Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Poczekalnia

Tutaj trafiają wszystkie historie zgłoszone przez użytkowników - od was zależy, które z nich nie trafią na stronę główną, a którym się może poszczęścić. Ostateczny wybór należy do moderatorów.
poczekalnia

#91224

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Temat trzymania swoich gratów w korytarzach. Będzie długo.

Większość mieszkańców w moim bloku nie ma z tym problemu. Sporo z nich ma na korytarzu swoje rzeczy, np. rowery, a nawet o dziwo regularnie wala się… wózek z biedronki, bo ktoś sobie nim wozi zakupy z garażu podziemnego do mieszkania. W bloku jest winda, więc komuś się nie chce przenosić siatek z samochodu do windy i z windy do mieszkania. Wiem kto to i wiem, że to nie są niepełnosprawni ludzie, no ale ok, ja mam takie podejście, że nie wciskam nosa w nie swoje sprawy. Dopóki da się przejść, nie leży to na środku korytarza, albo pod moimi drzwiami to się nie czepiam.

Niestety szkoda, że nie wszyscy mają takie podejście. Wprowadzając się trzy lata temu mój partner postawił sobie rower na korytarzu (no bo skoro wszyscy tak robią to co stoi na przeszkodzie?). Niedługo później jakiś sąsiad zwrócił mu uwagę, że ten rower nie powinien stać w tym miejscu, bo może blokować drzwi przeciwpożarowe (przywiązane do barierki trytytką…). Rzeczywiście jest pożytek z drzwi zablokowanych w taki sposób. W razie pożaru trzeba by było najpierw znaleźć jakiś nóż, żeby odblokować te drzwi xD Ale mój partner jako człowiek nie lubiący konfliktów po prostu wziął i przestawił ten rower pod inną barierkę niedaleko windy, gdzie przejście w tym miejscu jest szerokie. Dało się przejść bez problemu. Nikt nic nie mówił, że rower przeszkadza. Aż do czasu. Najpierw ktoś ukradł światełko, potem spuścił powietrze, następnie zaczął zdzierać skórę z siodełka, które było lekko pęknięte w jednym miejscu. Takim sposobem rower popadł w ruinę. Nie był jakiś nowy, to fakt, ale jeździł. Ot skromny rower nie pierwszej nowości. Trochę to się gryzło z widokiem lśniących wypolerowanych rowerów stojących we wnęce po drugiej stronie. Ale nie każdy rozwala pieniądze na nowe rzeczy, kiedy te stare też jeszcze mogą służyć. No właśnie - kiedy mogą służyć. Ktoś postawił sobie za cel, żeby ten rower już nie mógł służyć. Na początku myśleliśmy, że to dzieci. Wiele razy mówiłam partnerowi, żeby powiesił na tym rowerze kartkę, żeby go nie dotykać, bo to własność prywatna, albo żeby go zabrał w cholerę, bo aż przykro patrzeć jak niszczeje jeszcze bardziej. Tak też zostało postanowione. Za tydzień partner sobie zaplanował wyjazd do domu rodzinnego, gdzie zabierze rower i odda do naprawy.

