Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Poczekalnia

Tutaj trafiają wszystkie historie zgłoszone przez użytkowników - od was zależy, które z nich nie trafią na stronę główną, a którym się może poszczęścić. Ostateczny wybór należy do moderatorów.
poczekalnia
Piekielna dziewucha z Sinsaya.

Kilka dni temu, kupowałam w jednym salonów Sinsaya, znajdującym się w gdyńskim CH Riviera dwie sztuki ubrań.

Nawet nie wchodziłam do przymierzalni, bo znam ichnią rozmiarówkę, wiem w co się mogę zmieścić, więc wybrałam co chciałam i ruszyłam do kasy.

Zapłacone, paragon wręczony, idę do wyjścia i wtem - wyją bramki. Biegnie za mną dziewucha w niebieskim sweterku i żąda, bym z nią poszła na zaplecze "celem wyjaśnienia czegoś".

Roześmiałam się. Powiedziałam, że nie jestem zobowiązana nigdzie z nią chodzić, jeśli coś ma do wyjaśniania, proszę bardzo - wyjaśniajmy to tutaj. Dziewucha dalej mówiła swoje "zapraszam na zaplecze" niczym mantrę.

Uznałam, że z takim zafiksowanym na jednym zdaniu dziewuszysku, nie mam obowiązku rozmawiać, pożegnałam ją stanowczo i postanowiłam wyjść, bo rozmowa z kimś, kto zachowuje się jakby miał IQ płytki chodnikowej, nie leży w moich upodobaniach.

Dziewucha wybiegła za mną, wrzeszcząc, i żądając abym z nią wróciła do Sinsaya.
Cóż, zwabiony krzykami napatoczył się galeryjny cieć-stójkowy , o IQ podobnym do tej dziewuchy, i wysłuchując jej bełkotu zaczął mi wmawiać, że coś ukradłam.

Ciśnienie mi się podniosło i warknęłam :

- Tak? Jest pan tego taki pewien?
Dobrze, proszę wezwać Policję, ale jeśli NIC przy mnie nie znajdą oprócz zapłaconych rzeczy, będziecie mieć grube kłopoty - za bezpodstawne wezwanie i pomówienie. Proszę się zastanowić czy Wam się to opłaca.


Widocznie opłacało im się, bo stójkowy zadzwonił po Policję.

Piętnaście minut później nie było im tak wesoło, bo przybył patrol Policji, przeszłam razem z nimi i tą dziewuchą na zaplecze Sinsaya. Oprócz opłaconych rzeczy, portfela, telefonu komórkowego i lekko zmęczonych życiem słuchawek JBL, funkcjonariusz kontrolujący nie ujawnił nic innego w mojej torbie.

Panienka tłumaczyła patrolowi, że jestem podobna do innej dziewczyny, która to rzekomo kilka dni wcześniej dokonała kradzieży, więc z góry założyła, że mogę mieć coś jeszcze upchane w torbie.
Przedstawiła im nagranie, i niestety - tu trzeba być chyba niepełnosprytnym,albo ślepym - gdzie nizszej, 3x grubszej i posiadaczce krótkich włosów do mnie, która mam 176 cm wzrostu, włosy półdługie i sylwetkę naznaczoną lekkim brzuchem. Nawet funkcjonariusze popatrywali po sobie z ubawem w oczach.

Patrol uznał, że mogę sobie iść, więc wyszłam, ale skargi do LPP, oraz ewentualnego pozwu o pomówienie, chyba nie odpuszczę.


A Wam drodzy czytelnicy powiem od siebie tylko jedno - bramka została wzbudzona specjalnym pilocikiem, bowiem ubrania w Sinsayu nie mają klipsów.

Pamiętajcie, że sprzedawca ma tyle praw, co zwykły Kowalski i nie dajcie się złapać na teksty, takie jakie puszczała do mnie ta dziewczyna. Nie jesteście zobowiązani z nim nigdzie chodzić, szczególnie tam gdzie nie ma kamer, bo może coś cichcem podrzucić, albo wmawiać Policji, że ukradliśmy to i to.

Skomentuj (166) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 48 (140)
poczekalnia

#90134

przez ~wkurzonate ·
| było | Do ulubionych
Coś, co wielokrotnie było tu poruszane, jednak jestem tak wkurzona i jednocześnie zdesperowana, że postanowiłam napisać jeszcze raz.

Mam dwie prace. Jedna to bycie nauczycielką ("przygotowujący się do zawodu" w przedszkolu), druga to korepetycje (ale tu godzin nie mam dużo). Oprócz tego kończę studia magisterskie i robię praktyki.

