Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Always_smile

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2014 - 17:04
Ostatnio: 9 kwietnia 2022 - 19:59
  • Historii na głównej: 42 z 42
  • Punktów za historie: 7996
  • Komentarzy: 152
  • Punktów za komentarze: 1612
 

#81062

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jechałam wczoraj "osiedlową dwupasmówką" (dwa pasy w każdą stronę, bo bokach uliczki dojazdowe do bloków, na końcu dwupasmówki z 2 pasów robią się 4, dochodzą te do skrętów).

Jadę powoli prawym pasem, bo z tyłu niemowlak, pogoda marna, a do tego przedświąteczny wysyp niedzielnych kierowców. Nagle z bocznej uliczki ładuje mi się przed maskę biała toyota. Hamulec w podłogę i na milimetry, ale nic się nie stało.

Chwilę później kierowca toyoty zmienia pas na lewy. Tak, że kierowca przed którego się wbił ratował się wjeżdżając na mój pas luką między moją maską, a tyłkiem toyoty.

Kierowca toyki skręcał w lewo, więc musiał wjechać na pas do skrętu w lewo, ale też oczywiście nie zrobił tego jak się tylko pas zaczął, tylko w połowie tego pasa zajeżdżając drogę kolejnemu kierowcy.

To wszystko na odcinku max 1km.
Pomyślałam, żeby to zgłosić, ale oczywiście po ostatnim incydencie, gdzie sama skręcałam w prawo i nie widziałam już tablic rejestracyjnych, a wideorejestratora się jeszcze niestety nie dorobiłam.

kierowcy

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 98 (134)

#80692

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam małe dziecko. Stojąc na czerwonym świetle, zawsze stawiam wózek równolegle do jezdni i dodatkowo włączam hamulec w wózku, tak żeby na pewno mi dziecko nie zjechało na ulicę, mimo że wózek cały czas dodatkowo trzymam.

Stoję sobie któregoś dnia na czerwonym w ustawieniu jak wyżej. Zapala się zielone światło dla pieszych, więc odblokowuję hamulec, odwracam wózek przodem do pasów (czyli zielone świeci się już dobrych kilka sekund), jeszcze ostatni look na samochody i mam wchodzić na przejście, gdy tuż przed wózkiem śmignął jakiś baran na bardzo głębokim czerwonym...

Przejscie dla pieszych

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (161)

#80572

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem na macierzyńskim. Dziecko obecnie bardzo malutkie, mąż wraca z pracy w zasadzie na kąpiel małego, to znaczy za późno dla mnie na zakupy, więc co się da zamawiam przez internet.

Paczek jest sporo, w niedzielę zamówiłam 10. Jeśli się da, zawsze biorę jedną firmę kurierską, bo kurier, który ma mój region jest tu zawsze koło południa i nie było do tej pory problemów z dostarczaniem.

Dostałam rano informację, że będzie dzisiaj u mnie kurier, więc czekam. Spacer odłożony na "po kurierze".

Mija 11, 12, 13, 14... Na spacer już nie pójdziemy.

Ubrałam dziecko i na balkon, żeby chociaż trochę powietrza złapało, a sama wyglądam za samochodem kuriera.

Znudzona spacerowaniem po balkonie, wchodzę w śledzenie przesyłki, może coś mi się pomyliło, a tam co? Paczka dostarczona o 11:53. Odbiorca: always_smile.

Otworzyłam drzwi, spodziewając się jakiejś informacji, że np. paczka u sąsiadów, a tam znowu co? Moje wcale nie tak tanie paczki na wycieraczce!

Na razie wysłałam tylko SMS-a, co o tym myślę, bo podejrzewam, że kurier nie chciał mi budzić dziecka albo stwierdził, że jestem na spacerze (wie, że mam małe dziecko ze względu na ilość dostarczanych do mnie paczek), ale noż... Od czegoś na każdej paczce jest mój telefon.

kurierzy

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 102 (142)

#80325

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Siedziałam czekając na swoją kolej do kancelarii parafialnej. Parafia duża, kancelaria czynna godzinę dziennie więc mimo, że przyszłam 15 min przed otwarciem to przede mną było już z 5 osób, a za mną też tłumek.