Nie zdążył jednak, bo kilka dni później został zaczepiony słowami:
- Czy to coś co tu stoi jest twoje?
Poirytowany, ponieważ ktoś bezkarnie (niestety nie ma tam kamer) ten rower zniszczył odpowiada:
- A co to panią obchodzi?
Tutaj nastąpiła apokalipsa wyrzutów, że „to coś” blokuje przejście itp itd.
Po wejściu do mieszkania partner zwrócił się do mnie bądź co bądź po ciężkim dniu w pracy:
- Ty ku…, nie uwierzysz! Znowu się czepiają o ten rower.
Za chwilę słyszymy pukanie do drzwi. Otwieramy, a tam sąsiad. Ten sam, który trzy lata wcześniej prosił o przestawienie roweru, bo drzwi.
- Dlaczego pan wyzywa moją żonę?
- Zaraz, jakie wyzywa?
I tu pojawia się sąsiadka.
- Przecież cały blok słyszał jakimi niecenzuralnymi słowami mnie pan nazwał! Nie będę nawet przytaczać!
- Po pierwsze - do swojej partnerki w mieszkaniu mogę mówić co zechcę, a po drugie źle pani podsłuchała.
Ja również postanowiłam wesprzeć w tej kłótni partnera, więc powiedziałam jej, że jeżeli się kogoś atakuje na korytarzu to niech się potem nie dziwi, że ktoś odpowiada tym samym, bo jakby nie patrzeć jej pierwsze słowa były ofensywne, zwłaszcza że partner nie przypomina sobie, aby przechodził z nią kiedykolwiek na „ty”.
- Ale ja nic złego nie powiedziałam! To coś blokuje korytarz! A gdyby pogotowie do kogoś przyjechało to co wtedy?!
- „To coś” jak pani nazywa ten rower został zniszczony przez kogoś, dlatego tak wygląda.
- A co mi sugerujecie, że ja go zniszczyłam?! Gdybym to była ja, to bym nie tylko zniszczyła ten rower ale od razu wyrzuciła na śmietnik!
- To może wyrzućmy wszystkie rowery na śmietnik, a zwłaszcza ten wózek z biedronki, bo one blokują korytarz w takim samym stopniu.
Dodam, że jeden z tych pięknych rowerów jest ich własnością, i z wózka również to oni korzystają.
- One przynajmniej wyglądają jak rowery!
- Bo nikt ich nie zniszczył.
- To nie ja zniszczyłam!
- Nie wiemy kto zniszczył, ale wydaje nam się że ktoś komu ten rower bardzo przeszkadzał.

Nie wiem jak Wy, ale ja chyba już wiem już kto ten rower zniszczył :)
Ale za cholerę nie zrozumiem co tym ludziom daje takie nakręcanie awantur. Brak emocji w życiu? Brak innych problemów? Serio, chciałabym wiedzieć.

Korytarze korytarze

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 9 (27)
poczekalnia

#91212

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To jest w zasadzie apel. Do pieszych.
Ja jestem i kierowcą i pieszym. Ale mam takie wrażenie, że część pieszych, która nie ma prawa jazdy, ma zupełnie błędne wyobrażenie i o prowadzeniu pojazdu i o nadludzkich możliwościach innych ludzi. W ostatnich dniach miałam dwie sytuacje z pieszymi na pasach, które przekonały mnie, że ludzie czują się nieśmiertelni.
Pierwsza sytuacja. Teren zabudowany, więc już zapobiegawczo jadę jakieś 40 km/godz., zbliżam się do pasów przy markecie z czerwonym owadem. Na drugim pasie w przeciwnym kierunku jedzie ciągnik siodłowy zwany tirem, a za nim sznurek osobówek. Geniusz wszedł na pasy, gdy minął je ten tir. Kierowca z osobówki za tirem go widział, ja nie. Dobrze, że miałam małą prędkość, pedał w podłogę, zachrobotało w kołach, ale stanęłam. To nie pierwsza taka sytuacja, dlatego jeżdżę jakbym jajka woziła. Ale gdyby na moim miejscu był jakiś mniej ostrożny? Pan najwyraźniej ma kilka żyć.
Druga syutacja. Inne miasto. Jadę główną, też w zabudowanym, dużo bocznych uliczek, pasów, światła co kawałek. Przejechałam przez pasy, gdy piesi byli już na nich. Powiecie moja wina. Problem polega na tym, że idealnie schowali mi się za słupkiem oddzielającym przednią szybę od drzwi kierowcy. Nie miałam szans ich wcześniej zobaczyć. A oni, tak myślę, uznali, że ich widzę i weszli sobie bez zastanowienia, czy jest bezpiecznie.
Prawo dające pieszym pierwszeństwo powinno zostać zmienione, bo ludzie nie potrafią z niego korzystać właściwie. Nadal należy upewnić się, że jest bezpiecznie zanim wkroczymy na pasy. Ja idąc pieszo i przechodząc przez pasy, gdzie nie ma świateł, zawsze czekam aż kierowca przynajmniej mocno zwolni. Osoby wchodzące na pasy bez choćby rozejrzenia się prawo-lewo to dla mnie przestępcy. Kierowca nawet jeśli na czas zauważy, to jeszcze jest czas reakcji i jeszcze pojazd musi zareagować. Dbajmy wszyscy o wspólne bezpieczeństwo i zachowujmy się ostrożnie.

