Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Always_smile

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2014 - 17:04
Ostatnio: 9 kwietnia 2022 - 19:59
  • Historii na głównej: 42 z 42
  • Punktów za historie: 7997
  • Komentarzy: 152
  • Punktów za komentarze: 1613
 

#88938

przez ~91737293 ·
| Do ulubionych
Historia odnośnie PPP nasunęła mi myśl, że może moja też się tu nadaje.

Jestem matką 4 latka.

Dziecko poszło do przedszkola nie w pełni odpieluchiwane, w sensie ogólnie zgłaszało potrzeby, ale przy zabawie nie. Adaptacja przeszła ok, natomiast po zmianie sali zaczął się problem. Podpowiedziano nam, żeby założyć pieluchę mimo, że dziecko pół roku wcześniej chodziło bez. Zaufaliśmy, że to kwestia zmiany otoczenia, że poczuje się pewniej to się zdejmie. Rozmawiałam z wychowawczyniami i psychologiem przedszkolnym.

Dziecko w pieluchach chodziło kolejne 9m, w końcu nie tylko w przedszkolu ale wszędzie. Rozmawiałam z pediatrą, wychowawcami, psychologiem przedszkolnym czy gdzieś mogę iść, coś sprawdzić bo dziecko 3,5 l w pieluchach. Wszystko jest ok. Wyrośnie.

W końcu jakaś matka powiedziała mi o istnieniu PPP. Zapisałam tam dziecko. Psycholog pokierowała nas na badania usg brzucha, gastrologa i diagnozę SI. Fizjologicznie niby wszystko ok. Na diagnozie wyszły zaburzenia SI. Dziecko pół roku czeka na terapię państwowo, chodząc jednocześnie prywatnie. Na pierwszej wizycie w PPP dziecko odblokowało się z jedynką. Nagle zaczęło po prostu chodzić. Z dwójką problem jest nadal, stąd terapia. Pytanie czy diagnoza poprawna skoro na jedynkę wpływ miała psycholog?

W międzyczasie zmieniliśmy przedszkole. W drugim jest lepiej, ale dziecko samo nie zgłasza grubszej potrzeby, pilnują tego dorośli, a ja się zastanawiam czy dopóki pilnują tego dorośli to czy dziecko nagle zacznie pilnować? Kółko się zamyka. Rozmawiałam z psycholog z nowego przedszkola zaproponowano nam spróbować psychoterapię.

Znalezienie psychoterapeuty dla dziecka w pandemii jest szalenie trudne, bo masa dzieci ma problemy, ale znalazłam. Spotkania ze mną, dzieckiem, mężem, globalne podejście. Stwierdziłam że może coś z tego będzie. W tej samej poradni stwierdzono, że dziecko ma nadwrażliwość dźwiękową. Zaproponowano bardzo drogą terapię. Dziecko jest rozwinięte ponad swój wiek. Lekka mowa, pisze i czyta, rozumie polecenia. Wykonuje szybciej niż większość grupy, uwielbia zajęcia muzyczne, taneczne, chętnie i głośno śpiewa, świetny kontakt z dziećmi, uwielbia ruch. To są informacje od wychowawczyni dziecka. Jedynym objawem w domu bywa zasłanianie uszu na mikser czy odkurzacz ale to też zależy od tego jak bardzo chce uczestniczyć w tym co robimy.

I ja teraz nie wiem, czy moje dziecko ma zaburzenia, czy pierwsze przedszkole spowodowało traumę. Zmiana przedszkola była na pewno dobrym pomysłem. Moje dziecko potrzebuje pomocy, czy czasu a może wzięcia odpowiedzialności (z drugiej strony jeśli nie jest w stanie kontrolować samodzielnie to ciągłe porażki wpłyną źle) i czy chęć pomocy dziecku nie jest wykorzystywana do "dojenia nas"? Miesięcznie na ten cel w jednej poradni zostawiamy ponad 1000 zł miesięcznie, nie biorąc pod uwagę tej drogiej terapii, a efektów brak. Czy potrzeba więcej czasu?

Poszłam z dzieckiem do laryngologa i dostaliśmy skierowanie na badanie słuchu plus zamierzam zrobić jeszcze raz diagnozę na nadwrażliwość w punkcie specjalizującym się w badaniu słuchu. Jestem mocno sceptyczna. W temacie, z którym szukałam pomocy zrobiłam też kurs o zaparciach nawykowych i czuje się bezradna i zostawiona sama sobie, jednocześnie nie wierzę, żeby mój przypadek był jakiś nadzwyczajny. Dziecko jest ogarnięte i samodzielne, ale jeden aspekt kuleje i siada na pewność siebie, a ja muszę wiedzieć więcej od specjalistów.