I wiecie co mnie denerwuje? Że za moją pracę w przedszkolu dostaję 2800 zł na rękę (bo mam dodatek i nie płacę podatku, gdyby nie to, to zarabiałabym mniej), a w tym miesiącu na sam czynsz, odstępne (wynajmuję mieszkanie) oraz wodę potrzebuję 2900. Nie mam jeszcze rachunku za czynsz i gaz, ale na bank będą wysokie. Do tego 300 zł internet i telewizja + rata za laptopa, 600 zł uczelnia, 500 zł paliwo (dojeżdżam do pracy 10 km w jedną stronę, a moje autko pali jak smok). Materiały do pracy i na praktyki też mnie kosztują. Pod koniec miesiąca zastanawiam się, co będę jadła, bo na jedzenie już nie mam.

Napiszę w skrócie, jak wyglądają moje prace, studia i praktyki, bo zaraz będzie, że pracuję tylko 5 godzin jako nauczycielka i jest mi źle.

Praca nauczyciela: po 5 godzinach w przedszkolu robię materiały dydaktyczne, bo na czymś muszę pracować (i kupuję to z własnej kieszeni). Uzupełniam dziennik, dokumentację. Odpisuję na maile rodziców. Planuję doradztwa zawodowe (czyli ktoś przychodzi i opowiada o swoim zawodzie), wycieczki, przeglądam wydarzenia kulturalne (chociaż o wydarzeniach głównie informuje nas pani wicedyrektor), organizuję spotkania integracyjne (dzieci i rodzice są zapraszani przez nas do konkretnego miejsca), przygotowuję konkursy. Raz na dwa miesiące piszę plan miesięczny i potem wprowadzam go do dziennika. Do tego zebrania, rady pedagogiczne, właśnie spotkania integracyjne. Na wycieczkę, jeśli nie jest w trakcie moich godzin pracy, muszę przyjść. Podobnie jak na wszelkie próby na występy. W skrócie - są dni, kiedy pracuję 6 godzin, ale więcej jest takich, gdzie pracuję więcej niż 8 godzin dziennie. Żeby nie było: nie narzekam na zakres obowiązków i czas pracy, swoją pracę kocham.

Korepetycje: w zależności od klasy, tego czy zajęcia są stacjonarnie czy online, przerabianego materiału, przygotowanie zajmuje mi 15 min - 4 godzin. Materiały robię tak, aby były dopasowane idealnie do przerabianego materiału. Prawie wszystkie materiały są moje. Do tego godzina korepetycji. Na samych korepetycjach i przygotowaniu do nich schodzi mi średnio 10-15 godzin tygodniowo.

Praktyka: 200 godzin na semestr, przy pracy na pełen etat i korepetycjach. Do tego przygotowanie do zajęć na praktyki to dodatkowe jakieś 50 godzin na semestr.

Uczelnia: każdy weekend 8-19, czasem w tygodniu, jak coś pilnego związanego z obroną. Do tego pisanie pracy magisterskiej. Zajęć mamy okropnie dużo, więc nauki też. Dlatego też w weekendy nie jestem w stanie przygotować się do zajęć do pracy, czy na korepetycje - po prostu nie mam kiedy, szczególnie że cała nauka spada mi głównie na weekendy.

W skrócie - denerwuje mnie, że pracuję całymi dniami, a nie mam z tego nic. Nie stać mnie na naprawę auta, na opłacenie do końca rachunków. Nie mogę też podjąć kolejnej pracy czy wziąć więcej korepetycji, bo już czasowo nie mam kiedy.

Jeszcze bardziej denerwuje mnie fakt, że mój ojciec, bezrobotny alkoholik, siedzi całymi dniami w domu/żebrze pod sklepem, zakupy robi mu babcia, koszty mieszkania opłaca mu babcia, na alkohol częściowo też daje mu babcia... Ojciec nie martwi się brakiem jedzenia, tym, czy będzie miał na zapłacenie rachunków. I tylko słyszę, jak mu źle, a mi dobrze, bo przecież auto kupiłam - dosłownie grata, gdzie rodzina po taniości mi go robiła, żebym miała czym do pracy dojechać.

Napiszecie, że powinnam zmienić pracę. Tak zrobię. Czekam tylko do wakacji, bo w mojej mieścinie nie ma nic, więc musiałabym dojeżdżać do miasta wojewódzkiego, a wtedy już w ogóle nie wyrobiłabym praktyk. Chociaż bardziej prawdopodobne jest, że w sierpniu wyemigruję.