Każdy nowy kto wchodził pytał się kto ostatni i grzecznie miejsca pilnował. Z 20 min po otwarciu weszła starsza pani z dziewczynką prawdopodobnie przygotowującą się do komunii i od razu skierowała się do kancelarii.

Powiedziałam głośno, że wszyscy tu czekamy w kolejce, na co pani stwierdziła, że tylko na słówko. Nikt z kolejki mnie nie poparł to co się będę szarpać, ale po tylu historiach na piekielnych wiedziałam, że to żadne słówko nie będzie.

Pani weszła następna i siedzi 5, 10, 15 min... (przypominam kancelaria otwarta godzinę dziennie, a na korytarzu tłum).

W końcu inna kobieta wparowała do kancelarii wygarniając, że miało być tylko słówko. Ksiądz ją wyprosił, ale przy okazji okazało się że ta co się wepchnęła już trzecią sprawę chciała załatwiać i ją również ksiądz wyprosił.

Gdy wpychaczka wychodziła ktoś zwrócił jej uwagę, że tak się nie robi, na co starsza pani, że ona jest z dzieckiem i dziecko nie może tak długo późno siedzieć w kościele. Powiedziała to wszystkim rodzicom czekającym z niemowlakami...

Nie wiem czy ksiądz siedział dłużej, czy część osób odeszła z kwitkiem, bo moja kolej była druga po wpychaczce.

Kancelaria parafialna

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (118)

#78713

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jechałam dzisiaj jedną z większych ulic w Warszawie - dwa pasy do jazdy na wprost, oddzielny do skrętu w lewo i oddzielny do skrętu w prawo, więc nikt na tej drodze raczej 30km/h nie jedzie.

Jechałam koło południa, więc trasa w miarę pusta. Śmigam sobie zadowolona prawym pasem na zielonej fali. Mijając właśnie jedno skrzyżowanie widziałam, że na kolejnym zapala się zielone, więc jadę ze stałą prędkością.

Na skrzyżowaniu przede mną stała taksówką na światłach, ale światła się zmieniły, a taksówka dalej stoi. Zwolniłam, bo nie wiem czego się spodziewać. Taksówka z włączonym silnikiem stała na prawym pasie do jazdy na wprost na zielonym świetle, bez świateł awaryjnych. Ominęłam ją z lewej strony zaglądając do taksówki, że może kierowca zasłabł czy coś, ale nie.

Po przejechaniu kilku metrów zauważyłam w lusterku, że do taksówki ktoś wsiadł i taksówka ruszyła.

Taksówkarz czekał na pasażera na skrzyżowaniu... Przypominam, że między taksówką, a pasem zieleni oddzielającym chodnik od ulicy był jeszcze pas do skrętu w prawo.

taxi

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 123 (131)

#78587

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mąż korzystał z usług banku z angielskim pomysłem w nazwie.

W pewnym momencie stwierdziliśmy, że bank jest za drogi, dodatkowo naliczają masę opłat, z których konsultanci nie byli w stanie się wytłumaczyć, za co to i dlaczego, a pilnowanie czy nie pobrali znowu 5 zł z konta firmowego, na którym ilość transakcji jest ogromna, było problematyczne. Zdecydowaliśmy o przeniesieniu usług do konkurencji.

31.03. byliśmy w banku złożyć dyspozycję wcześniejszej spłaty kredytów, zamknięcia konta osobistego i prywatnego oraz karty kredytowej. Papierów do podpisania masa. W banku spędziliśmy ładnych kilka godzin, ale dopilnowaliśmy, żeby na każdej kopii była pieczątka i podpis "zgodność z oryginałem".

Pierwszy zgrzyt był przy spłacie karty kredytowej, odsetki pobierali 3x w ciągu tygodnia. Reklamacja odrzucona, bo odsetki naliczone prawidłowo, a czemu schodziły w ratach - nie wiadomo.

Drugi przy spłacie kredytów.
Podczas wizyty w banku dostaliśmy na piśmie, że kredyty zejdą dokładnie 07.04. i dokładnie wyliczone kwoty, w których były uwzględnione kapitał, odsetki i opłaty za wcześniejszą spłatę. Wszystko do 07.04.
Kredyty faktycznie zeszły 07.04., tyle, że w sumie o ok. 1500 zł więcej, niż mamy na piśmie. Gdyby nie fakt, że spodziewałam się problemów i na bieżąco śledziłam sytuację kasy, zabrakłoby na ostatni kredyt, przez co nie zostałby zamknięty i konieczna byłaby kolejna wizyta w oddziale, co jest dość problematyczne, jeśli chodzi o czas.

