Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Balzakowa

Zamieszcza historie od: 14 maja 2012 - 7:15
Ostatnio: 25 października 2023 - 10:03
  • Historii na głównej: 11 z 27
  • Punktów za historie: 5682
  • Komentarzy: 196
  • Punktów za komentarze: 739
 

#90584

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem czy nie uniknęłam naciągaczy.
Może jestem przewrażliwiona a operator piekielny, oceńcie sami.

Wreszcie, po wielu latach starań zaistniała możliwość podłączenia się do światłowodu. Przy okazji więc firma która robi nam ogrodzenie, podciągnęła nam światłowód pod budynek. Jak najbardziej legalnie itd.
I po tygodniu się zaczęło. Telefony z Orange, z T-Mobile itd. Zakładają już, natychmiast. Tylko, ze ja się chcę w wolnej chwili zastanowić. Właściwie to już ich numery kojarzę.

No a dziś nowy numer.
Dzień dobry z tej strony Patrycja Bzzztt..ska, z sieci Orange.
Orange Polska. Dokonała Pani wymiany na światłowód i informuję, że jest możliwość realizacji obecnej umowy na tym łączu.
No ok, choć jako żywo to nie Orange u mnie kopała, posłuchajmy.
Cena ujdzie, gorzej że to nie będzie kontynuacja umowy, tylko nowa. Przełknę. Pani umawia montera na środę, ok.

I wtedy pada:
to poproszę Pani pesel i numer dowodu osobistego.

Że co???

Przepraszam mówię, przecież jeśli Pani dzwoni z Orange, to macie wszystkie moje dane. No tak, mamy NIP, adres, ale potrzebuję peselu i numeru dowodu.

Wiecie co. Odmówiłam.

Skąd mam wiedzieć, że Pani Patrycja Bzzztt..ska, jest z Orange i ma debilne przepisy. Równie dobrze może być klonem wnuczka.
Dane mojej firemki są ogólnodostępne, o tym że światłowód do mnie kładli, też bez większych problemów można było ustalić. A z peselem i numerem dowodu, to mogą np. wziąć kredyt na moje nazwisko i mnie udupić.

Wolę podjechać i uzgodnić wszystko w salonie.

Choć korci mnie dać sobie z tą firmą spokój.

orange

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (149)

#81938

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poszło jako komentarz pod 81932 o mieszkaniu wspólnie z siostrą, ale właściwie jest to samodzielna opowieść, więc dam i tu.
Odnośnie mieszkania razem, powiem że im więcej rzeczy wspólnych, tym więcej problemów, bo każdy chce po swojemu.
15 lat mieszkaliśmy z mężem w domu rodziców. Generalnie, jakoś nie mogli przyjąć do wiadomości, że jesteśmy odrębnie i oboje dorośli.

Jak korzystałam z lodówki rodziców, nagminnie tata zapominał się i wyżerał obiad z naszej półki. Wracamy z roboty a tu null, gotuj obiad o pustym żołądku. Kupiliśmy własną, urządziliśmy kuchnię na piętrze - foch mamy, że nie wspólnie i wyżalanie do koleżanek. Wcześniej ciągle znosiłam jej uwagi co do mojej kuchni.
Telefon - zakaz tatuli na podłączenie drugiego aparatu na piętrze. Bo tak (gniazdko było). Wówczas prowadziłam działalność gospodarczą. Jak byłam w zaawansowanej ciąży, jednak aparat podłączyliśmy, bo schody na piętro koszmarne. Efekt - awantura i zabranie kupionego aparatu. Za każdym telefonem bieg na dół, schodów nie widać zza brzucha. Bieg dlatego, bo inaczej tatulo odbierał. I np. o 9 rano informował że nie podejdę, bo śpię (wstawałam wtedy o 5-6 rano).

Rachunki płaciliśmy po połowie - za gaz, energię, opał. W związku z działalnością, na górze były 2 komputery - wieczne narzekanie, że do nas dokładają za energię. Mój argument, że piętro ma 17m2 mniej, więc wyrównuje się w ogrzewaniu, nie trafiał. Po naszym wyprowadzeniu musieli płacić za całe ogrzewanie i całą energię i coś się miny zrobiły nietęgie.