Skomentuj (92) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 27 (79)
poczekalnia

#90110

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mieszkam poza Polska i kiedyś jak jeszcze mieszkałem w Polsce miałem zrozumienie dla osób LGBT, uważałem że są dyskryminowane, jednak jak pomieszkałem za granica i zetknąłem się z takimi osobami to moje poglądy mocno się zmieniły, bo to jak zostałem o coś oskarżony i do tej pory nie rozumiem o co to chodziło.
Historia przydarzyła mi się dokładnie 2 lata temu i za nic do tej pory nie potrafię zrozumieć co pewna para lesbijek miała za problem.
Mieszkam za granica, pracuje jako samo zatrudniony podwykonawca podpięty pod pewna małą firmę, jestem tam jedyne Polakiem, kilku innych to miejscowi. W zdarzeniu brali udział moi współpracownicy których określę jako „stary zboczeniec P” i T od ich imion. P jest starym łysym, obleśnym typem, po 50tce, ze sporym zwisającym brzuchem, non stop ogląda filmy porno w tym i takie bardzo zboczone, wspomina że przez jego łóżko przewinęło się ponad 400 kobiet, w tym jakaś gwiazda celebrytka kiedyś tam. Za każdym razem te jego historie brzmią nieco inaczej i szczegóły się zmieniają
Praca przypadła nam w pewnym pilnie strzeżonym ośrodku gdzie nie można wejść sobie ot tak z ulicy, trzeba wcześniej załatwić przepustkę na wejście, przejść wcześniej sprawdzania policyjne itd. Na miejscu nie wolno nam chodzić samopas, musimy mieć tzw eskortę z kluczami. Jak tam przyszedłem do P i T już pracowali tydzień czy dwa, nasza eskorta to para lesbijek C i M. C młodziutka o wyglądzie nastolatki, bardzo nieśmiała, M. wyraźnie od niej starsza, na jakiekolwiek pytania skierowane do C odpowiadała M, obie mieszkały razem, razem tez dojeżdżały do pracy od razu widać że w tym związku rządzi M..
W drugim tygodniu mojej pracy w tym miejscu w poniedziałek M powiedziała T, że w weekend sprawdziła jego profil na FB, i jako że mieszkają dość blisko siebie znalazła kilku wspólnych znajomych jak i zna kogoś z rodziny T. Coś tam pogadali nt wspólnych znajomych i M ma żal do koleżanki z pracy, nazwijmy ją X której raczej nie poznałem i ta X oskarżyła M o molestowanie seksualne w pracy, M teraz ma jakaś rozmowę dyscyplinarna i jest bardzo zawiedziona postawa X..