Przejścia dla pieszych

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 24 (70)
poczekalnia

#91204

przez ~Madka ·
| było | Do ulubionych
Co tu się odjaniepawliło to ja nawet nie.

Byłam z dziećmi na placu zabaw. Dzieciaki mają po dwa lata, świat jest dla nich przyjaznym miejscem i przede wszystkim kochają zwierzęta, dlatego za każdym razem, gdy widzą psa lecą do niego z zamiarem głaskania/przytulenia.

Wracając do historii: siedzimy sobie na huśtawkach, obok przechodzi około 60-letnia baba z dwoma dużymi psami na smyczy (oczywiście bez kagańca). Moje dzieci od razu lecą do tych psów, więc wywiązał się dialog:
(J): synu, nie biegnij do pieska, bo pieski mogą ugryźć.
(B)aba od psów: ale nie wszystkie psy gryzą, nie strasz dzieci, bo się będą bać potem.
Ja, JAKO MATKA MOICH DZIECI wiem, że one nie boją się zwierząt, bo sami mamy w domu trzy fretki, ale przypomnienie o tym że zwierzęta gryzą aktywuje ostrożne podejście do takowych. Poza tym dla mojemu dwulatkowi pojęcie "nie wszystkie" nie jest znane, więc posługujemy się pojęciami, które są mu znajome. Więc odpowiadam "troskliwej" babie:
(J): kiedyś podlecą do psa, który może ich zagryźć, więc nie mogą podbiegać do cudzych, nieznanych nam zwierząt.
(B): masz nie mówić dzieciom, że wszystkie psy gryzą, bo to jest głupota.
(J): Dziękuję za poradę, a teraz czy mogłabym wychowywać swoje dzieci tak, jak ja uważam za słuszne?
(B) [Coś tam, czego nie zrozumiałam] pieprzysz głupoty dzieciom, potem będą się bały (i dalej w tym tonie wypowiedzi).
(J) To ty pieprzysz głupoty i nie wiesz o czym mówisz.
(B) A ty jeszcze większe.

Baba poszła ze swoimi psami, robiąc jakieś dziwne miny i wygibasy w moją stronę, chciałam ją nagrać, bo wyglądało to komicznie, a poza tym jeszcze mąż chodzi z dziećmi w to samo miejsce, więc chciałam mu pokazać tą kobietę ku przestrodze.
Wracając z psami, to ona zaczęła nagrywać mnie, krzycząc że mnie znajdzie (?), w międzyczasie jej pies, który sięgał mi do pasa, skoczył na mnie - jego mordę miałam na wysokości swojej twarzy. Kiedy zaczęłam krzyczeć, żeby zabrała psa i zapytałam ją, gdzie ma kagańce dla swoich psów to nagle zaczęła uciekać.

Moje dwuletnie dzieci, o które tak bardzo się martwiła, przez całą sytuację stały obok i patrzyły na tą niezrównoważoną psychicznie kobietę.

Podsumowując - pamiętajcie, aby wasze dzieci nie bały się psów, ale drżały przed chorymi psychicznie babami.

Bolesławiec

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 9 (69)
poczekalnia

#91195

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Hej, to moja pierwsza historia. Ku przestrodze. Słoneczna sobota 6 kwietnia w Opolu. Pawlak postanowił pójść do PizzyHut na placu Wolności. Wchodzę, parę minut po 13, kilka stolików zajętych, po lokalu krzątają się 2 kelnerki. I teraz tak - nawet nie ceny wysokie, gdzie pizza 40 cm kosztuje 56 zł tylko rzecz będzie o obsłudze.

Na złożenie zamówienia to jest podejście kelnerki czekałem 17 minut. Zamówiłem zupę z grzankami, na którą czekałem kolejnych 20 minut. Dobra, każdy może mieć słabszy dzień, machnąłem ręką na to.