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 98 (128)

#84901

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pod przychodnią, w której pracuję okociła się kotka. Taka "miejscowa", zasiedziana, ma własny domek, kilka razy dziennie przychodzi zajmować się nią starsza pani, tzw. Kocia Ciocia. Kotka miała zostać wysterylizowana, już mieli po nią z odpowiedniej fundacji przyjechać, ale futrzasta zdążyła się postarać. No trudno, odchowa i wtedy sprawę się załatwi.

W międzyczasie po maluchy zaczęli zgłaszać się pracownicy przychodni. Trzy poszły, pozostały dwa, ale Kocia Ciocia z kandydatkami na właścicielki ustaliły, że należy dogadać się i zabrać je tego samego dnia, żeby jeden nie został nagle sam (przyzwyczajony do brykania z rodzeństwem). Termin został ustalony na poniedziałek (wczoraj), w jednym z przyszłych kocich domów musiał skończyć się remont.

Tymczasem w czwartek alarm, maluchy zniknęły. Kocica szaleje, Kocia Ciocia kilkakrotnie zeszła całą okolicę, szukała, gdzie mogła, kociaków nie ma. Piątek - to samo.

W sobotę rano przyszła szukać po raz kolejny plus nakarmić kocicę, nie zdążyła dojść do kociej budki i widziała wszystko z daleka.

Dwóch nastolatków przyniosło maluchy pod kurtkami, z rozmachem rzucili w krzaki i uciekli.

Staruszka przeciw takim draniom nic nie zdziała, a i zajęła się ratowaniem kotów. Zdziczałe, zagłodzone niemal na śmierć, przedtem kochane i wesołe, teraz warczały i biły się o jedzenie, nie wiedziała, jak ma je karmić.

Całość zakończyła się happy endem, kociaki uratowane, choć nie wiadomo, co by było, gdyby Kocia Ciocia np. zdążyła już pójść.

Ci dwaj widziani byli tylko z daleka, sprawa zgłoszona, będzie sprawdzany miejski monitoring.

Zagadka na koniec - teraz, kiedy to piszę - zgadnijcie, kto mruczy na moich kolanach? Najedzony po czubki kosmatych uszu.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (156)

#83150

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W historii https://piekielni.pl/83135 pojawiły się komentarze, że szefową trzeba zgłaszać, gdzie się da za takie zachowanie. Myślę, że nie jest to konieczne, ponieważ ona sama radzi sobie całkiem dobrze w psuciu własnego interesu.

W pobliskim mieście typowo turystycznym w tym roku odnotowano rekordową liczbę turystów, a tymczasem w przybytku owej pani, było dużo mniej turystów niż w poprzednich latach. Pomijając brak reklam, wysokie ceny, mało atrakcyjne muzeum, dużym problemem jest jej sknerstwo.

Wymyśliła sobie, że muzeum trzeba powiększyć. Zrobić dodatkowe piętro, które trzeba wyremontować. Fajnie. Tylko raczej normalny właściciel zamknąłby całe muzeum na czas remontu, ale nie ona. Przecież kasa jej ucieknie. Dobrze, że zaczęła remont chociaż po zakończeniu zeszłego sezonu turystycznego. Ale wracając... Gdy wiercili w starych pałacowych ścianach, goście wchodząc do środka widzieli masę pyłu i kurzu. Jeśli to ich nie odstraszyło to z pewnością odstraszały dźwięki wiertarek i innego sprzętu. Niektórzy decydowali się zostać i nawet obejrzeć film, co oczywiście w takich warunkach było niemożliwe. Mogłabym biegać na górę i prosić o chwilowe zaprzestanie wiercenia, ale wtedy pracownicy nie mogliby niczego zdziałać. Szefowa problemu nie widziała, przecież wystarczy tylko dźwięk uregulować i można puścić film, nie? Była tak skąpa, że nawet nie chciała kupić żadnej osłony, żeby chociaż część kurzu nie przedostawała się do innych pomieszczeń. Rano przychodziłam, czyściłam meble z kurzu, które już po dwóch godzinach znów były całe w pyle.

Apogeum swojej głupoty osiągnęła, gdy pracownicy montowali grzejniki. Mieli zrobić to także w pomieszczeniach, w których były ekspozycje. Również wtedy nie wpadła na pomysł, żeby zamknąć muzeum chociaż na jeden dzień. Pracownicy szybciej by skończyli. Zwiedzający byliby zadowoleni. Ale chyba według niej zwiedzający powinni się cieszyć z oglądania rowków pracowników, ich sprzętu oraz syfu, który zrobili na salach. Jeszcze po rękach powinni ją całować, że mogli takie widoki podziwiać.