Na przerwie musieliśmy wyjść na zewnątrz i siedziałem w samochodzie P. Stary zboczeniec na swoim telefonie wszedł na FB i znalazł konto C, w zasadzie miały wspólne konto z M, zdjęcia, widać że są razem, wstawiają gdzie były, np. co godzinę a to na zakupach w jakim centrum handlowym, a to w restauracji, a to jaki film oglądają razem, a to są w jakimś klubie lesbijskim z innymi dziewczynami. Na jednym zdjęciu C była w basenie z jakimś chłopakiem i starsza kobieta. P zaczął nawijać swoje, jak to by zerżnął C na wszelkie sposoby i jaka ta C głupia że marnuje się jako lesbijka, że nie wie co to znaczy kawałek chłopa, i on P to by jej dobrze zasadził jak nikt inny, a tak głupia C marnuje się z M, no bo co to za chore pomysły być lesbijka! Po powrocie z przerwy trafiliśmy na rzadko otwierany pokoik, a C i M nie miały do niego kluczy w swoim pęku kluczy. Pogadały z kimś przez radio podały numer na tych drzwiach, ktoś obiecał ustalić jaki klucz może te drzwi otworzyć i musieliśmy poczekać kilkanaście minut. P wszedł z nimi w rozmowę nt zdjęć na FB, C zapytała się „jakie zdjęcia?” ja na to że maja w swoim profilu zdjęcie razem, i ubrane w identyczne koszulki i czapeczki, i to wszystko, aha, OK, a to FB chodzi, dalej już nic nie mówiłem, a P rozmawiał o tym ich związku i dalszych zdjęciach aż doszedł do tego zdjęcia w basenie. C że była na wakacjach z bratem i rodzicami, chłopak w basenie obok niej to jej brat, z kobieta to matka a ojciec robił im zdjęcie. OK. Przyszedł ktoś z właściwym kluczem i przerwał nam rozmowę. P pogratulował im związku razem, i życzył szczęścia na przyszłość, gadał całkowicie na odwrót niż kilkanaście minut wcześniej bo lesbijskie związki bardzo krytykował. Ja siedziałem cicho i chyba to był …...mój błąd.
Dwa dni później w środę wieczorem zadzwonił mój roztrzęsiony boss co ja najlepszego wyrabiam, bo M złożyła na mnie oficjalna skargę, która przeszła przez jakieś tam departamenty, i doszła do niego, no bo ja....w jakiś tam sposób „dyskryminuje” C i M, no bo wszedłem na ich konto na FB. Zatkało mnie jak mało kiedy w życiu, poprosiłem bossa żeby mi wyjaśnił powoli o co to chodzi bo za nic nie mogłem zrozumieć. Otóż M ma jakiś problem ze ja wszedłem na ich konto na FB. Wyjaśniłem bossowi, że nie ja wszedłem tylko P na swoim telefonie, nazwisko C jest jakieś długie i dla mnie niewymawialne, P ja znalazł, obejrzeliśmy ich zdjęcia jakie tam miały i to wszystko, żaden z nas nic im nie wysyłał, nie komentował, nawet nie klikał żadnych polubień. Ja tylko powiedziałem im że widziałem ich zdjęcia i w profilowym są ubrane w identyczne koszulki i czapeczki, nic więcej, dalej z nimi rozmawiał P. Boss na to że jest poważny problem z takimi ludźmi jak się gdzieś skarżą, bo M nie chce żebym ja tam pracował i czuje się wogole oburzona że ja zajrzałem na ich zdjęcia na FB, jestem nietolerancyjny, a do tego patrze się „seksistowski sposób na C”!!! Ja na to że profil maja otwarty, każdy może tam wejść, wstawiają wszystko gdzie były na zakupach, godzina po godzinie gdzie w restauracji jadły, co oglądały za filmy, w jakich nocnych klubach się bawiły, jak ktoś nie chce żeby mu obcy ludzie profil oglądali to może sobie go zamknąć i udostępnić wyłącznie dla znajomych z listy. Poza tym dwa dni wcześniej M powiedziała T że oglądała jego profil na FB i znalazła wspólnych znajomych, więc M może wchodzić na czyjeś konta na FB oglądać co tam jest ale jest oburzona jak np. ja obejrzałem jej konto i to otwarte, bez żadnego włamywania się i łamania zabezpieczeń.
Boss miał ciężki orzech do zgryzienia co z tym zrobić i co odpowiedzieć, bo w tym momencie jest covid19, mało roboty, ledwie dostał kontrakt na to miejsce , a po tych skargach M mogą mi zablokować tam wejście a ja jestem mu tam bardzo potrzebny. Nie wiem co boss wyjaśnił w tej sprawie ale zostałem tam w pracy zaś zmienili nam eskortę na inne osoby, z C i M widywaliśmy się jedynie na korytarzach w przelocie.
Od nowych osób nas eskortujących dowiedziałem się wiele „kwiatków” o C i M. Szczególnie kobiety powiedziały nam pewne sprawki. Ogólnie C i M nie są lubiane przez współpracowników bo zawsze dostają najlepsze godziny pracy, w pracy słabo się przykładają do swoich obowiązków, a na jakiekolwiek uwagi ganiają ze skargami jak to są dyskryminowane bo są lesbijkami. Inni maja dzieci, potrzebują wolnego to ciężko załatwić a C i M zawsze maja wszystko na zawołanie.
Wyszła tez sprawa z X. Nie wiem ile z tego na 100% jest prawda bo słyszałem tylko plotki, faktem jest ze M jest obrażona na X ze przez nią miała rozmowę dyscyplinarna o nękanie seksualne w pracy.
X przyszła do pracy jako nowa osoba nie do końca świadoma ze C i M są lesbijkami i spodobała się M. Została zaproszona na „babski wieczór” do lesbijskiego klubu i tam została przedstawiona przyjaciółkom, w tym bardzo spodobała się jakiejś Y która wręcz zakochała się w X. W tym był problem bo X mieszkała z chłopakiem, planowała ślub i dzieci zaś była daleka od lesbijskich pomysłów, czym złamała serce Y i popsuła plany M na jakiś trójkąt czy czworokąt. X miała dość tego wszystkiego, zablokowała Y w swoich kontaktach ale pozostała droga przez M w pracy. M coś próbowała namówić X na rzucenie chłopaka i związek z Y, no bo związek z chłopakiem jest „niewłaściwy” a Y tak się w niej zakochała, że świata nie widzi i rozpacza że X „zdradza ja z chłopakiem” a nawet ma myśli samobójcze z tego powodu. X zgłosiła w pracy molestowanie seksualne i M bardzo się obraziła, no jak to tak, przecież to ona jako lesbijka jest wszędzie dyskryminowana i nękana seksualnie wraz z C.

Moja tolerancja dla osób lgbt zmieniła się po tym wydarzeniu, bo mogłem przez takie osoby zostać bez pracy i środków do życia w środku pandemii a o co to poszło to nikt do dzisiaj nie wie. P, T i paru innych współpracowników też się zastanawiało o co to chodziło C i M ogólnie naruszenie takich osób to oznacza problemy.