Z racji że zamówiłem jeszcze po zupie makaron zapiekany w zestawie z pepsi i dodatkowo dobranymi grzankami za 5 zł zaczęła się ostra jazda. Dostaje rachunek i widzę, że kwota nie zgadza się o 5 zł, bo zamiast 5 zł dodatku doliczono mi 10 zł. Zgłaszam to kelnerce, ona zaczyna się wykłócać więc proszę menadżerkę.

Przychodzi i dialog mniej więcej taki, że mimo że w karcie jest napisane dosłownie zestaw: makaron + pepsi = kwota np 39 zł + dobierz za 5 zł pepsi lub grzanki to ona podawała jakieś niestworzone teorie, ale potem przyznała że to błąd marketingu i nie może mi tego nabić. Finalnie wycofała te dodatkowe grzanki.... i jeszcze nie koniec.

Daje 100 zł, rachunek wynosi zamiast 61 zł to 56 zł, a reszty dostaje 20 zł, 10 zł i 2 x 2 zł. Brakuje dyszki. Idę więc do lady i mówię że zaszła pomyłka. Na co oburzona pani manager mówi, że każdemu się może zdarzyć i daje mi dodatkowe 10 zł. Kurtyna.

Czy to ja byłem piekielny czy jednak ekipa PizzaHut?

Opole

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 39 (73)
poczekalnia

#91190

przez ~jestemzla ·
| było | Do ulubionych
Cześć, to jeszcze raz ja. Ostatnio wylałam tu swoje frustracje na wieczne pouczanie matek, chciałam coś dodać. Wiele osób napisało w komentarzach, że trzeba odciąć się od ludzi tak mówiących itd.
Może więc dopowiem - owszem, część takich komentarzy słyszałam od osób, z którymi mam kontakt z wyboru, po części jednak od koleżanek z pracy, dalszych krewnych, z którymi mam ogólnie sporadyczny kontakt, a część to komentarze z dyskusji na grupach. Nie są to najczęściej grupy typowo rodzicielskie, raczej szerokopojęte kobiece grupy. Tak, wiem, że zawsze można z tych grup wyjść, ale celem tego wpisu było pokazanie jak bardzo absurdalne są wymagania wobec młodych rodziców, szczególnie matek - co nie zrobisz, będzie źle.
Ja sobie z tą presją radzę jako tako. Owszem, denerwują mnie takie komentarze, ale potrafię też do nich podejść humorystycznie. Niestety, widzę coraz częściej, że dzięki wszechobencej krytyce młodych matek, wiele kobiet nie potrafi się cieszyć macierzyństwem. Przykładowo na tych grupach są kobiety, które potrafią z jednej strony głośno krzyczeć, że trzeba odzierać macierzyństwo z tej cukierowkowej otoczki i mówić głośno o problemach młodych matek, a za chwilę zjechać kogoś z góry na dół, bo napisze, że jej rodzice są hipokrytami, bo gdy była dzieckiem oddawali ją ciągle do dziadków, a teraz nie chcą pomóc przy opiece nad wnukiem nawet 1 w miesiącu. Wtedy nagle się okazuje, że "twoje dziecko to twoja sprawa, nie obarczaj innych swoimi problemami" itd. Za chwilę te same osoby cisną bekę z kobiet, które nie mają czasu na randki z mężem i wyjścia ze znajomymi, bo przecież zawsze można komuś dziecko oddać pod opiekę na jeden wieczór.
Fakt, że z kilku tych grup już się wypisałam, koleżankom z pracy powiedziałam, że nie będę z nimi roztrząsać mojego życia prywatnego.
Chodziło mi po prostu, żeby pokazać, że ludziom sie wydaje (przede wszystkim starszemu pokoleniu i osobom bezdzietnym), że my, rodzice, matki mamy teraz tak łatwo, bo jest 800+, pralki, pampersy itd, a nie widzą tego jak potrafią taką młodą matkę zadręczyć psychicznie.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 19 (49)
poczekalnia