Pawie codzienne awantury związane z wychowaniem naszych dzieci - a właściwie ich rozpuszczaniem przez dziadków z komentarzem, że mama/tata źli i niemądrzy.
I tak dalej...

W efekcie przez pół roku po wyprowadzeniu ani my ani dzieci nie odczuwaliśmy potrzeby odwiedzenia. Mama zdążyła oblecieć wszystkich znajomych i każdemu się wyżalić, jacy jesteśmy wredni. Ja tylko z uśmiechem mówiłam, że musieliśmy trochę od siebie odpocząć.
Relacje mojego męża z nimi dalej nie najlepsze.
Rodzice opieki już wymagają, a tylko my blisko. Ech...

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (169)
zarchiwizowany

#80167

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Takie tam:

Wynagrodzenie biegłych sądowych określa się w oparciu o stawkę bazową. Kiedyś było nią przeciętne wynagrodzenie urzędnika państwowego.
Dziś jest nią kwota 1 789,42 zł, z czego odlicza się podatek dochodowy.
Obecnie biegły nie jest traktowany jako pracownik sądu, więc jak ktoś zbluzga czy pobije, to nasza sprawa.
ZUS i ubezpieczenia zawodowe opłacamy sami.

Minimalne wynagrodzenie brutto wynosi 2 000 zł.

Podobno jakość usług biegłych sądowych jest coraz gorsza. Zmiany w przepisach, "dyscyplinujące" biegłych nie przynoszą spodziewanych efektów. Po raz kolejny tęgie głowy debatują nad rozwiązaniem tej dramatycznej sytuacji. Ma powstać system oceny biegłych przez sędziów. Świetnie, pewnie najlepsi dostaną więcej?
No, nie.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 15 (87)

#78778

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam na osiedlu powstałym w ciągu ostatnich kilkunastu lat, na dawnym przedmieściu. Między domami jest kilka wolnych działek. I właśnie na takim nieużytku, koło mnie, rozgościła się sarna. Teren między domami, w 3/4 ogrodzony, ale jakimś cudem tam się znalazła.
Szkoda zwierzęcia, bo nie tu jego miejsce, działka mała, po sąsiedzku ludzie, psy, ruchliwa ulica.

Napisałam na FB do miejscowego przytuliska, z prośbą, żeby oni to zgłosili, bo ja nie wiem do kogo.
Odpisali uprzejmie, żeby zgłosić to do straży miejskiej.
Wiadomość przeczytałam późnym wieczorem.

Niestety wcześniej "problem się rozwiązał". Dwóch sąsiadów nabrało chęci na dziczyznę i urządziło "polowanie". Petardami hukowymi zagonili sarnę w kąt i zarąbali siekierami.
Wszyscy wiedzą, ale cicho sza. Sarny nie ma, sąsiedzi zostali.

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 176 (206)
zarchiwizowany

#78065

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od czasu do czasu przewija się na piekielnych wątek wrednych firm które usiłują ściągnąć przedawnione długi.

Pozwolę sobie zacytować z Wikipedii
"Przedawnienie roszczeń jest obecnie zarzutem, więc nie jest uwzględniane z urzędu, lecz jedynie „na zarzut”, czyli na podstawie stanowczego oświadczenia dłużnika, że pragnie on z tego uprawnienia skorzystać"

Tak więc firmy mogą spokojnie sprzedawać przedawnione długi, bo nie było składane oświadczenie. Jest to wprawdzie czasami piekielne, lecz jak najbardziej zgodne z prawem.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (50)

#73457

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W nawiązaniu do do historii Kostromy #73339
Mam dalszych sąsiadów, zamożnych, on weterynarz z własną przychodnią, ona prawnik. W rozmowie ludzie kulturalni, uprzejmi.