Może mi ktoś wyjaśni o co takim osobom chodzi?

zagranica lgbt nietolerancja

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 37 (109)
poczekalnia

#90102

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To już jest szczyt!!!
Do prawa podatkowego został wprowadzony nowy paragraf/pomysł
Przepisy w zakresie KSeF przewidują również kary w razie niedopełnienia obowiązków. Podatnik, który wystawi fakturę poza systemem, narazi się na karę w wysokości do 100 proc. podatku VAT na fakturze, a dla faktury bez VAT 18,71 proc. wartości faktury, nie mniej niż 1000 zł. W przypadku awarii KSeF i nieprzesłania faktur w określonym terminie nie mniej niż 500 zł. Co ważne, kary będą obowiązywać dopiero od 1 lipca 2024 r.

Jak urwa można karać za niewypełnienie obowiązku w wypadku awarii systemu w którym trzeba pracować.

To tak jakby nakładać karę na zwykłego pracownika bo spoznil się do pracy bo była awaria prądu i utknął w windzie w biurze.

Polska

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 24 (64)
poczekalnia

#90055

przez ~Polkabezjezyka ·
| było | Do ulubionych
Piekielność moja, ale i lekarzy. Krótkie wprowadzenie, mieszkam w Niemczech przy granicy z Holandią. Do tej pory pracowałam w Holandii (bo wyższe zarobki)i tam chodziłam do polskiej przychodni w razie problemów ze zdrowiem, a w Niemczech żyłam bo tańsze życie. Jednak od jakiegoś czasu pracuje w Niemczech, więc mam tu ubezpieczenie. I nagle jest problem bo nie mogę znaleźć żadnego sensownego lekarza. Moja piekielnosc polega na tym że nie znam języka. W sklepie się po angielsku dogadać, ale już inne sprawy to nie bardzo. Niemieckiego to już w ogóle, chociaż zaczynam się uczyć, jakieś podstawy już ogarniam. W każdym razie szukałam lekarza polskiego, bo wiem że wiele ich w okolicy. Z tego 90% na samo wejście mówi "chorobowe na tydzień 50euro, na dłużej to do dogadania" a jak chcesz żeby faktycznie się zainteresował to już olewa. Mam 33 lata, problemy z nadciśnieniem, z tarczycą itd. plus choroby
w rodzinie. I na logikę wiem że drętwienie od jakiegoś czasu całej lewej strony ciała to nie jest normalne i może oznaczać problemy z sercem. A od lekarzy tutaj słyszę że jak chce się leczyć to mam do Polski wracać. Bo tutaj żaden polski lekarz nie podejmie się nawet diagnozy, dlaczego tak jest. Więc pozostaje mi znaleźć tłumacza i chodzić do niemieckiego lekarza, jak uda mi się znaleźć takiego co mnie przyjmie, bo to też nie jest proste. Albo opłacać sobie prywatnie ubezpieczenie w Holandii,gdzie na lekarzy do tej pory nie narzekałam, alenie mam meldunku więc to nie jest takie proste. Albo faktycznie zostawić tu wszystko i jechać do pl, żeby iść do lekarza. I zapłacić za wizytę bo ubezpieczenia w Polsce nie mam.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 17 (51)
poczekalnia

#90051

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
https://piekielni.pl/90037

Do historii. Odpowiedź ma 3 strony, ale dam kilka zdań bo uwaga podkreślają piekielnosć sklepu odrzucającego reklamację.


1 "Każda seria zegarków ma wyrywkową kontrolę jakości. Do tzw przekroczenia zadanych wartości. W tym wodoszczelności WR200 sprawdzane statycznie i dynamicznie"

2 "Każdy zegarek danych serii w tym Pana ma w przypadku zgłoszenia reklamacyjnego, trafić do naszego serwisu w celu naprawy i analizy wady."

3 " Polityka firmy zawsze gwarantuje naprawę lub wymianę na nowy w przypadku usterki NIEspowodowanej ingerencja użytkownika."

Jako iż sklep stwierdził że tylko była woda to powinien od razu naprawić, lub wymienić, ale chyba chciał po prostu cwaniakowac.

Esklep

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 26 (68)
poczekalnia

#90006

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Kolega zamówił w połowie Listopada na Shopee figurkę kolekcjonerską. Na prezent dla syna. Szła z Chin. Shenzen Hong Kong potem Amsterdam... Polska I poczta. Od 6 Grudnia utknęła w oddziale w Komornikach. Po telefonach na infolinię itd stwierdzono... Prawdopodobnie zaginęła.

poczta

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 52 (112)
poczekalnia
Cześć kolejna perypetii z byłym.

Rozstając się uznaliśmy, że nie rozstaliśmy się w gniewie, więc możemy dalej utrzymywać znajomość. Oczywiście jak ochłoniemy. Przynajmniej taka była moja wizja.

