Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Betelgeuse

Zamieszcza historie od: 17 lutego 2016 - 20:48
Ostatnio: 11 sierpnia 2018 - 11:41
  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 922
  • Komentarzy: 33
  • Punktów za komentarze: 131
 

#81391

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam i pracuję na Wyspach.

Firma, w której pracuję zajmuje się projektowaniem urządzeń do fabryk samochodowych, procesu produkcji itd. Pracuję tam już około 7 lat, nie mogę narzekać. Kilka osób przyszło, kilka odeszło. Historia będzie o piekielnym pracowniku, z ostatniego naboru.

To gówniarz. Ma 22 lata, zaraz po szkole. Przyszedł, posłuchał rad starszych, zadawał pytania, w sumie geniuszem nie jest, ale sobie radził. Popracował 6 miesięcy, dostał stały kontrakt. Ochota do roboty trochę mu przeszła, zaczęło się 25-minutowe siedzenie w kiblu kilka razy dziennie, nic to, nie tylko on to robi, da się wytrzymać.

Pewnego razu wybrał się chłop na wakacje na Karaiby. Żeby nie przepłacać, pojechał na Dominikanę, tanio podobno i też fajnie. Może i tak jest, ale kiedy wrócił, okazało się, że stracił 15 kilo przez rzyganie i sranie, bo złapał jakiegoś bakcyla i trzymało go przez 3 tygodnie. Facet normalnie ważył 75 kilo i przy prawie 2m wzrostu przypominał bardziej stracha na wróble, wyobraźcie sobie jak wyglądał gdy ważył 60 kilo.

Poszedł do lekarza, sprawdzili mu flaki, wyszło że zapalenie ma jakieś. Wszyscy współczuliśmy, bo nie jesteśmy psycholami. Poszedł do szefowej, ona ludzka kobitka, pozwoliła mu jeść przy pracy coby trochę ciała odzyskać, on ścisła dieta, kurczak, ryż, KMINEK (słoik na tydzień, jak to pachnie to wiecie). I się zaczęło.

W ciągu miesiąca odzyskał trochę wagi, po dwóch miesiącach wyglądał prawie normalnie, po trzech zupełnie normalnie. Zaczęły się Happy Meale z Maca, naprzemiennie z ze zdrowym ryżykiem i kurczaczkiem, 3 razy dziennie. Wiecie jak bardzo rozprasza osoba jedząca jedzenie z mikrofali w cichym, niewielkim biurze? BARDZO. Zawłaszcza mnie. 3 razy dziennie, cały rytuał. Wstaje. Idzie do lodówki. Wyciąga kurczaczka, deseczkę, kroi kurczaczka, bo przecież nie będzie się wysilał i gryzł, dodaje do ryżyku, ciap, ciap, miesza dokładnie, bardzo, bardzo dokładnie. I do mikrofali. Na minutę, potem wstaje i idzie zamieszać. Kolejna minuta. Potem niesie to do biurka, dodaje kminku (zapach skarpetek po wuefie - tak to dla mnie pachnie), ciap, ciap trzeba pomieszać.

I je. Powolutku, widelec, nożyk, niby pracuje (telekinetyczne oczywiście, bo obie rączki zajęte), troszkę na telefon spoziera i je. Oczywiście niemiłosiernie zgrzytając tymi sztućcami o talerz (NIENAWIDZĘ tego dźwięku). I je z otwartą gębą. Mam ochotę go zabić. 3 razy dziennie. A już totalne walenie w ch*ja to to, że gość robi sobie przerwy o 12:30 na jedzonko (o 13:00 mamy 30 min przerwy), o 13:25 wstaje i przygotowuje sobie kolejne jedzonko i je do 14:00-14:10, a potem o 16:25 kiedy o 17 kończymy robotę. Każdy posiłek trzeba popić, najlepiej wodą. Z butelki. Plastikowej. Pomiętej. I zamiast przechylić ją i poczekać aż woda wleci do gęby to on SSIE. A butelka strzela.