Reklamacja poszła 04.05. Wczoraj (06.06.) mąż dzwonił, czemu nadal nie mamy odpowiedzi na reklamację. Pani przez telefon stwierdziła, ze mail z odpowiedzią na reklamację został wysłany 01.06., ale, skoro nie doszedł, zaraz wyślą jeszcze raz - nadal nie mamy.

Trzeci zgrzyt - zamknięcie karty kredytowej.
Karta powinna przestać być aktywna 28.04. Na przełomie maja i czerwca poszłam do banku sama (z upoważnieniem od męża), żeby zapytać, czemu karta jest niezamknięta. Dostałam do wypełnienia ten sam kwit, co mąż wypełniał 31.03. Czemu jest niezamknięta? Pani nie wie, wypełnić wniosek.
06.06. mąż na infolinii dowiedział się, że u nich w systemie karta jest nieaktywna, u nas na koncie ją widać, bo opłaty za kwiecień schodzą w czerwcu...

bank

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (202)

#78175

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia RavenRed przypomniała mi moją pracę jako kelnerka.

Byłam tuż po maturze, pierwsza prawdziwa praca, wcześniej pojedyncze wypady na zbieranie owoców itp. Zero doświadczenia z mojej strony. Pracę znalazłam 20km od domu, dojeżdżałam samochodem przez las.

Praca na czarno, miałam wtedy wyrobioną książeczkę z aktualnymi badaniami z sanepidu, ale nikt jej ode mnie nie chciał.

Lokal był otwarty 10-22, pierwsza zmiana przychodziła coś koło 7-8, żeby wszystko przygotować. Zamykałyśmy de facto po wyjściu ostatniego klienta i jeszcze trzeba było posprzątać, więc często była to 12 w nocy lub później. Akurat trafiłam na czas, kiedy trwały mistrzostwa świata w nogę, więc w dni meczowe lokal był otwarty do końca meczu. Często zdarzało się tak, że jednego dnia schodziłam po meczu, nie daj Boże z dogrywką i karnymi, wracałam do domu w środku nocy, a następnego dnia miałam I zmianę, albo dzwonili do mnie o 6 rano, że muszę być od rana i nie wiadomo, czy tylko rano, czy przez całe otwarcie.

Lokal nie był klimatyzowany, a lato wtedy było wyjątkowo upalne. Goście w większości korzystali ze stolików na zewnątrz, które były schowane pod drzewami i dodatkowo prawie przy linii brzegowej jeziora, więc było tam całkiem przyjemnie. Nam nie wolno było tam stać poza zbieraniem/donoszeniem zamówień, czy sprzątaniem, więc w wolnej chwili starałyśmy się stać blisko kostkarki do lodów, bo przy barze nie było nawet wiatraka. Dodatkowo bar po dwóch stronach był otwarty, z jednej na zmywak, z którego buchała wiecznie gorąca para ze zmywarki (dbanie o czyste naczynia też było zadaniem kelnerek) z drugiej na kuchnię, w której nie dało się wytrzymać.

Teoretycznie mogłyśmy zjeść obiad w pracy na przerwie, praktycznie przerwy łącznie z tymi na toaletę robiłyśmy tylko jak nikt z szefostwa nie patrzył, bo w przeciwnym razie zawsze było coś do zrobienia, czy to wycieranie kieliszków, sztućców, mycie okien itp.

Na barze stała skarbonka z napisem "Napiwki", do której klienci bądź my miałyśmy wrzucać otrzymane napiwki, które na koniec miały być podzielone na wszystkich pracowników. Nie wiadomo jednak czego koniec to miał być, bo pracownicy z przynajmniej rocznym stażem twierdzili, że nikt tych pieniędzy na oczy nie widział, więc jeśli nie było szefostwa w pobliżu to chowałyśmy je do kieszeni i na koniec dnia dzieliłyśmy się nimi.