A wspomniałam, że na samej górze były jeszcze apartamenty hotelowe? No więc zapewne ktoś, kto zapłacił 600-700 zł za noc w takim miejscu tylko marzy o przebywaniu w zapylonym pokoju, gdzie przez kilka godzin słychać nieustające dźwięki walenia w ścianę oraz wiertarek. Według niej najwyraźniej tak, inaczej chyba nie sprzedawałby pokoi w takim miejscu, nie? Na szczęście po trzech niezadowolonych osobach chociaż w tej kwestii poszła po rozum do głowy.

Nic więc dziwnego, że szybko pojawiły się niepochlebne opinie o tym miejscu. Niby sezon zimowy, turystów niewiele, ale jedna zła opinia wystarczy, by zniechęcić dziesięć innych osób.

Gdy już zauważyła, że brakuje gości, wpadła na kolejny genialny pomysł. Odnowi sale na parterze. Oczywiście również wtedy nie wpadła na to, żeby zamknąć muzeum dla zwiedzających. A niech obserwują wymianę mebli! I może pomysł byłby całkiem fajny, ale pod warunkiem, że zmiana byłaby na lepsze. A tu... zmieniła coś, co było naprawdę ładne. Coś, co ludzie chwalili, zamieniła na coś, co ktoś trafnie nazwał "sklep z antykami". Meble, które przyniosła wyglądały doprawdy tragicznie. Na niektórych stołach można było dostrzec odciski po kubkach, z których rozlała się herbata. W jednym pomieszczeniu, nie mając już chyba żadnego pomysłu, przy ścianie poustawiała ze dwadzieścia krzeseł, każde z innej parafii, i uznała, że jest "zer szyn". Na to miała kasę, a na wymianę okropnie zniszczonego dywanu (żaden zabytek, najtańszy dywan z hipermarketu) pieniędzy już zabrało. Każdy pracownik powiedział jej, że to wygląda tragicznie, ale ona nie jest kobietą, która liczy się ze zdaniem innych.

Nawet dwa tygodnie nie minęły, kiedy pojawiły się kolejne negatywne komentarze. Po prostu kobita strzeliła sobie w kolano. I chyba zupełnie zapomniała, że na jest mnóstwo turystycznych książek (nawet sprzedawane w jej sklepach), w których są zdjęcia starych wnętrz, więc nie brakowało i dalej nie brakuje rozczarowanych turystów. Gdy pokazano szefowej, jak ją obsmarowano na FB, to spytała tylko, czy można to usunąć. Także problemu nie widzi dalej.

W sumie to ona jest piekielna sama dla siebie, w końcu sama pcha to wszystko do upadku. Może po zakończeniu remontu, będzie to jakoś wyglądało, ale zapewne wtedy wymyśli tak dużą cenę za bilety, że i tak nikt tam nie wejdzie. Obecnie za piętnaście minut zwiedzania (samemu!) trzeba zapłacić tyle, co w innych miejscach za godzinne zwiedzanie z przewodnikiem.

Kolejną głupotą jest to, że kobita nastawia się głównie na Niemców. A bądźmy szczerzy, tych coraz mniej odwiedza te strony. Wśród komentarzy gości (zwłaszcza hotelowych) nie brak opinii, że niemieccy goście są traktowanie lepiej. W TV jest pięć kanałów, z czego tylko jeden polski, reszta niemieckie. Z gazetami dostarczanymi do pokojów jest podobnie.

Tylko czekać, aż wszystko pi*rdyknie. Może wtedy kupi to ktoś bardziej inteligentny i mniej skąpy? Szkoda tylko tych gości, którzy zapłacili za zwiedzanie lub przebywanie w hotelu w takich warunkach.

pałac

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 106 (118)

#81905

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czekam ostatnio na znajomą. Stoję przy przejściu podziemnym, parę metrów ode mnie siedzi jakaś babka i sprzedaje tulipany, rozłożyła je płasko na ziemi. Przychodzi jakaś para z pieskiem, był wielkości mniej więcej buldoga francuskiego.

Para stanęła parę metrów od babki i o czymś rozmawia, psiak grzecznie usiadł obok nich.

Nagle babka zaczęła wołać psa. Na początku on nic. Potem woła coraz nachalniej, a w końcu wyciąga rękę udając, że coś w niej ma dla psiaka.

