Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89562

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do tej pory nie miałam tutaj konta, ale ostatnia historia, którą przeczytałam wyprowadziła mnie z równowagi, a raczej komentarze pod nią, więc postanowiłam to zmienić. Może być długo, ostrzegam.

Uwaga Drodzy Państwo - psychiatrzy i psychoterapeuci w Polsce.

Dopóki byłam nastolatką i wszędzie umawiała mnie mama niezbyt interesowało mnie, jak wygląda kwestia zapisów czy terminów do lekarzy. Jednak z racji dostania się na studia psychologiczne naszła mnie nagła potrzeba pracy bliżej zawodu, żeby jeszcze jako student zobaczyć funkcjonowanie placówki od wewnątrz. Udało mi się załapać do pracy w prywatnej klinice psychiatryczno-psychologicznej. I to jak wygląda to w rzeczywistości przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jednym słowem? Patologia.

Nie będę się rozwodzić na temat tego, jak to placówki prywatne nastawione są w głównej mierze na zysk i wyzysk i pacjenci często są traktowani dobrze dopóki przynoszą pieniążki, bo to wie każdy. Nie będę się również rozczulać nad naszym kochanym NFZ, bo jak to wygląda u nich też wie większość.

Ostatnia widziana przeze mnie historia dotyczyła dziewczynki po próbie samobójczej - w wielkim skrócie: wizyta u psychiatry dziecięcego prywatnie bardzo odległa, na NFZ odległa to mało powiedziane. Dziecko prędzej załapie się do psychiatry osób dorosłych niż doczeka wizyty u specjalisty dziecięcego.

Z drugiej jednak strony jako pracownik placówki prywatnej czuję się poniekąd zobligowana do wyjaśnienia, jak to faktycznie wygląda w rzeczywistości.

W momencie otwarcia placówki bardzo duży nacisk kładliśmy na zaufanie do pacjentów. Wizyty mogli sobie odwoływać, bądź przesuwać wedle uznania. 5 minut do wizyty i Pan chce odwołać? Nie ma absolutnie żadnego problemu. Pani zapomniała o wizycie mimo potwierdzenia dzień wcześniej i sms'a przypominającego? Żaden problem, najlepszym się zdarza. Państwo pilnie potrzebują wizyty na już i proszą, żeby lekarz przyjął ich przed albo po grafiku? Pewnie, jak pilnie to zostanie dłużej. Pan może rozmawiać, ale 40 minut po zamknięciu kliniki? Jasne, rozumiemy, ktoś zostanie dłużej i oddzwoni w momencie kiedy będzie mógł rozmawiać.

Zaczęło to być u nas jednak notoryczne. Pacjenci przyzwyczaili się do takiego stanu rzeczy i zaczęli to wykorzystywać. Regularnie zaczęły się sytuacje, gdzie pacjenci nie przychodzili na kilka wizyt pod rząd. Za każdym razem schemat wyglądał identycznie - umawianie wizyty, potwierdzanie jej, nie przychodzenie, telefon, że coś wypadło, prośba o nowy termin - nasz rekordzista w ciągu jednego tygodnia nie zjawił się na 8(!) umówionych wizytach.

Wiem, że teraz pomyślicie, że była to nasza wina, ponieważ nauczyliśmy ich, że mogą tak robić. Jednak tak jak już wspomniałam, jako nowo otwarta placówka ogromny nacisk kładliśmy na zaufanie do pacjentów i faktyczną pomoc, a nie na trzepaniu hajsu. Mając na uwadze również fakt, że pacjenci psychiatryczni są bardzo specyficzną grupą - zaburzenia lękowe, fobie społeczne, traumy i różne choroby mogą doprowadzić człowieka do momentu, gdzie faktycznie jednego dnia zadzwoni i umówi się do kogoś kto mu ma pomóc, a w dniu wizyty dostanie tak wielkiego ataku paniki, że nie będzie w stanie wystawić stopy poza łóżko, a tym bardziej zadzwonić i odwołać wizytę. Takich pacjentów również staraliśmy się zrozumieć. Ba, trzymaliśmy kciuki, żeby kolejnym razem się udało lub namawialiśmy na teleporady.

Wszystko trwało tak do momentu, aż nie zatrudniliśmy psychiatrę stricte dziecięcego.

Grafik momentalnie zapełniły się na pół roku wprzód, co nie jest żadną nowością. Początkowo schemat u nas był taki sam jak w przypadku osób dorosłych, ale w momencie kiedy na wizyty przychodziło tylko 5 z 10 umówionych rodziców z dzieciaczkami to zaczęło nas to mocno niepokoić. Próbowaliśmy ustalić, co wpływa, w przypadku akurat specjalisty dziecięcego na tak duże nieobecności pacjentów. I się zaczęło. Część rodziców wymyślała jakieś słabe, standardowe wymówki typu "ojojoj, zapomnieliśmy", ale część rodziców nawet nie kryła się z prawdziwymi powodami. Najczęstszy powód to umawianie wizyt w 30 placówkach na zasadzie "gdzie szybciej się zwolni lista rezerwowa tam idziemy", natomiast na pytanie czemu w takim razie nie odwołali wizyty w innych miejscach skoro znaleźli szybszy termin odpowiadali najczęściej "a Pani by się chciało odwoływać 29 wizyt?". Logiczne.

