaje się psem średniej wielkości (waży swoje 15 kilo), ale jak wstanie to… okazuje się, że jednak jest mały, bo łapy ma zdecydowanie od innego psa. Za krótkie. I krzywe. Mówiąc krótko - nie jest to wyżeł, raczej niżeł i dłużeł.

Lucek jest głuptas, niestety, nie bardzo chce się nauczyć przychodzić na zawołanie - więc na spacery chodzi jednak na smyczy (ale przez resztę czasu biega luzem - mamy ogródek przy domu). Lucek jest psem niezwykle przyjaznym… najczęściej. Ale czasami nie. Ma na osiedlu kilka psów, których nie znosi (z wzajemnością) i jak je widzi, to odstawia przedstawienie z gatunku PUŚĆCIE MNIE DO NIEGO TO GO ZJEM A POTEM WYPLUJĘ I ZJEM JESZCZE RAZ!!!

No niestety, nie puszczamy.

My nie puszczamy. Ale inni...

Klasyczny obrazek: idziemy z Luckiem na spacer. Lucek na smyczy. Idzie pańcia z dwoma piesełami. Jeden mały, kudłaty, wielkości półtora szczura - ale drugi spory, na pewno od Lucka większy (na wagę, bo że wzwyż, to jasne). Oba zwierzaki luzem. Oba idą w naszą stronę, wyraźnie chcąc się zaprzyjaźnić. A ja nie wiem, czy to dobry pomysł. Może tak. A może nie. Więc proszę panią, żeby zawołała swoje psy. Pani woła. Psy mają to w okolicach ogona i idą dalej. Pani woła głośniej. Psy mają to w tym samym miejscu i idą dalej. Coraz bliżej.

Proszę panią jeszcze raz, już zirytowany. Na co pani z uśmiechem na twarzy rzuca klasycznym tekstem:

- Ale przecież on nic nie zrobi!

Wkurzyłem się i odpowiedziałem:

- A jaką pani ma gwarancję, że MÓJ czegoś nie zrobi?

Zreflektowała się, złapała to półtora szczura, a wtedy duży (zresztą chyba bardzo łagodny) poszedł za nią.

Innym razem moja córka, jak była sama na spacerze z Luckiem, musiała wracać do domu okrężną drogą, dookoła osiedla, bo jakiś gość stał na ulicy, gadał przez telefon, a jego pies - duży, kudłaty, w typie owczarka niemieckiego - biegał luzem i córka się bała, czy nie będzie problemów. Pan na kolejne prośby o wzięcie psa na smycz nie reagował, aż w końcu powiedział mojej córce (piętnastolatce!) żeby "nie zachowywała się jak c*pa, a jak się boi psów, to niech sama z psem nie chodzi". Jak to od córki usłyszałem wyszedłem wyjaśnić panu, jak zachowuje się c*pa, ale na (jego) szczęście już go nie było.

"Ale on nie gryzie". A że skoczy, że przewróci na przykład małe dziecko, że akurat przypadkiem trafi na psa, którego nie polubi - albo który jego nie polubi - i będzie awantura... Co tam.

Dla mnie sprawa jest prosta: przepisy mówią, że w przestrzeni publicznej pies ma być na smyczy. A jeśli masz w nosie przepisy, puszczasz go luzem - to musisz mieć GWARANCJĘ, że zawróci i przyjdzie do ciebie na pierwsze zawołanie.

Psy właściciele smycz

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (142)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…