Okazało się jednak, że niestety nasze wizje znacząco się różnią. Drobiazgi, do dogadania. Ja zwiększyłam dystans, czasem się odezwałam, bo to przecież były. Znajomość ok, ale nie będę zachowywała się jakbym dalej była z nim w związku. Tymczasem on wielokrotnie żalił się, że nie chcę regularnie widywać się z nim, rozmawiać przez telefon, za rzadko odpisuję na wiadomości. Przyznaję, że nie czułam się w tym komfortowo, zwłaszcza, że w międzyczasie zaczęłam się z kimś spotykać, a były robił mi wyrzuty, że tak szybko mi poszło. Mówił, że spodziewał się, że nie będę sama do końca życia, ale ze już? Później dowiedziałam się również, chociaż nie od niego, że on też się z kimś spotyka. W zasadzie to założył tindera dwa tygodnie po naszym rozstaniu. Nie mam nic do tego, niech sobie układa życie. Miałam tylko mu za złe, że przez dłuższy czas smutnym tonem skarżył się, że ja tak szybko sobie kogoś znalazłam, że jestem okropnym człowiekiem. On cierpi, a ja z jakiś fagasem...

Mijał czas, ja nadal spotykałam się z nowym partnerem, były nadal robił mi wyrzuty, ja nadal nie poruszałam kwestii jego hipokryzji. Wiem, znów popisałam się głupotą. Cały czas uczę się nie robić takich rzeczy. Coś się zmieniło, kiedy były, zdaje się, uświadomił sobie, że z nowym partnerem mi się układa, że to nie jest kwestia trzech randek. Wpadł w szał. Zwyzywał mnie, groził partnerowi. Wtedy też ostatecznie zerwałam z nim kontakt. On ze mną też, zauważyłam, że usunął wspólne zdjęcia z fb (znajomi zapytali czemu zniknęły z mojej tablicy), usunął nicki, zablokował wszędzie gdzie się dało. Przez dwa tygodnie ktoś mnie odbierał z pracy na wypadek gdyby mu do reszty odbiło i czekał na mnie pod budynkiem. A gdy minął strach, poczułam się wreszcie szczęśliwa. Zniknęło poczucie winy, które kazało mi utrzymywać z nim jakąś znajomość, mimo dyskomfortu.

Tylko mam żal, że zachował się tak a nie inaczej. Manipulował mną, chciał żebym czuła się źle z tym co robię. I żal, bo już po rozstaniu wspólni znajomi uświadomili mnie w ilu rzeczach mnie okłamywał. Jak chociażby im mówił, że nie mogę przyjść na spotkanie, a mnie nie mówił nawet, że jestem gdzieś zaproszona.

A terapia u psychologa już przynosi pierwsze efekty :)