Pies się w końcu poddał i podszedł do niej, był na rozciąganej smyczy, niezablokowanej, gdy zobaczył, że nic tak naprawdę dla niego nie ma, nasikał jej na jeden z bukietów.

Babka zaczęła się wydzierać, wtedy właściciele zauważyli odejście psa. Krzyczała, że mają oddać jej pieniądze, że w ogóle nie pilnują psa, tyle szkód jej narobił itd.

Para trochę zmieszana, najwyraźniej nigdy wcześniej mu się nie zdarzyło takie coś. Chcieli jej oddać za bukiet (ceniła sobie 15zł za, na oko jakieś 6-7 tulipanów).

Ale oczywiście musiałam się wtrącić. Powiedziałam, że to raczej jej wina, po co wołała na siłę do siebie obcego psa.

Odgrażała się policją, ale zaczęła zbliżać się straż miejska i baba szybko się zmyła. Nie wiem, czy można tam handlować kwiatami, czy miała inny powód, ważne, że skończyła swój cyrk.

Oceńcie sami, kto był piekielny, ale według mnie tylko ta baba.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 191 (215)

#80436

przez ~MrMu ·
| Do ulubionych
Na fali historii kolejkowych, przypomniały mi się 2 sytuacje w których brałem udział, i być może byłem trochę piekielny, ale uważam, że miałem ku temu powody.

Historia 1.
Wydział komunikacji, kolejka kilkuosobowa do pokoju nr 4. Stoję już przed drzwiami, teraz moja kolej, kiedy przychodzi kobieta, ok. 30-tki, dobrze ubrana, zadbana. Pyta czy wszyscy do "czwórki". Podchodzi do mnie "Pan teraz wchodzi, tak? A mogę wejść przed Panem? Ja tylko na 5 sekund, jeden świstek zostawić."

No cóż, trzeba być człowiekiem, zgodziłem się, w końcu 5 sekund mnie nie zbawi. Pani weszła, minęło te wspomniane 5 sekund, 10 sekund, minuta, dwie... "Osz Ty flądro!" pomyślałem.

Za chwilę przychodzi inna Pani, również widać, że na poziomie, żadna patologia, czy "Grażyna". I ten sam temat "Wszyscy do czwórki? Pan teraz wchodzi? A nie przepuściłby mnie Pan bo ja tylko..." tu urwała widząc jak przecząco kręcę głową.
- No wie Pan, ale Pan jest...
- No jaki?
- Nieuczynny...
- Proszę Pani byłem uczynny (tu sprawdziłem godzinę na telefonie) jakieś 4 minuty temu. Wtedy przepuściłem panią "ja tylko na 5 sekund" (tu naśladowałem jej głos i gestykulację), która nadal tam siedzi.
- Ale ja na prawdę tylko na chwilkę o coś spytać...
- Niestety, tamta pani też mi 2 razy powtarzała, że ona tylko na 5 sekund. Teraz na jej nieuczciwości straci i pani, bo może i pani nie kłamie, ale ja niestety nie mam czasu, żeby się o tym przekonywać, ponieważ wyrwałem się na chwilę z pracy.

Kobieta zapytała faceta za mną, czy w takim razie on jej nie przepuści, lecz i on odmówił to samo kolejne osoby za nim. Kobieta na głos narzekała, że ludzie teraz tacy nieuczynni, lecz ktoś z kolejki zgasił ją chłodnym "Jak wyjdzie stamtąd taka brunetka w czerwonej sukience, to jej Pani poopowiada o tym, i przy okazji podziękuje". Kobieta już ucichła.

kiedy nasza "spryciula" wychodziła z pokoju, powiedziałem do niej ze złością w głosie "Ja tylko na 5 sekund?!", lecz nawet nie podniosła wzroku i szybko się stamtąd ulotniła starając się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego z ludźmi z kolejki.

Historia 2.
Kolejka w przychodni do ortopedy. Pacjenci zapisani co 5 minut. jest ok. 20 minutowe opóźnienie (jak na naszą służbę zdrowia na prawdę skromny wyczyn ;) ). Jest godzina 17:00, weszła kobieta, która zapisana była na 16:40. Czekam na korytarzu z mamą, która była zapisana na 16:50, czyli przed nami jeszcze jedna pacjentka. Nagle wpada na korytarz kobieta, pyta kto jest na 17:05. Zgłosił się jakiś pan, i przy okazji poinformował, że jest ok 20 minut opóźnienia i dopiero weszła osoba z 16:50. Ledwo skończył mówić, wyszła ta osoba, i weszła z 16:55, czyli teraz kolej mojej mamy.