Mówiłem mu 5 razy żeby tego nie robił, dzisiaj kiedy znowu zaczął pić, po moim komentarzu obruszył się, że przecież on nic nie poradzi bo tak jest jak się wysysa wodę z plastikowej butelki. Bez słowa poszedłem do szafki i wyciągnąłem szklankę i walnąłem ją przed nim na blat. Chyba zrozumiał że są inne sposoby picia. Tzn. lobie tak myśleć. Bo pewnie zrobi to znowu jutro.

A my mamy zapie*dol i nadgodziny, bo gówniarz odkrył pomysł na to jak się nie narobić.

biuro

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 176 (244)

#77118

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam na Wyspach.

Przyjechaliśmy do Londynu w 2007 roku, wynajmowaliśmy pokój od walniętej polki, córki imigrantów wojennych. Mieszkała w niesamowicie zapuszczonym domu, który poniekąd wart był około 3 mln funtów. Jej jedynym źródłem utrzymania był wynajem pokojów w owym domu. Jednym z jej lokatorów był chronicznie bezdomny pan o francuskim imieniu, któremu miasto opłacało tam mieszkanie. Bagatela 800 funtów. Dla porównania my, za 2-osobowy pokój z widokiem na ścianę domu obok płaciliśmy jej 400 funtów. Więc jej oczywiście się opłacało i patrzyła na jego wybryki przez palce.

A facet był piekielny. Jak cholera. Walił pod siebie jedynki regularnie, a jak popił, to i dwójkę w gacie zrobił. Nawalony chodził codziennie, nie lekko pijany tylko do porzygu. Muszę dodawać, że spał tam gdzie padł?

Dla nas to była nowość, nowy kraj, nowe zasady, nie mieliśmy może trochę porównania, więc wytrzymaliśmy tam aż 2 miesiące. A wyprowadziliśmy się kilka dni po jego ostatnim wybryku. Dziewczyna właśnie skończyła myć nasze naczynia (każdy miał swoje) i umyła zlew.

Nagle w drzwiach pojawił się francuz. Spojrzał na nas mętnymi zapijaczonymi oczkami, bez słowa podszedł do zlewu, wyjął sprzęta i się odlał. Błogo przy tym popierdując. Kuchnia miała około 10m2. Ja wtedy jadłem obiad.

Tydzień później mieszkaliśmy gdzie indziej.

zagranica

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 212 (240)

#77052

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W 2009 roku pracowałem w hotelu w Londynie. Zwykle po pracy, którą kończyłem o 23:00, udawałem się na stację metra London Bridge, a stamtąd Czarną lub Szarą linią próbowałem dostać się do Green Park lub Knightsbridge, gdzie wynajmowaliśmy z dziewczyną kawalerkę (tak, mieliśmy rzut beretem do Harrodsa, a nasza kawalerka kosztowała nas 800 funtów miesięcznie, 10m2 z łazienką bez ubikacji, luksus po prostu :)).

Była to sobota, razem z kumplami zmęczeni wsiedliśmy do wagonu czarnej linii i trzymając się poręczy czekaliśmy na odjazd składu. Jednym z wchodzących pasażerów był facet około pięćdziesiątki, ubrany biednie, o kulach, z nogą w gipsie. Ścisku nie było, więc usiadł sobie tak że jego noga wystawała w kierunku osi przedziału (w sumie nie mógł siedzieć inaczej). Skład ruszył. Następna stacja: Bank. Drzwi otworzyły się i wtedy weszła ona. Dziewczyna około 18 lat, nawalona/naprana/naćpana - ledwo szła. Skóra brązowa, włosy czarne, hinduska, nawet całkiem ładna. Oczywiście skierowała się do miejsca siedzącego, traf chciał, że było jedno obok gościa o kulach, tak że musiała ominąć jego nogę. Jako że z trudem poruszała się po linii prostej, przekroczenie nogi było poza jej możliwościami i w najważniejszym punkcie manewru jej noga zaczęła zbliżać się do gipsu - innymi słowy, na bank stanęłaby na tej nodze gdyby nie to, że jej właściciel złapał ją za ramię i powiedział całkiem przyjaźnie: "Be careful, love" ("Uważaj, kochanieńka"). Na to dziewczyna wyrwała rękę z uchwytu faceta i wycedziła przez zęby: "Don't touch me!" ("Nie dotykaj mnie!"). Nie muszę dodawać, że jakieś 100% pasażerów wagonu przyglądało się tej sytuacji. Dziewczyna odwróciła się na pięcie, zamglonym wzrokiem rozglądnęła się po wagonie i poszła zająć kolejne wolne miejsce. Usiadła. Nagle złapała się za stopę, zdjęła but (taki krótki kozak z obcasem, biały), wstała i w kilku krokach dopadła faceta z nogą w gipsie i zaczęła go okładać po głowie. Facet był tak zaskoczony, że nawet się z początku nie zasłonił - pierwszy cios rozciął mu skórę na czole i polała się krew. Facet próbował się zasłaniać, ale w jakiś sposób zawsze cios butem go dochodził. 100% ludzi dalej przygląda się tej sytuacji, część ludzi z rozbawieniem.

