Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82553

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Co ważne dla historii - jestem psiarą i kociarą :) Z dystansem do siebie. Od lat zajmuję się adopcjami, użerając się z ludźmi i jakby na to nie patrzeć ze zwierzakami. "Użerając" w humorystycznym znaczeniu.
Mam 2 duże psy i mieszkam w bloku. Śledząc piekielnych od lat wiem, że ktoś będzie pewnie chciał omówić ten temat, ale to może kiedy indziej.
Psy w typie ras, nie rasowe. Adoptowane. Papierów z FCI nie mają więc w sumie kundle.

Jeden wielki słodki i puchaty z wyglądu. W rzeczywistości katowany "za szczeniaka", niepewny siebie, reaktywny. Czuje się niepewnie w towarzystwie obcych, nie lubi dzieci. Nigdy nikogo nie zaatakował, dzieci unika, w wyjątkowo niekomfortowej sytuacji pokaże bezdźwięcznie garnitur zębów. Drugi pies a w sumie to suka - "rasa" potencjalnie uważana za groźną ( pomijam bezsens gadki o rasach agresywnych). Kula miłości - uwielbia dzieci, ludzi, gdyby mogła wyłudzałaby przytulanki od każdego napotkanego człowieka na spacerze.

No tak - gdyby mogła. Nie pozwalam na to. To moje psy. Jestem ich opiekunem NIE właścicielem. Pies nie jest rzeczą. Nie życzę sobie, żeby cudze dzieci wieszały się na szyi mojemu psu kiedy MADKA gapi się w telefon. Zdaję sobie sprawę że to tylko pies i tylko dziecko.

Po co o tym piszę? Bo takich sytuacji jest mnóstwo. Psy na osiedlu prowadzam zawsze na smyczy lub na smyczy i w kagańcu. Chodzę bokami, unikam miejsc gdzie bawią się dzieci. Rozumiem, że miejsce po psiej kupie nie musi być mega super dla bawiącego się dziecka. Ja nie jestem fanką dzieci. Czasami drażnią mnie, denerwują. Uszy mi puchną, kiedy się drą. Sama mieć nie będę, ale cudze jak najbardziej. :) ALE rozumiem, że to dzieci, każdy z nas tak miał. I rozumiem, że mamy tych dzieci niekoniecznie muszą życzyć sobie obecności dużych czy małych psów nawet na smyczy w towarzystwie swoich pociech. I rozumiem, że szczekanie moich psów może kogoś drażnić. Staram się nie wchodzić innym w drogę. Z psami spaceruję tam gdzie nikomu nie przeszkadzają. Na długi spacer wywożę je raz dziennie w niedalekie okolice, gdzie mogą pohasać bez smyczy - zgodnie z prawem u nas obowiązującym.

Tylko że szkoda że to nie działa w dwie strony. Wiele matek czy ojców nie zdaje sobie sprawy z tego, że na widok ich bachora biegnącego w wrzaskiem w stronę mojego psa nie umrę z radości. Piszę bachora - wiem, że to nie wina dziecka, jak zostało wychowane. Dla mnie dzieciaki niesłuchające, rozwydrzone, drące się o nic to bachory.

I pełne zdziwienie, kiedy drę się żeby zabrać dziecko. " Ale ono chciało pogłaskać". Kiedyś się wysilałam żeby tłumaczyć. Że nie wolno, że trzeba zapytać, że pies może ugryźć, warknąć czy nawet przyjazny pies może skoczyć i po prostu przypadkiem przewrócić a dziecko walnie głową o beton i nieszczęście gotowe.

Teraz mówię tylko że pies ma zakaźną chorobę skóry czy czego tam i działa 300 x lepiej. :)
Przestało mi się chcieć tłumaczyć, co znaczy żółta wstążka na smyczy.
Ku wyjaśnieniu - nie jestem przeciwna dzieciom - cudze nawet lubię i czasami się zajmę. :) Jednak dziecko pewnych rzeczy nie rozumie, myśleć musi rodzić. A kiedy z winy rodzica dojdzie do tragicznej sytuacji to dziecka żal a i tak zapłaci pies.

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (209)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…