Nowo przybyła kobieta wygłasza na głos, że ją nic nie obchodzi, ona wchodzi o 17:10, tak jak ma zapisane ( tu rzuca wymowne spojrzenie mojej mamie) po czym opowiada przypadkowej kobiecie, że ma męża po udarze, musiała zawołać pielęgniarkę, a pielęgniarka bierze 40 złotych za godzinę, po czym, znowu powtórzyła wszem i wobec, że ją nic nie obchodzi, i że teraz ona wchodzi, po czym podeszła do drzwi. tego dnia akurat jakoś podminowany byłem, więc dłuższej zaczepki nie potrzebowałem. Stanąłem między nią a drzwiami i mówię:
- No to najpierw będzie Pani musiała się ze mną uporać, a biorąc pod uwagę nasze gabaryty, nie ma Pani zbytnio szans.
Nie pamiętam jak dokładnie potoczyła się w tej chwili rozmowa, wiem tylko, że dowiedziała się, że to moja mama siedzi z kulą obok. i wyskoczyła do niej z tekstem "To tak pani syna wychowała?!" Na co odparłem

- Tak proszę Pani, tak mnie mama nauczyła, że chamstwo należy tępić! Bo wpadła tu Pani jak do obory, i drze się, że nic Panią nie obchodzi, i Pani teraz wchodzi. Otóż nie, nie wchodzi Pani! Teraz wchodzi moja mama, a jak pozostałe osoby Panią przepuszczą, to w najlepszym wypadku wejdzie Pani po nas. Takie sprawy jednak załatwia się inaczej- należy kulturalnie spytać "Czy przepuszczą mnie państwo, bo zostawiłam chorego męża, pielęgniarka dużo kosztuje." Wtedy najprawdopodobniej byśmy Panią przepuścili, ale jak Pani wpada jak do chlewu i myśli, że chamstwem załatwi sprawę, to się Pani grubo myli!"

Akurat wychodził poprzedni pacjent, a razem z nim lekarz, który usłyszał zamieszanie, i postanowił sprawdzić co się dzieje. Po opisaniu sprawy powiedział Pani "teraz ja wchodzę i nic mnie nie obchodzi", która z resztą i z nim próbowała się wykłócać, że ma grzecznie siedzieć i czekać na swoją kolej, ponieważ ze względu na jej zachowanie, to teraz nawet jak ludzie ją przepuszczą, to on jej wcześniej nie przyjmie.

Pomogłem mamie wejść do gabinetu i zostałem wewnątrz, przy drzwiach, słysząc jak kobieta głosi o "niewychowanych gówniarzach", lecz po chwili jakiś facet powiedział krotko co o niej sądzi, ktoś jeszcze go poparł, i kobieta umilkła. Jak wychodziliśmy to siedziała purpurowa na twarzy i patrzyła na mnie z nienawiścią.

przychodnia urząd

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 157 (175)
zarchiwizowany

#79111

przez ~Misiek121 ·
| było | Do ulubionych
Historia przezabawna. Śmialiśmy się wracając całą drogę do domu. Czego dotyczy ? Ponadczasowej, nieprzebranej a już napewno nieograniczonej pomysłowości biznesowej narodowości romskiej. A było to tak..

Szczecin.. Piękna pogoda.. Ostatni egzamin.. Wakacje.. Słowem sielanka. Chcąc zapomnieć o egzaminacyjnej batalii poszliśmy z kumplem do pobliskiego centrum handlowego coś zjeść. Po dobrym posiłku wychodzimy głównymi drzwiami z centrum handlowego wciąż o czymś rozmawiając. Wtenczas podchodzi do mnie romka (tak, ciemna karnacja, tania spódnica i ''polska język trudna'' i wyciąga do mnie rękę z 2 obrazkami - z wizerunkiem Papieża i Maryi. Ja odruchowo myślałem, że to jakieś ulotki to niepatrząc nawet chwyciłem za nie i idę dalej a ta do mnie doskakuje i mówi (R - romka, M - Ja)

R: Proszę pana bo my tu zbieramy na biedne dzieci za obrazki
Ja trochę skołowany przypominam sobie, że mam tylko kartkę w portfelu tak więc grzecznie odpowiadam
M: Przepraszam, ale mam tylko kartę i nie mam jak dać.
I w tym momencie romka wyrywa mi obie karteczki z ręki i odwraca się napięcie z tekstem :
R : A to sp*******j.

Tak więc podkreślam raz jeszcze, nikt cię tak w jajo nie zrobi jak przedsiębiorczy rom :)

Szczecin

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 11 (97)

1