#91180

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miałem z bratem w Sobotę Wielkanocną mocną akcję. Otóż zjazd rodzinny, ale zanim pojedziemy do kościoła to jeszcze zakupy. Wsiadamy w wóz brata ( jest ok 7ej). I na jednej drodze sznur samochodów. Brat się śmieje, że znowu. W pewnej chwili wóz stojący jakieś 5 samochód przed nami postanawia zawrócić.
Wielkie X6 na blachach z UKR. Brat momentalnie skręcił i zablokował drogę. Taki urok tego miejsca bo poboczem nie miniesz z uwagi na słupki. Tamten trąbi i daje długimi, ale dosłownie po 20 sek radiowóz.
Tak jak się domyślacie akcja trzeźwość. Brat się śmiał bo jak w tym.miejscu jest korek to zawsze jest akcją, a z miejsca co zawracał widać już kontrole. Cóż nie udało się. Tak był na czerwono.

Policja

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 32 (80)
poczekalnia

#91171

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wybaczcie, jeśli będzie chaotycznie, ale zdenerwowałam się. A jeśli gdzieś się mylę, to poprawcie mnie, nie obrażę się, nie jestem znawcą, więc może złe wrażenie odniosłam...

Szukałam czegoś na znanym portalu ogłoszeniowym, znalazłam, kupiłam, po czym stwierdziłam, ze w ramach relaksu pobuszuję tam jeszcze. Jakoś tak weszłam w akcesoria dla zwierząt, potem w zwierzaki, pooglądałam koty do adopcji, po czym wpadła mi w oko kotka. Piękna. Rasowa. Tania. Zaraz, zaraz, ale czemu tak tanio? Pseudohodowla czy co? Czytam dokładnie ogłoszenie - kotka kończy swoją "karierę hodowlaną" i w związku z tym szuka nowego domu... Czyli - dobra, zarobiliśmy na tobie, to teraz wypad, a jeszcze parę złotych wpadnie???

Poszukałam informacji o tej rasie kotów, tak po prostu z czystej ciekawości. Otóż koty tej rasy wiek dorosły osiągają ok. 3-4 r.ż., do tej pory powinny nawet jeść karmę przeznaczoną dla kociąt. Kotka w ogłoszeniu, która "kończy karierę hodowlaną" ma 5 lat... I w tym momencie ja zrobiłam cos piekielnego, a przynajmniej coś, za co pewnie "zjadą" mnie czytelnicy piekielnych - napisałam wiadomość, że jestem zainteresowana kupnem kotki. Tak, wiem, zapewne albo wspieram w tym momencie pseudohodowlę, albo po prostu legalną hodowlę, ale niewłaściwie traktującą zwierzaki. Ale ona ma coś takiego w spojrzeniu...

Kurczę, nie szukałam kolejnego zwierzaka. Mam psa (ze schroniska). Mam kota (też ze schroniska). I jeszcze godzinę temu nawet bym nie pomyślała, że mogłabym kupić kota. Wypasionego, rasowego, bo to akurat mi lotto. Ale mi jej tak strasznie szkoda, jak każdego, kto przestał być potrzebny i w związku z tym należy się go pozbyć.

Czekam na odpowiedź na moja wiadomość. A, dobra, środek nocy mamy, to pewnie sobie poczekam...

portale_ogłoszeniowe

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 19 (53)
poczekalnia

#91115

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Lubię czasami przeglądać TikToka.

Trafiłam na filmik, w którym wyśmiewane były osoby o większych rozmiarach. Ludzie w komentarzach wyrazili swoje niezadowolenie. Autorka chyba każdemu odpowiadała, że "nie rozumieją żartu". Postanowiłam dołączyć do dyskusji. Napisałam, że sporo osób musi chodzić na terapię przez ludzi, którzy "tylko tak żartowali" . Chwilę później zostałam przez autorkę zablokowana.

