Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

BangFish

Zamieszcza historie od: 19 marca 2015 - 17:32
Ostatnio: 29 maja 2016 - 10:50
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 1757
  • Komentarzy: 0
  • Punktów za komentarze: 0
 

#69747

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedy chodziłem do podstawówki, państwo sobie wymyśliło utworzenie gimnazjum.

Wraz ze zmianą tego systemu, w szkole do której uczęszczałem zmieniło się niemal wszystko. Od woźnego po dyrektora, zostały jedynie kucharki i pani pedagog i to własnie one będą głównymi bohaterkami.

Kiedy jeszcze funkcjonowała 8 klasowa podstawówka, w tej szkole PRL można było wyczuć na każdym kroku. Tak samo na stołówce, gdzie obiady ograniczały się do ziemniaków z kefirem, makaronu z serem, bigosu z samej kapusty, coś co przypominało pierogi, gotowane parówki itd. Raz na parę miesięcy rzucili jakiegoś kotleta mielonego czy jakieś inne mięso nieznanego pochodzenia,a do tego przesłodzony kompot czy herbata z wiadra, ale i tak nikt nie narzekał:)

W końcu przyszedł czas na gimnazjum, a ja miałem ten zaszczyt być pierwszym rocznikiem w nowym systemie. Tak jak pisałem, szkoła przeszła ogromne zmiany. W ciągu 2 miesięcy wyremontowali cały budynek, nauczyciele jakby milsi i ogólnie wszystko szło w dobrym kierunku.

Ja ponownie zapisałem się na stołówkę, jako że moi rodzice nie mieli czasu gotować obiadów. Cena wzrosła o jakieś 30 złotych miesięcznie, ale szkoła zapewniała że jakość posiłków również ulegnie poprawie. I tak też się stało. Mięso pojawiało się przynajmniej raz w tygodniu, dziennie był jakiś owoc, uczniowie w końcu mogli sami decydować czy chcą cukier do herbaty, posiłki były zróżnicowane i o wiele smaczniejsze, do czasu..

Minęły jakieś 2 miesiące tej sielanki, a na stołówce coraz częściej zaczęły się pojawiać znów obiady sprzed wielkich zmian. Uczniowie jakoś zbytnio się tym nie przejmowali, w końcu każdy z nas jakoś podświadomie wiedział, że to wróci. Tym bardziej że nad stołówką czuwała pedagog, która zawsze kontrolowała ludzi z listy i widziała co jemy, a że nie robiła z tego nic to uznaliśmy że tak ma być. No ale w końcu ktoś poszedł do dyrekcji zapytać się tę całą sytuacje, w koncu 30 zł drożej, a obiady gorsze. A tam zdziwienie, bo to sam dyrektor podpisuje odbiór składników i że taka sytuacja nie ma miejsca. Poszedł, skontrolował i z kucharkami i pedagog się pożegnał.

Od naszej wychowawczyni dowiedzieliśmy się, że kucharki z pedagog wpadły na świetny pomysł. Razem z dyrektorem odbierały składniki, ustalały menu i tyle, ale przecież kto to widział w szkole takie dobre obiady robić, skoro mięso i inne składniki takie drogie, a uczniowie zjedzą co się im da. Więc sprytne kucharki z pedagog po prostu te lepsze składniki brały do siebie, a nam robiły obiady rodem z PRL. Oczywiście nauczyciele też jedli, ale nasza stołówka wyglądała tak: Stołówka dla nauczycieli-Łącznik-Kuchnia-Stołówka dla uczniów, więc dla nauczycieli szły obiadki z menu, a dla hołoty(uczniów) byle co. I tak sobie przez jakieś 3 tygodnie nakradły jedzenia, na szczęście kosztem zatrudnienia.

A sporo tego było bo na stołówkę uczęszczało jakieś 200 osób. Szkoda że czasy były takie, że nikomu się nie chciało po sądach latać, bo pewnie jakiś wyrok by zapadł.

gastronomia szkoła

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 439 (477)

#67162

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o tym jak interweniuje nasza policja.

Kilka dni temu, po północy niedaleko mojego bloku stała spora grupa młodzieży, którzy na początku byli w miarę spokojni, ale wraz z kolejnymi wypitymi butelkami piwa ich zachowanie się pogarszało. Byli coraz głośniejsi, wywiązała się między nimi kłótnia, która przerodziła się w bójkę, zaczęły latać butelki i spokojna popijawa zmieniła się w patologiczne chlanie.

Jako że niedaleko stoi zawsze mój samochód, a raczej nikt by nie chciał żeby jego auto oberwało z butelki, zdecydowałem się zadzwonić na policję. Poinformowałem o sytuacji i ilości około 15 osób, pani w słuchawce powiedziała, że wysyła patrol.

Po powiadomieniu służb wyszedłem na balkon i obserwuję swój samochód, a jednocześnie całą akcje. Ważne dla historii jest to gdzie stała ta patologia jak i dojazd do niej.

Żeby dojechać na miejsce, policja musi jechać drogą jednokierunkową z północy i skręcić w lewo, na prawo jest dalej jednokierunkowa do centrum, a na prosto parking przy sklepie. Na tym skrzyżowaniu jest wysepka ~2x2m z krzakiem ;) W miejscu w którym działa się cała akcja kończy się miasto i zaczyna las, czyli nie ma możliwości dojechać tam z innej strony. Policja chcąc nie chcąc musi skręcić w lewo żeby dostać się na miejsce interwencji. Wybaczcie lekki chaos ale nie potrafię tego lepiej zobrazować.

I teraz wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy widzę z balkonu nadjeżdżający radiowóz, który skręca w lewo, w połowie zakrętu się zatrzymuje na kilka sekund, bo dopiero w połowie można zobaczyć miejsce gdzie stali ci ludzie. Po chwili radiowóz jak gdyby nigdy nic zaczyna skręcać w prawo przejeżdżając po wysepce i krzaku, odjeżdża w stronę centrum. I tyle ich widziałem. Po 30 minutach zadzwoniłem ponownie na policje, to pani w słuchawce mi powiedziała, że patrol stwierdził, że interwencja nie była konieczna, bo na miejscu zdarzenia nikogo nie było.

Powiedziałem jej, że odkąd przyszli tak stoją, powiedziała że wyśle patrol ponownie, przez kolejne 30-40 minut nikt nie przyjechał.

Ja wziąłem psa, poszedłem i przestawiłem samochód trochę dalej, na szczęście obyło się bez przykrych incydentów, ale chyba nie tak powinna pracować policja, a patologia darła się jeszcze przez parę godzin.

policja

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 507 (549)

1