W lokalu odbywały się także wesela. Raz się zdarzyło, że wg grafiku ja i jeszcze jedna koleżanka miałyśmy przyjść koło 15, żeby mieć siłę zasuwać na weselu, po czym rano dostałyśmy telefony, że jedziemy na catering - z mojej perspektywy najlepsza robota jaka mi się trafiła, z perspektywy dziewczyn, które były od rana w pracy tragedia, musiały być tam praktycznie przez dobę, jedna zasnęła na schodach idąc po zaopatrzenie.

Wracałam z pracy totalnie wykończona, głodna, odwodniona i z okropnym bólem głowy. Miałam furę szczęścia, że po drodze przez las nie wyskoczyło mi żadne zwierzę, bo jeździłam często na automacie.

Rodzice po tygodniu zaczęli mnie przekonywać, żebym rzuciła tę pracę, wytrzymałam 3 tyg., odeszłam po informacji, że 27 letnia dziewczyna została zabrana z pracy przez karetkę w stanie przedzawałowym.

gastronomia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (197)

#78024

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Obok mojego bloku jest jednokierunkowy skrót do innej dzielnicy. Skrót ten jest nieoświetlony, a częściowo droga przecina pole, z którego na drogę czasami wyskakują sarenki itp. Skrót ten jest jednokierunkowy tylko dla samochodów, ruch pieszych i rowerzystów odbywa się normalnie, choć chodnika nie ma, a jezdnia jest dość wąska. Piesi często są tam niewidoczni, czasami noszą odblaski czy latarki w ręku, ale ogólnie po zmroku o niespodziankę nietrudno. Dodatkowo na odcinku może z 500 m znajduje się jakieś 10 progów zwalniających.

Było to w okolicach lutego, pogoda marna, było już ciemno. Jechałam powoli. Kątem oka zauważyłam dwie łanie na granicy pola i jezdni, więc jeszcze zwolniłam, kontrolując ich zachowanie. Zaczęły wchodzić na jezdnię, więc się zatrzymałam i zaczęłam trąbić.

Ledwie zdążyłam się zatrzymać, a w lusterku widzę, że baran za mną zaczyna mnie wyprzedzać.

W momencie kiedy zrównał się ze mną, łanie postanowiły wrócić na pole po mojej stronie. Gdyby wybrały drugą, skończyłyby na masce.

Jakbym stała 0,5 m dalej, to koleś nie zmieściłby się swoim samochodem przed moją maską, bo zaraz droga się zwęża tak, że samochód z rowerem mijając się muszą uważać, żeby się nie zahaczyć.

Na "hopkach" trochę się zwiększył dystans między nami, bo mi szkoda zawieszenia, ale i tak spotkaliśmy się na światłach na skrzyżowaniu z główną drogą - swoją drogą dla nas zawsze tam jest czerwone, bo jest zdecydowanie mniejszy ruch "od nas" niż na głównej.

*Cała sytuacja od zauważenia jelonków do ponownego mojego ruszenia mogła trwać max. 10-15 s, ale widać dla niektórych to za długo...

kierowcy

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (133)

#77997

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Duże miasto. Ruchliwa droga. Trzy pasy w każdą stronę, ograniczenie prędkości do 70-80. Obok chodnik po obu stronach i obok chodnika ścieżka rowerowa. Na przejściach dla pieszych przejazdy dla rowerów.

Gdzie porusza się rowerzysta?

Na środkowym pasie... wyprzedzić ciężko, bo tłok, a jak już się komuś uda to potem staje na czerwonym świetle i rowerzysta bezceremonialnie śmiga znowu na pole position.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (170)

#77936

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na fali historii o zaproszeniach ślubnych.

Znajomi zostali zaproszeni na wesele. Koleżanka jest, czy raczej była przyjaciółką panny młodej. Zaproszenie przekazane w przyzwoitej formie i czasie. Wszystko super, tylko koleżanka miała termin porodu mniej więcej na czas wesela.

Znajomi z dużym wyprzedzeniem poinformowali młodych, że na weselu się nie pojawią. Młodzi powód odmowy doskonale znali, bo w końcu przyjaciółki, ale i tak foch był nie z tej ziemi. Kontakty urwane, a znajoma urodziła dokładnie w sobotę, w którą był ślub.

wesele

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 244 (266)