A jak się z nimi mieszka przez płot?
W ramach równania terenu podebrali blisko pół metra ziemi pod ogrodzeniem postawionym przez sąsiada. Na szczęście słupki są na prawie metrowych fundamentach, to stoi. Ziemia wiadomo, osypała się. Zrobiła się duża dziura. No to pozastawiali blachą, gruzem. Wygląda to "cudnie", ale tylko od strony sąsiada, bo od ich strony jest żywopłot.
Właśnie, żywopłot. Ze świerków, jakieś 1,5 m od ogrodzenia. Jak sadzili, sąsiadka zwróciła im uwagę, że to przecież wysokie drzewa i że będą zacieniać jej działkę. Powiedzieli, że ma się nie martwić, bo to będzie żywopłot strzyżony. Zapomnieli tylko dodać, że ciąć będą dopiero jak osiągnie 3 m, żeby zagęścić. Obecnie żywopłot ma 4,5 m.

Inny sąsiad ma niewielka działkę. Zaproponowali, że wybudują sami ogrodzenie od niego. Super, no nie? Postawili płot z elementów betonowych. Taki najprostszy. Na wprost okien i widoku z tarasu. Jak wiatr zawiał, to klekotał. Głośno, w nocy budził.

Jako weterynarz ma często zwierzęta na obserwacji/kwarantannie. Na zapleczu lecznicy ma pod gołym niebem klatkę i w niej trzyma psy. Kiedyś trzymał amstafa w zimie przy paru stopniach mrozu. Jak go zasypało śniegiem, to potem przykrył klatkę folią. Psy oczywiście wyją. Klatka stoi jakieś 7 m od okna sypialni domu na sąsiedniej działce.

Jedna z działek sąsiedzkich to część dawnego gospodarstwa. Obecnie nieużytek, właściciel nie może sprzedać, bo obecnie nie ma do niej dojazdu. Na tej działce lądują wszystkie śmieci z ogrodu piekielnych, skoszona trawa, niechciane roślinki i krzewy. Gruz z dwóch remontów też wylądował na tej działce - zakopany, żeby właściciel się nie zorientował. Żeby broń Boże chwasty z tego nieużytku nie weszły na ich wychuchany ogród, 1 m tego nieużytku wzdłuż ich płotu jest cały czas opryskiwany przez nich Rundapem.

Ostatnio postawili kompostownik. Przy samej granicy działki i 6 m od tarasu i okna sypialni innego sąsiada. W letnie upały aromat nie pozwala posiedzieć na tarasie, a i spać trzeba przy zamkniętych oknach.

Wyjątek?
Moja kuzynka ma po sąsiedzku panią magister, która na zewnątrz domu trzyma niewielkie schodki. Wynosząc śmieci bierze schodki, przystawia do płotu i wysypuje je na sąsiednią działkę (nieużytkowaną). Jej działka jest oczywiście "wylizana".

Mogłabym powiedzieć "człowiek ze wsi wyjdzie, wieś z człowieka już nie", gdybym nie znała całej masy ludzi ze wsi, którzy potrafią myśleć nieco dalej niż własny płot.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 255 (281)
zarchiwizowany

#71718

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem osoba z wrodzonym zespołem niespokojnych rąk, muszę coś rysować, dłubać, ostatecznie w ogródku robić.

Mąż do takich fanaberii ma zdrowochłopskie podejście, jak ogród to warzywa, jak robota to ma grubą kasę dawać. Tak że każde moje hobby bardzo ostro tępił, były awantury że wredna matka jestem, bo w kwiatkach siedzę, itp. itd.
Od paru lat w ramach odskoczni od uroków mojej pracy, dłubię sobie kwiatki z koralików. Tych najdrobnieszych 1,1mm. I twardo mężowi powiedziała, że coś muszę mieć bo inaczej moja robota do wariatkowa mnie doprowadzi.
Mąż jak się zorientował, że mi z głowy nie wybije, to zachowuje urażone milczenie. Na moje próby zagajenia tematu odpowiada że to go delikatnie mówiąc * obchodzi.
No i wczoraj tak siedzimy sobie w milczeniu, mężul patrzy jak testuje nowy projekt, popija piwko i nagle o dziwo pyta co robię.
Ja zdumiona, że cokolwiek się zainteresował moją dłubaniną, objaśniam co i jak.
Na to małż absolutnie poważnie: "swetry byś zaczęła na drutach robić, przynajmniej kasa by była".
Hmm, swetry robiłam na samym początku naszego małżeństwa. Też było źle.