Związki

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 36 (92)
poczekalnia

#89978

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak, wiem że tu jest jakiś troll podszywający się za matkę niepełnosprawnej dziewczyny, ale to nie ja, nie wiem czy mi uwierzycie.
Potrzebuję tylko porady w dwóch sprawach i werdyktu czy jestem piekielna ja, czy kuzynki i siostry.
Otóż mam 27 lat i od urodzenia mam Mózgowe Porażenie Dziecięce. Uszkodzone są części mózgu odpowiedzialne za ruch i emocji. Chodzę za pomocą tzw chodzika, czasami też za pomocą kul. Nie mam też do końca sprawnych rąk (np ktoś mi musi wiązać włosy), mam również problemy z mową, czasami muszę parę razy powtórzyć zdanie żeby mnie zrozumiano, ale gdy mam lepszy dzień bądź mam bardziej rozluźnione mięśnie to mówię prawie czysto. Mam też stwierdzone zaburzenia integracji sensorycznej Już od dawna myślę co będzie ze mną dalej gdy rodziców zabraknie. Pojawiła się dla mnie nadzieja, bo za dwa lata w moim mieście powstanie ośrodek opiekuńczo-mieszkalny. Miałabym tam swój pokój, kącik kuchenny, łazienkę oraz opiekę a co najważniejsze dużo rehabilitacji. No i nie byłoby tam tłumów, bo jest tam tylko szesnaście miejsc. Moi fizjoterapeuci uważają to za niesamowity pomysł i szansę na samodzielność. Moja rodzina wręcz przeciwnie. Moje kuzynki są wręcz oburzone, stwierdziły że nawet nie próbuję spróbować żyć normalnym życiem, pokazywali mi ludzi po wypadkach, bez rąk, nóg. I stwierdzili że skoro oni są po wypadkach i potrafią to skoro ja jestem niepełnosprawna od urodzenia to tym bardziej powinnam to umieć. Wiem, że powinnam im wytłumaczyć na czym polega uszkodzenie mózgu i że jest trudniejsze w okiełznaniu niż brak kończyn, ale jeśli ktoś się ze mną kłóci to wręcz nie jestem w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku, nieumiejętność utrzymania kontaktu wzrokowego też nie dodaje mi sympatii. Podobno też jestem niemiła i zbyt szczera w stosunku do ludzi. Nie wiem co o tym myśleć, nigdy nie miałam i nie mam takich intencji. Często też podobno moja mimika jest nieadekwatna do sytuacji. Oczywiście kuzynostwo zdeklarowało się że nie chcą się mną opiekować, ani nawet pomagać, ale jednocześnie twierdzą że mieszkanie w ośrodku to poddanie się z mojej strony.
Moje siostry też się zdeklarowały że nie chcą się mną opiekować w przyszłości. I to samo jest spoko, tyle że młodsza siostra stwierdzi że ta starsza nazywa mnie wręcz niewidoczną, obcą osobą. Podobno jestem strasznie wredna dla nich. Z tego co mówią to mój ton głosu jest pełen pretensji. Według nich też nie powinnam nosić tak często słuchawek, bo to lekceważące dla otoczenia. Młoda mówi mi że często gadają o mnie ze straszą siostrą i jej mężem. Starsza ma też pretensje że nie staram się o większy kontakt , że nie pytam się co tam u niej. I tu fakt, od kiedy pamiętam często naturalnie nie pytam o samopoczucie rozmówcy czy w ogóle o rozmówcę, jestem mocno skupiona na sobie, być może nawet narcyzką. Według nich też jestem nadmiernie emocjonalna jak na mój wiek, no i nie powinnam interesować się japonią, bo to dobre dla nastolatek. No i podobno widać po mnie że życzę wszystkim jak nakgorzej, a nie jest to prawda. No i nic podobno nie osiągnęłam normalnego w moim życiu. Według nich np to że nauczyłam się chodzić przy kulach pięć lat temu czy to interesuję się mocno własnymi uszkodzeniami mózgu to się nie liczy, bo powinnam osiągnąć coś normalnego. No i ciągle namawiają mnie bym znalazła sobie niepełnosprawnego chłopaka, czy poszła do pracy. Sama bym się w życiu nie domyśliła że starsza siostra coś do mnie ma, bo zazwyczaj gdy są u nas to się po prostu do mnie nie odzywają,myślałam że to coś naturalnego. Młodsza siostra jest zdziwiona że nie wyczułam klimatu czy nie zauważyłam ich mimiki gdy patrzą na mnie. Mogło mi to umknąć ze względu że mam trudności w interpretacji czyjejś mimiki i tonu głosu. Ogólnie mam też duże kłopoty z utrzymaniem znajomości czy to w rodzinie czy poza nią i trudno mi stwierdzić z czego to wynika. Siostry też nie chcą bym szła do ośrodka bo to jest poddanie się. Kiedy usłyszały że pobyt jest darmowy to tych komentarzy jest trochę mniej. Siostry też denerwują moje stimy typu machanie rękoma, kiwanie się, czy powtarzanie losowych slów.
Nigdy nie pracowałam, mam stwierdzoną całkowitą niezdolność do pracy i samodzielnej egzystencji, ale teoretycznie mogę legalnie dorabiać do renty. Moja sąsiadka chciała bym prowadziła w jej stowarzyszeniu zajęcia z SI w ramach wolontariatu. Dodam ze nigdy wcześniej z nią nawet nie gadałam i propozycje przedstawiła mojej mamie. Uznałam tą propozycję za zbyt durną, ze względu na moje ograniczenia ruchowe, to że sama mam zaburzenia SI, no i że nie mam odpowiedniego wykształcenia (nawet matury nie mam)
Jednak wczoraj sąsiadka dzwoniła do mamy i zaproponowała mi posadę sekretarki. Wewnętrznie się wkurzyłam, bo lubię moje spokojne życie. Nie wiem tez czy bym dała radę, byłoby tam dużo ludzi i hałasu oraz świateł, mam tez problem ze zrozumieniem niedokładnych poleceń, no i mój mózg procesuje informacje trochę dłużej niż taki przeciętny. A może po prostu szukam wymówek? Sama już nie wiem. Nie wiem też jak to wszystko pogodzić z rehabilitacją, bo to normalna praca od ósmej do szesnastej, musiałabym dojeżdżać (tzn mama musiałaby mnie wozić). Według moich fizjo zawsze mogę pogadać z sąsiadką o dostosowaniach pracy czy krótszych godzin pracy w tych dniach kiedy mam rehabilitację Wszystko mnie to przeraża bo nienawidzę zmian, ale też może siostry bardziej by mnie szanowały bo prowadziłabym wtedy normalne życie?
I co myślicie o tym pomyśle z zamieszkaniem w ośrodku? Czy to faktycznie poddanie się?
Z góry dziękuję za pomoc

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 23 (57)
poczekalnia

#89968

przez ~damdamdam ·
| było | Do ulubionych
Pod moją ostatnią historią o trzech kolizjach rok po roku, pojawił się zarzut, że nie znam zasady ograniczonego zaufania, albo mam ją w czterech literach. To też nakłoniło mnie do napisania kolejnej historii z innymi przykładami na drodze - bez wypadków tym razem.