tiktok

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 26 (72)
poczekalnia

#91087

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia poliglotki, którą mi wylosowało sprawiła, że też opiszę piekielności Bolta/ Ubera.
Z pewnych względów częściej operuję gotówką niż kartą więc gdy zamawiam taksówkę lub ogólnie ich nazywając, Ubera wybieram opcję płatności gotówką. Coraz częściej jednak widzę, że kierowcy odrzucają moje kursy. Mam uzasadnione podejrzenia, że chodzi o formę płatności, ponieważ gdy akurat mam pieniądze na koncie i wybieram płatność bezgotówkową to nie zdążę mrugnąć i już kierowca jest w drodze.
Pewnego dnia wracałem z pracy i nie zdążyłem na autobus, kolejny nocny za godzinę a alternatywy to: nocny w drugim kierunku za pół godziny i nocny z centrum miasta, spacer częściowo przez leśny odcinek drogi, taxi firmy mającej umowę z lotniskiem (szacunkowy koszt na podstawie Google Maps i ich cennika jest dosyć spory, poza tym ta firma często jeździ „na umowę” czyli mają z góry ustalony cennik na niektóre trasy który jest tańszy w ciągu dnia gdy są korki i albo się stoi lub lawiruje bocznymi uliczkami więc księgowy* bije więcej, ale w nocy już nie wychodzi tak kolorowo) lub właśnie Uber za cenę najczęściej znośną i dużo niższą niż taksówki. Uber, Bolt, Itaxi… na każdej aplikacji po kilka razy próbuję zamówić przejazd i jedynie mam komunikaty w stylu „to zajmuje dłużej niż zwykle, cierpliwości” a gdy chcę zrezygnować „Jesteś pewny? Kierowca już za momencik przyjmie zlecenie”. W końcu już byłem gotów wziąć taxi spod terminala z tej „jedynej, rekomendowanej korporacji” gdy zobaczyłem auto Free Now i przypomniałem sobie, że mam również tę aplikację. Pierwszy kierowca, który się nawinął wziął to zlecenie, zadowolony, bo „swoje już zarobił na karty na dziś więc gotóweczkę chętnie”. Gdy poruszyłem z nim ten temat, że chyba jest jedynym który się cieszy z kursu gotówkowego, bo dobre 10 minut próbowałem zamówić przejazd na kilku aplikacjach to odpowiedział mi, że „To lenie i im się nie chce. Opłaty z aplikacji wejdą na konto i nie muszą się martwić a gotówkę trzeba potem rozliczyć”. Stwierdziłem, że coś w tym jest, bo gdy innym razem zamawiałem przejazd za gotówkę i nikt nie chciał wziąć kursu, dla sprawdzenia zmieniłem formę płatności na kartę, pierwszy kierowca który dostał kurs od razu go zaakceptował, a jak dostał ten sam kurs przed chwilą, ale na gotówkę to odrzucił…

* Dla niewtajemniczonych „księgowy” to potoczne określenie taksometru, przynajmniej takiego używali moi dwaj wujkowie taksówkarze od lat 90.

Uber Bolt

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 23 (57)
poczekalnia

#91081

przez ~Higienista ·
| było | Do ulubionych
Żądam od każdego człowieka ogłady. A może to ja jestem z piekła rodem, rasistą i .*fobem, zaocznie skazanym już przez eurosąd na śmierć?

JESZ? NIE CZYTAJ!

Złapałem w pracy kolegę, który najpierw przecierał nos. Bez umycia rąk wyjął wężyk do mleka - ten odcinek, który jest zanurzony w płynie i... Przytrzymywał go palcami, po czym włączył program dozowania mleka. Na pytanie, czemu tak robi, odpowiedział, że chciał przyrządzić pianę mleczną.

Pytam go czemu nie czyta komunikatów na ekranie. No to się okazało, że nie wiedział, iż się tam cokolwiek pojawia. Angielski jest wymagany, tudzież komunikaty były w tymże języku.

Ekspres marki (okres w dziejach Ziemi między triasem a kredą). Po uruchomieniu programu można na przykład zdecydować, że mleko będzie dozował tylko kilka sekund, zaś spienione - dłużej. Przypomniałem mu że jestem kawosz i umiem się tym posługiwać i chętnie bym mu zademonstrował. Focha strzelił jak od Bugu do Wołgi.

Mam naprawdę w nosie pochodzenie oraz dziwne upodobania w zakresie noszenia obuwia. Jedynie jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one.

informatyka

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 15 (69)