Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89955

przez ~damdamdam ·
| Do ulubionych
Ostatnio wylosowałam historię o pani kierowcy, która próbowała zrzucić winę za kolizję na kogoś innego. Natchnęło mnie to do opisania swojej historii.

Pech chciał, że już trzeci rok z rzędu mam kolizję. Żadna z nich nie była z mojej winy, ale za każdym razem prowadzący próbował uniknąć odpowiedzialności.

Po raz pierwszy, dwa lata temu, jechałam drogą osiedlową, na której obowiązuje reguła prawej dłoni. Skrzyżowanie, przez które przejeżdżałam, jest w kształcie litery T, przy czym jadąc tak, jak po "górnej kresce", jest ograniczona widoczność co do auta po prawej stronie oraz jest to na zakręcie. Ja jechałam jak po "lasce". Zatrzymałam się, ponieważ moja widoczność była równie beznadziejna. Prawą stronę miałam wolną, po lewej też nikogo nie widziałam, więc jadę. Nagle zza zakrętu wyjechało rozpędzone auto, musiał mieć na liczniku co najmniej 50 km/h. Nie zdążyłam wyhamować, drugi kierowca nawet nie próbował. Nie pamiętam dokładnie, jak to wyglądało, byłam w zbyt dużym szoku. Drugie auto odrzuciło, kierowca zjechał na bok. Wyszłam sprawdzić, czy nic się nie stało kierowcy. Okazało się, że nie, ale jechał z małym dzieckiem. Drzwi od strony uderzenia bardzo mocno wgniecione, gdyby dziecko było po tej stronie, wolę nie myśleć, co by się stało...

Pan kierowca zaczął na mnie krzyczeć, jak jeżdżę. Siadł na mnie ostro. Auto nie było moje, więc zadzwoniłam po mamę, niepewna także, co zrobić (pierwsza stłuczka, ogromny stres). Przy mamie gościu zelżał z tonu, nagle że wina obustronna. No nie, wina gościa. Dzwonimy na policję. Kierowca jeszcze przy policjantach długo się rzucał, że jechałam rozpędzona, że moja wina, że mają mi prawo jazdy zabrać, że przecież ON jechał, więc ja MUSZĘ mu ustąpić pierwszeństwa.

Rok temu kolizja na parkingu, dziewczyna uciekła. Całe szczęście, sąsiadka widziała to i zapisała numer rejestracyjny.

I sprawa świeża, ponieważ sprzed tygodnia. Wracając z uczelni muszę przejechać przez rondo. Każdy, kto chce na nie wjechać, musi ustąpić pierwszeństwa tym, co są na rondzie. Wjechałam na rondo. Miałam już zjeżdżać, jak dziewczyna wymusiła mi pierwszeństwo. Nie zdążyłam wyhamować. Jeszcze na rondzie, młoda dziewczyna, która kierowała, stwierdziła, że moja wina. No ok, zjeżdżamy i wzywamy policję, skoro każda z nas ma swoje zdanie. Zanim dziewczyna zjechała, ja już dzwoniłam. Dziewczyna (nazwijmy ją Y) podeszła, powiedziała, że policja nie jest konieczna, ale już zdążyłam zadzwonić. Na szczęście.

Rozłączyłam się i współpasażerka (nazwijmy ją X) zaczęła drzeć się, jak jeżdżę, kto mi dał prawo jazdy itp. Ogólnie, że to moja wina. Mówię, że to rondo, na którym miały mi ustąpić pierwszeństwa, jest znak. X zapytała, gdzie niby. Powiedziałam, że ten trójkącik na rurze. No to X postanowiła chyba mi grozić - "my jesteśmy w trójkę, ty jesteś jedna". No fajnie, ale ja mam kamerkę. X cały czas próbowała mi wmówić, że to moja wina, podczas gdy Y milczała. W końcu powiedziałam X, że na ty nie przeszłyśmy, a poza tym przyjedzie policja to orzeknie kogo wina, więc po co kłótnia. X wkurzyła się przez to jeszcze bardziej, Y potwierdziła, że policja rozstrzygnie i odeszły ode mnie.

Policja przyjechała błyskawicznie, bo po mniej więcej trzech minutach. Wersja moja i Y była taka sama, policjant wytłumaczył Y, że to jej wina, bo znak. X jeszcze krzyczała, że to moja wina, że jechałam rozpędzona. Dla świętego spokoju, zaproponowałam pokazanie kamerki (która pokazuje też prędkość). Nie wiem co było dalej, bo zostałam przy swoim aucie. Wiem tylko, że Y dostała mandat. A wystarczyło tylko podpisać oświadczenie, zamiast kłócić się...

Przeraża mnie, że ludzie nie potrafią wziąć odpowiedzialności za swoje czyny. Nie jestem idealnym kierowcą, ale jaki to problem przyznać, że zrobiło się coś nie tak? Poważnie lepiej marnować czas na policję oraz pieniądze na mandat?

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 99 (103)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…