Ach, no tak. Wspomniałam, że mąż jest zapalonym tenisistą?
Przeciętnie godzinę, dwie dziennie nadaje na ten temat, a ja, no cóż, słucham.

Tak że ten tego, wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet :)

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (27)

#70598

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z cyklu wtargnięcie do mieszkania.
Level hard.

Kuzyn na jakiejś wystawie fotografii poznał pana, który z zamiłowania był krzewicielem kultury i regionalistą (jak sam o sobie mówił). Porozmawiali sobie, przy okazji wyszło, że mieszkają gdzieś kilometr od siebie.

Minęło parę dni. Kuzyn po pracy w domu.
Natarczywy dzwonek. Kuzyn otwiera, wparowuje krzewiciel kultury, na dzień dobry kuzyna, odpowiada chrząknięciem i udaje się wprost do toalety, gdzie sądząc po odgłosach załatwia grubszą sprawę.
Po odpowiedniej chwili wyłania się z tego przybytku i bez słowa wychodzi z mieszkania.

Kuzyn tak osłupiał, że ocknął się dobrą chwilę po jego wyjściu.

P.S. W odpowiedzi na komentarze - kuzyn po wtargnięciu doszedł do wniosku, że faceta tak przypiliło, że normy obyczajowe poszły na bok. Poszedł więc do kuchni i nastawił wodę, sądząc że Polaków rozmowy nastąpią po tym oryginalnym wstępie. W żonę lota zamieniło go dopiero to, że poza tym wstępem nic nie było.

W moim miasteczku mieszkania w blokach z lat 60/70 są w kilku powtarzalnych wariantach względem układu pomieszczeń. Poza tym drzwi od łazienki (omyłkowo napisałam wc) były wówczas robione z serią okrągłych dziur u dołu.
Sytuacja prawdziwa sprzed 40 lat.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 180 (240)
zarchiwizowany

#70618

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja z wczoraj.

Składnica geodezyjna w pewnym uroczym mieście powiatowym.

Petentka (P)
Urzędniczka (U)

Zasłyszany dialog:
P - czy za te mapy to mogę przelewem zapłacić?
U - oczywiście, ale wtedy mogę wydać dopiero jak pieniądze wpłyną na konto. To ja to Pani wyślę.
P -Ja to muszę dziś mieć. A kartą można zapłacić?
U - Płaci się w kasie. (Chwilę się zastanawia) Nie one nie mają terminala na karty
P - (Zdesperowana) A bankomat jakiś w ogóle w tym mieście macie?
U - Mamy.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (26)
zarchiwizowany

#69226

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio pojawiły się wpisy o piekielnych mszach pogrzebowych.
Dorzucę i ja perełkę a właściwie dwie.

Ad.1
Zmarła sąsiadka, osoba wiekowa, bardzo pobożna, codziennie chodząca na mszę. Równocześnie powszechnie znana z tego że muchy nie skrzywdzi, a często i znajomym pomoże.
O czym było kazanie? "Wszyscy jesteśmy grzeszni i będziemy osądzeni"

Ad.2
Zmarł sąsiad, dość młody. Za kawalerki imprezki, dziewczynki, przemyt, drobne kradzieże. Ożenił się bo celowo pannie dziecko zrobił, czym się chwalił - "nie chcieli mnie c*le za zięcia, to teraz muszą". Na nauki przedmałżeńskie nie chodził, bo mu się nie chciało, księdzu powiedział, że kościelnego brać nie musi, narzeczona jakoś uprosiła.
Małżeństwo zmieniło niezbyt wiele. Charakter się nie zmienił, do kościoła nie chodził. Po pijaku się przemroził, wdała się choroba.
O czym było kazanie? "Jakim dobrym mężem, ojcem, chrześcijaninem i człowiekiem był zmarły"

Zdaje się, że na treść kazania miała wpływ kasa jaką rodziny dały :)

ksieza

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 60 (212)