Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90105

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Powoli zbliżam się do końca mini sagi o Januszu-handlarzu-przedsiębiorcy. To już przedostatnia historia, która ma również stanowić tło przed wielkim finałem. Czytelnikom przypominam, że rzecz działa się ze 20 lat temu, w czasach kiedy rynek pracownika nie istniał, niemal każdy trzymał się kurczowo pracy jaka by ona nie była a "zmienić pracę i wziąć kredyt" było dużo trudniej niż dziś.

Złotym mottem Janusza było "uczciwy się nigdy nie dorobi" i tej właśnie zasady kurczowo się trzymał. Oszczędzał, a raczej oszukiwał wszystkich i na wszystkim.

Klasyka gatunku to umowy, a właściwie ich brak. Janusz najchętniej zatrudniał ludzi w trudnej sytuacji życiowej, normą na rozmowie rekrutacyjnej było wypytywanie o sytuację rodzinną i warunki życia (choć wydaje mi się, że w tamtych czasach takie pytania nie były niczym niecodziennym). Oficjalnie uważał się za filantropa i wybawcę uciśnionych, tak naprawdę zatrudniał ludzi, którzy będą w pełni od niego zależni.

Nie wiem ile naprawdę zarabiali pracownicy, choć miałam dostęp do umów: mało kto miał choćby zlecenie, większość to dziwne twory typu 1/16 etatu. Niektórzy pracowali bez jakiejkolwiek umowy, nie mając nawet ubezpieczenia. Na produkcji. Tu jednak dostrzegam również piekielność części pracowników: sami chcieli mieć zatajone dochody, żeby otrzymywać dodatkowe świadczenia socjalne, np. rodzinne. Gdy kiedyś zdarzył się wypadek i nieubezpieczony pracownik niemal stracił palec to Janusz chełpił tym, że z własnej kieszeni opłacił mu prywatną wizytę u lekarza na cito, a pracownikowi i tak nie przyszło na myśl, żeby jednak się o umowę upomnieć.

Miałam również pełny wgląd w dokumenty sprzedażowe; faktury niemal zawsze były na ćwierć ceny towaru i miały przeróżne dopiski typu "materiał uszkodzony". Realną cenę sprzedaży poznałam dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam prawidłowo wystawioną fakturę dla dużej firmy meblarskiej. Gdy Janusz pośredniczył w sprowadzaniu jakiegoś sprzętu zza granicy dla klienta to zawsze pokazywał klientowi fakturę tłumacząc, że zapłacił dwa razy więcej, "no bo u nas wszyscy zaniżają to myśli Pan, że Niemiec też nie zaniża?". Tym sposobem jego marża za usługę na mniej ogarniętych klientach wynosiła ponad 100%.

Nieraz pod historiami pojawiało się pytanie dlaczego nigdzie nie zgłaszano praktyk Janusza. Po pierwsze, Janusz miał sporo znajomości, w mieście i poza nim, wydaje mi się, że nawet jak był gdzieś zgłaszany to udawało mu się to zawsze załatwić swoim typowym sposobem czyli kasą pod stołem. Po drugie nie bez powodu wybierał ludzi w trudnej sytuacji. Jeśli ktoś odchodził w niezbyt przyjemnej atmosferze to Janusz rozpuszczał plotkę o tym, że sam go zwolnił, bo został okradziony. Na rynku istnieli praktycznie tylko Janusze, więc nikt nie chciałby zatrudnić złodzieja, a co gorsza, donosiciela.

Ale i w końcu przyszła kryska na Matyska, a właściwie to pewien Młody Byczek, o którym to będzie ostatnia historia.

Janusz

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 139 (143)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…