Wracam z pracy przed 16 i mam do przejechania niecałe 10 km w jedną stronę. Oznacza to korki na długim dystansie, a więc wiele zniecierpliwionych kierowców. Poruszam się przeważnie po głównych drogach.
Pewnego dnia jadę właśnie główną drogą, która miała po dwa pasy w każdym kierunku. Jechałam lewym i zbliżałam się do ronda. Nagle pewien kierowca postanowił skręcić z prawego na lewy. Bez kierunkowskazu. Nie patrząc, czy jadę. Uratował mnie tylko hamulec.

Podobna sytuacja miała miejsce niewiele wcześniej. Zaraz za skrzyżowaniem zmieniłam pas z prawego na lewy. Kierowca z prawego też postanowił to zrobić, nie patrząc, czy jestem na nim. Efektem była maleńka rysa, jako że hamulec i odbicie na pas zieleni wiele mi nie dał. Kierowca nawet się nie zatrzymał, pojechał dalej. Pomimo kamerki sprawę odpuściłam, bo o tak maleńką ryskę nie było co walczyć.

Kawałek dalej, już w innym dniu, pan taksówkarz chciał z drogi bocznej wjechać na główną. Szkoda, że w momencie, gdy ja jechałam tą główną. Przez hamulec uniknęłam kolizji.

Cudowne rondo, niedaleko mojego domu, gdzie ostatnio miałam kolizję, wiąże się z dwiema historiami.
Raz jechałam z moim (obecnie byłym) chłopakiem. Mieliśmy wolny zewnętrzny pas, jeden kierowca jechał po wewnętrznym. Chłopak (on prowadził) chciał wjechać na zewnętrzny, ruszył, a kierowca będący na rondzie nagle zmienił pas z wewnętrznego na zewnętrzny. Tylko dzięki hamulcom uniknęliśmy kolizji.
Na tym samym rondzie za każdym razem ktoś wymusza mi pierwszeństwo, akurat w momencie, jak mam zjeżdżać (moim zdaniem jest to częściowo wynik beznadziejnie namalowanych znaków oznajmiających, z którego pasa gdzie można jechać). I, przysięgam, gdybym miała zasadę ograniczonego zaufania w czterech literach, to dzień w dzień wzywałabym policję lub podpisywała oświadczenia (chociaż po komentarzach przy poprzedniej historii mam wrażenie, że jednak wzywałabym policję).

Inne rondo, turbinowe. Sytuacja podobna - w momencie, gdy muszę zmienić pas (a jest to przy zjeździe i jednocześnie wyjeździe), ktoś musi mi wymusić pierwszeństwo, bo myśli, że pomimo braku kierunkowskazu, skręcam. I gdyby nie hamulec, moje auto bardzo często byłoby tam poszkodowane.

I nawet historia z tego tygodnia. Jechałam po parkingu w galerii autem zastępczym. Na terenie całego parkingu panuje reguła prawej dłoni. W ostatniej chwili zahamowałam - trzeba przyznać, że drugi kierowca też. Gościu zrobił śmieszną minę, on się zaśmiał, ja się zaśmiałam, pojechaliśmy dalej.

Żeby nie było, że jestem pechowa - nie ;) W ciągu miesiąca robię dość sporo kilometrów, bo 20 km dziennie do pracy. Czasem jeżdżę autem 90 km do większego miasta (nie raz się zdarzało nawet i 10 razy w miesiącu, kiedy praca tego wymagała). Do tego na praktyki, uczelnię i zakupy. Byłabym zdziwiona, gdyby przy takiej ilości kilometrów (którą i tak uważam za przeciętną) takie przypadki mnie omijały. Nie uważam też ich za bardzo piekielne. Wsiadając do auta jestem przygotowana, że różne rzeczy mogą się zdarzyć, są osoby bardziej i mniej uważne. Nigdy też nie byłam zła o to, że moje auto ucierpiało w wyniku kolizji. Pewnie, serce boli, bo długo i ostro pracowałam na nie, ale robiąc prawo jazdy wiedziałam, na co się piszę.
Uważam za to za piekielne ocenianie z komentarza z poprzedniej historii, że nie praktykuję zasady ograniczonego zaufania, bo "ja mam taką koleżankę i ona tak robi, więc ty też, bo miałaś kolizje". Wiwat ocenianie nie znając kogoś.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 23 (53)