Jeżdżę często w delegację po całym kraju.
Z ostatniego wyjazdu. Hotel, w którym nocowałem ma wykupione czy tam wydzierżawione miejsca parkingowe dla gości na pobliskim parkingu podziemnym. Parking dla normalnych klientów kosztuje bodajże 8zł/h. Dla klientów hotelu jest darmowy, na recepcji otrzymuje się przepustkę na parking, aby nie naliczano regularnych opłat.
Chcę wyjechać z parkingu - no nie mogę, bo pod szlabanem stoi auto, a dwóch gości kłóci się ze stróżem parkingowym. Wysiadam, aby zorientować się w sytuacji - dwóch Anglików wydziera się po angielsku na starszego faceta, który usiłuje im coś tłumaczyć na częściowo na migi, pojedynczymi słowami po angielsku i po polsku.
Przebija się "hotel" "ticket". No nic - wtrącę się i może pomogę wyjaśnić sytuację, choć już mam podniesione ciśnienie, słysząc, że goście wyzywają pracownika po angielsku, czego on nie rozumie, a może udaje, że nie rozumie. Agresja wisi w powietrzu. Pytam panów Anglików i pana stróża czy może pomóc w tłumaczeniu.
Panowie byli gośćmi tego samego hotelu, co ja. Chcą wyjechać z parkingu, oczywiście nie płacąc, jednak pobrali regularny bilet i naliczono na niego opłatę wysokości kilkuset złotych. Pan stróż tłumaczy, że aby anulować tę opłatę musieliby mieć kwitek z hotelu. No, ale panowie nie mają, bo zgubuli przepustkę z hotelu, za co musieliby zapłacić "karę" - wysokości bodajże 50zł - i wtedy dostali by kwitek, że gośćmi hotelu są i płacić nie muszą. No, ale kto by płacił jakieś tam 50zł. Lepiej wymusić na starszym facecie wymachiwaniem pięściami otworzenie szlabanu. Próbuję przemówić facetom do rozumu, że pan tam tylko pracuje i musi się trzymać przepisów i żeby nie robili gnoju. Jeden z nich zaczyna startować do mnie z pięściami - czuję odór alkoholu. Mówię do pracownika parkingu, żeby dzwonił na policję, bo raz, że awantura, a dwa, że obaj panowie są raczej nietrzeźwi. "Policja" panowie zrozumieli. Nagle ten drugi, mniej agresywny pyta jak to załatwić na recepcji, żeby ten kwitek dostać. Zagrywka taktyczna - zacząłem mu grzecznie i uprzejmie tłumaczyć, co ma powiedzieć na recepcji, panu stróżowi pokazując, aby dzwonił niezwłocznie na bagiety. Bardziej agresywny wsiadł do auta i nadal blokuje wyjazd - ja razem ze stróżem czekam na policję.
Pochwała dla niebieskich - zjawili się w ciągu 5 minut, choć w centrum dużego miasta raczej nie ma prawa to dziwić. Zastali gościa za kierownicą, więc raczej nie miał jak się tłumaczyć, że nie miał zamiaru prowadzić. W końcu mogłem pojechać - pan stróż podziękował za pomoc, ponarzekał, że nie pierwszy raz Angole się awanturują i pomachał mi na pożegnanie.
Nie wiem, jak się sprawa skończyła, ale życzyłbym w szczególności agresorowi paru dni w polskim areszcie z najgorszymi zakapiorami.
Z ostatniego wyjazdu. Hotel, w którym nocowałem ma wykupione czy tam wydzierżawione miejsca parkingowe dla gości na pobliskim parkingu podziemnym. Parking dla normalnych klientów kosztuje bodajże 8zł/h. Dla klientów hotelu jest darmowy, na recepcji otrzymuje się przepustkę na parking, aby nie naliczano regularnych opłat.
Chcę wyjechać z parkingu - no nie mogę, bo pod szlabanem stoi auto, a dwóch gości kłóci się ze stróżem parkingowym. Wysiadam, aby zorientować się w sytuacji - dwóch Anglików wydziera się po angielsku na starszego faceta, który usiłuje im coś tłumaczyć na częściowo na migi, pojedynczymi słowami po angielsku i po polsku.
Przebija się "hotel" "ticket". No nic - wtrącę się i może pomogę wyjaśnić sytuację, choć już mam podniesione ciśnienie, słysząc, że goście wyzywają pracownika po angielsku, czego on nie rozumie, a może udaje, że nie rozumie. Agresja wisi w powietrzu. Pytam panów Anglików i pana stróża czy może pomóc w tłumaczeniu.
Panowie byli gośćmi tego samego hotelu, co ja. Chcą wyjechać z parkingu, oczywiście nie płacąc, jednak pobrali regularny bilet i naliczono na niego opłatę wysokości kilkuset złotych. Pan stróż tłumaczy, że aby anulować tę opłatę musieliby mieć kwitek z hotelu. No, ale panowie nie mają, bo zgubuli przepustkę z hotelu, za co musieliby zapłacić "karę" - wysokości bodajże 50zł - i wtedy dostali by kwitek, że gośćmi hotelu są i płacić nie muszą. No, ale kto by płacił jakieś tam 50zł. Lepiej wymusić na starszym facecie wymachiwaniem pięściami otworzenie szlabanu. Próbuję przemówić facetom do rozumu, że pan tam tylko pracuje i musi się trzymać przepisów i żeby nie robili gnoju. Jeden z nich zaczyna startować do mnie z pięściami - czuję odór alkoholu. Mówię do pracownika parkingu, żeby dzwonił na policję, bo raz, że awantura, a dwa, że obaj panowie są raczej nietrzeźwi. "Policja" panowie zrozumieli. Nagle ten drugi, mniej agresywny pyta jak to załatwić na recepcji, żeby ten kwitek dostać. Zagrywka taktyczna - zacząłem mu grzecznie i uprzejmie tłumaczyć, co ma powiedzieć na recepcji, panu stróżowi pokazując, aby dzwonił niezwłocznie na bagiety. Bardziej agresywny wsiadł do auta i nadal blokuje wyjazd - ja razem ze stróżem czekam na policję.
Pochwała dla niebieskich - zjawili się w ciągu 5 minut, choć w centrum dużego miasta raczej nie ma prawa to dziwić. Zastali gościa za kierownicą, więc raczej nie miał jak się tłumaczyć, że nie miał zamiaru prowadzić. W końcu mogłem pojechać - pan stróż podziękował za pomoc, ponarzekał, że nie pierwszy raz Angole się awanturują i pomachał mi na pożegnanie.
Nie wiem, jak się sprawa skończyła, ale życzyłbym w szczególności agresorowi paru dni w polskim areszcie z najgorszymi zakapiorami.
parking
Ocena:
151
(161)
Komentarze