Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82680

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielny taksówkarz?

Pisząc poprzednią historię o ostrym dyżurze, przypomniałam sobie, że nie tylko pacjentka była piekielna tamtego dnia. Wiadomo przecież, że jak coś idzie źle, to po całości.

Kolka nerkowa pojawiła się nad ranem i w ciągu kilku godzin przybrała na sile, dlatego postanowiłyśmy z mamą jechać na ostry dyżur. Mama zadzwoniła po taksówkę jednej z najbardziej znanych (i najdroższych) warszawskich korporacji, która nie cieszy się najlepszą opinią, ale ma za to łatwy do zapamiętania numer.

Czarny, wypucowany mercedes podjechał. Kierowca słowem się nie odezwał. Wsiadłyśmy, podałyśmy cel naszej podróży - Szpital Praski - i ruszyliśmy. Ja zielona z bólu, mama zaniepokojona moim stanem.
Podróż spod mojego domu do szpitala trwa zazwyczaj 10-15 minut. Chyba, że wpadnie się w korek...

Nie wiem czy kierowca nie znał zbyt dobrze Warszawy (nie miał GPS), czy kurs okazał się dla niego na tyle nieatrakcyjny, że postanowił sobie na nim dorobić najwięcej jak się da (a może taka jest polityka firmy?). W każdym razie, postanowił pojechać przez ulicę Radzymińską, która w porannych godzinach szczytu była wtedy koszmarem każdego kierowcy, mimo że miał do wyboru dwie inne, dużo lepiej przejezdne trasy dojazdowe.
Wtedy, bo było to 10 lat temu, przed przebudową trasy W-Z (pomnik Czterech Śpiących, Trzech Pijanych stał jeszcze na swoim miejscu), kiedy skrzyżowanie przy Dworcu Wileńskim było jednym z najgorszych w Warszawie, a stacja drugiej linii metra w tamtym miejscu była dopiero w planach.

Jak możecie się domyślić, utknęliśmy w korku. Mimo próśb by skręcić w inną ulicę i ominąć korek, bo w końcu nie jechaliśmy na wycieczkę, a do szpitala, kierowca nadal pchał się w tą nieszczęsną Radzymińską. Czas mijał. Ja, coraz bardziej zielona z bólu, poczułam, że robi mi się niedobrze. Opcje były dwie: albo mój pusty żołądek miał dość ciągłego ruszania i hamowania, albo ból był tak silny, że przyprawiał mnie o mdłości. W tym drugim przypadku, zazwyczaj kończyło się to pawiem. Powiedziałam wtedy do mamy: "Zaraz się porzygam".

I nie musiałam dwa razy powtarzać. Kierowca chyba wyobraził sobie armagedon jaki mogłabym spowodować na jego skórzanych tapicerkach. Nagle jakoś udało mu się wybrnąć z korku i dowieźć mnie pod szpital w ekspresowym tempie. A mógł tak od razu... Być może już kwadrans wcześniej złapałby bardziej lukratywny kurs, bo przed szpitalem chętnych nie brakowało...

taksówkarz

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (163)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…