Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82623

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szukam pracy na etat. Już zdrowie osoby, nad którą sprawowałam opiekę przez ostatnie kilkanaście miesięcy się poprawiło, a praca na własnej działalności mi nie do końca leży, więc rozpoczęłam poszukiwania.

Generalnie wysyłałam aplikacje przez najpopularniejszy chyba portal z ogłoszeniami, zawsze na rekrutacje jawne. Starałam się pamiętać jak najwięcej o firmie, do której aplikowałam, coby dzwoniący w południe rekruter nie zaskoczył mnie jakimś pytaniem o firmę przy pierwszej rozmowie weryfikującej.

I tak jakoś na początku czerwca trafiło, zaaplikowałam do dużej firmy deweloperskiej, na stanowisko, gdzie naprawdę chciałabym pracować, a które w ogłoszeniu brzmiało naprawdę jak strzał w 10 jeśli chodzi o zakres obowiązków. Ale nie łudziłam się, że wypali, ot wysłałam i starałam się zapomnieć, by nie robić sobie nadziei.

Po kilku godzinach wyskoczyło mi powiadomienie, że pracodawca otworzył CV, do końca dnia już byłam umówiona na rozmowę telefoniczną z rekruterką kolejnego dnia.
Na tym etapie nie ma co opowiadać, by nie przedłużać. Złapałyśmy kontakt, postanowiła, że mnie rekomenduje menadżerowi odpowiedzialnemu za tę rekrutację.

Z menadżerem hr oraz kierownikiem działu, w którym miałabym pracować, także złapaliśmy nić porozumienia i naprawdę spoko się gadało. Powiedzieli, że dadzą znać w ciągu 3 tygodni - długo, więc myślałam, że nic z tego i mi podziękują, bo jednak nie spełniłam ich wymagań. Bywa.
Zadzwonili jeszcze tego samego dnia po południu pytając jak moje wrażenia i że ich wrażenia są tak pozytywne, że chcą mnie rekomendować dyrektorowi do zatrudnienia, ale muszę się jeszcze z nim spotkać na rozmowę.

Kolejnego dnia umówiła mnie asystentka dyrektora na rozmowę. Pięć dni czekania na ostatni etap rekrutacji poświęciłam na doszlifowaniu wiedzy o firmie, autoprezentacji i czytaniu poradników. Naprawdę zależało mi na tej pracy, czułam, że to to, co chcę robić w życiu.

Przyszedł dzień rozmowy, czułam się super przygotowana. Do gabinetu dyrektora weszłam punktualnie. Rozmowa miała być formalnością, i rzeczywiście, nie czułam spięcia. Pytania standardowe, trochę opowieści o firmie, trochę o oczekiwaniach. Pytania do mnie o moje oczekiwania i kilka wyrywkowych pytań o CV.
Czułam, że dosłownie milimetry mnie dzielą od sukcesu.

Pewnie się już domyślacie, że nie dostałam tej pracy.

Dlaczego?
Cytuję: Jakbyś mnie wpuściła po tego drinka, to byś tę pracę miała. Widzisz, czasem trzeba ustąpić, nigdy nie wiesz, na kogo trafisz w życiu.

Nie wiedziałam o co chodzi - byłam przekonana, że coś się facetowi pochrzaniło, więc dopytałam:
- Ale o jaką sytuację Panu chodzi - spotkałam się kiedyś z Panem?

Okazało się, że tak. W kwietniu byłam w klubie ze starymi kumpelami ze studiów i czekałyśmy chyba 20 minut w kolejce po drinka. I gdy miała przyjść nasza kolej, czterech kolesi wje*** się przed nas z tekstem mniej więcej: "panienki, wy poczekacie, macie czas, a my tu biznesy szybko załatwiamy, nie kręćcie nosem tylko nas wpuśćcie".
Pamiętam, że powiedziałam wtedy dokładnie: "wypie**** na koniec kolejki - a biznesy załatwiaj na trzeźwo". Niekulturalnie, wiem.

Konsekwencje poniesione. Mimo wszystko, mam satysfakcję, że nie pozwoliłam mu się wepchnąć w tym barze.

bar praca

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 189 (217)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…