Druga część to pato rodzinki, które nie przyjechały, bo uwaga - właśnie wypili 3 piwa z mężem i nie ma ich kto zawieźć/ mam fryzjera na tę godzinę, dziecko wytrzyma bez leków pół roku, ale mój odrost nie/wujek Staszek właśnie robi urodziny i jednak wolimy pić i jeść kiełbaski z grilla niż zabrać dziecko na wizytę. Najbardziej smutna sytuacja to dla mnie moment, kiedy jedna Pani umówiła wizytę specjalnie na dzień, w którym dziecko było pod opieką biologicznego ojca, nie poinformowała go, że wizyta jest umówiona, a potem chciała zaświadczenie od recepcji, że mąż nienależycie dba o zdrowie psychiczne dziecka, żeby przedstawić w sądzie. Prawdopodobnie kosztem dziecka Pani chciała ugrać ograniczenie władzy rodzicielskiej.

A potem odbieramy telefon za telefonem od zaryczanych wniebogłosy matek, które błagają wręcz, żeby wcisnąć gdzieś ich dziecko po próbie samobójczej, które grozi, że w nocy spróbuje jeszcze raz. I jeszcze raz i jeszcze raz, aż się mu uda. I powiedz takiej, że zapraszasz za pół roku mimo, że gabinet obok siedzi lekarz, który popija sobie kawkę i nudzi się próbując zagospodarować jakoś tę godzinę, bo ktoś sobie właśnie nie przyszedł.

Po takich sytuacjach byliśmy zmuszeni wprowadzić obowiązkowe płatności z wyprzedzeniem. Nie tylko w przypadku specjalistów dziecięcych, ale żeby było sprawiedliwie to wszystkich wizyt pierwszorazowych. Dodatkowo wprowadziliśmy możliwość odwoływania wizyt maksymalnie dobę przed wizytą i czarną listę dla pacjentów, którzy nie przyszli na chociaż jedną wizytę (tacy pacjenci dalej mogą się umawiać, ale nawet jeśli jest to wizyta kontrolna to również muszą opłacać całą kwotę wizyty wcześniej). Zauważyliśmy, że w momencie kiedy po długich prośbach ulegniemy i pozwolimy na wyjątkową płatność na miejscu, bo przykładowo jest to osoba starsza, która nie ogarnie płatności internetowej, bądź osoba która z różnych życiowych powodów nie jest w stanie sobie pozwolić na płatność z wyprzedzeniem to takie osoby przyjdą, ale kiedy pozwolimy na płatność na miejscu rodzicom lub dorosłym w przedziale wiekowym 20-40 lat, którzy nie chcą opłacić wizyty wcześniej bez wyraźnego powodu tylko "bo nie, bo to chyba nielegalne, ja wam nie ufam, przyjdę na pewno, obiecuję" to na 99% wizyta się nie odbędzie.

Spotkało się to z ogromnym oburzeniem u pacjentów, co jest oczywiście zrozumiałe, ale uważam to obecnie za ogromny plus, ponieważ obecnie grafiki mamy zapełnione jedynie pacjentami, którzy na 99% pojawią się i potrzebują faktycznej pomocy, a dodatkowo u psychiatrów dziecięcych termin z "na za pół roku" zmieniły nam się na "za 3-4 tygodnie". Pacjenci nauczyli się też pokory i szacunku do czasu specjalistów, a i lekarze są szczęśliwi, bo nie siedzą 5 godzin w pustym gabinecie, bo pacjenci nie przychodzą.

Wszyscy wiemy, że obecna opieka psychiatryczna (zarówno prywatnie, jak i na fundusz) jest jeszcze w powijakach i przed nami baaardzo długa droga, żeby zaczęło to funkcjonować na przyzwoitym poziomie, ale niestety nie jest to jedynie wina placówek, że wygląda to obecnie jak wygląda, pacjenci dorzucają swoją cegiełkę, żeby było tylko gorzej. Przez takich pacjentów cierpią niestety jedynie osoby, które tej pomocy faktycznie potrzebują.

Nie zrozumcie mnie źle. Absolutnie nie bronię klinik oraz placówek, bo pacjenci tacy źli i niedobrzy i to ich wina, że tak funkcjonujemy. Będąc wewnątrz placówki widzę mnóstwo wad i niedociągnięć, nad którymi warto by popracować. Lecz działa to również w drugą stronę, niektórzy pacjenci nie pomagają i sami przyczyniają się do takich sytuacji.

Moi ulubieni pacjenci to zdecydowanie tacy, którzy w przeszłości sami nie przychodzili na wizyty (a mamy wszystko z datami opisane w systemach medycznych, więc nie ma możliwości, że ktoś zapomni o sytuacji), a potem dzwonią umówić kolejną wizytę i na podany termin reagują "Tak późno? Ale ja nie mogę czekać tyle, ja potrzebuję wizytę NA JUŻ, może przyjdę i poczekam, bo pewnie i tak jakiś cham nie przyjdzie i nie odwoła i zrobi się okienko". Mam ochotę zawsze odpowiedzieć: Tak, nie przyjdzie, prawdopodobnie Ty. Znowu.

Hipokryzja level ekspert ;)

Puenty brak. Dyskusję zostawiam Wam, bo czuję, że ten wpis może wywołać dużą burzę.

polska_psychiatria

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 168 (170)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…