Ja byłem jakieś 3 metry od zajścia. Czasem w życiu są sytuacje, z których jest się bardziej lub mniej dumnym ze swojego postępowania, a to była jedna z tych, z których jestem z siebie dumny. Zebrałem się w sobie, doskoczyłem do okładającej butem faceta dziewczyny, złapałem ją za łachy i przeciągnąłem/przepchnąłem ją do miejsca, z którego wstała i z impetem popchnąłem ją na fotel. Ona wstała. Zamierzyła się butem. Zablokowałem, wyrwałem jej to cholerstwo i wywaliłem na drugi koniec wagonu. Zamierzyła się na mnie pazurami. Złapałem jej rękę i popchnąłem na siedzenie. Muszę tutaj dodać, że narkotyki lub wóda dodały jej niesamowitej siły - ja ważyłem ponad 100 kg, ona może 60, a nie mogłem jej utrzymać! W tym czasie skład stanął. Ludzie zaczęli wchodzić, jednym z nich był wysoki Murzyn, który widząc, że siłuję się z tą wariatką doskoczył do mnie i popchnął mnie na ścianę. Wykrzyczał: "Why are you hitting a woman, you dick!? She is a woman! ("Dlaczego bijesz kobietę, kutasie? To kobieta!). Próbowałem mu powiedzieć, żeby zobaczył co ona zrobiła, ale on stwierdził, że ma to gdzieś. Rzuciłem okiem na faceta w z nogą w gipsie, miął pochyloną głowę, a pod jego nogami robiła się spora plama krwi (swoją drogą dziwiłem się, że rana na głowie może tak krwawić). Powiedziałem w końcu "Look what she did!" ("Spójrz co ona zrobiła!"). Facet obejrzał się, zobaczył faceta i jeszcze raz powiedział, że ma to gdzieś. W tym momencie dostałem w gębę od pijanej/naćpanej wariatki, nawet nie poczułem. Adrenalina i takie tam. Zaraz później moi dwaj kumple, jeden z Francji, drugi z Rumunii, rozdzielili nas i wyszliśmy z wagonu i przeszliśmy do drugiego. Kiedy wychodziliśmy, do wagonu wchodzili ochroniarze których momentalnie zaatakowała hinduska wariatka. Tak, też butem. Drugim. To widzieliśmy przez okienko z drugiego wagonu. Kilka chwil później rozległ się komunikat, że wszyscy mają opuścić stację, więc wyszliśmy z wagonu, a potem ze stacji. Staliśmy chwilę kombinując co dalej robić. W międzyczasie, jakieś 10 min po tym, jak opuściliśmy stację, nadjechały dwa radiowozy i karetka. Nie czekaliśmy dłużej, poszliśmy do domów.

I teraz piekielność: Oprócz mnie nikt nie pomógł facetowi z nogą w gipsie. Nikt. Żaden z moich kumpli, nikt z pasażerów. Reakcja nastąpiła dopiero wtedy, gdy to ja zacząłem "atakować" kobietę. Bo przedtem było to całkiem zabawne, drobna dziewczyna tłukąca inwalidę. Faceta inwalidę. Bo przecież to takie zabawne.
Naprawdę tego nie rozumiem, tej znieczulicy. Ciekawe kiedy ktoś by zareagował? Kiedy facet straciłby przytomność?

komunikacja_miejska

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 272 (306)

#71342

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak zacząłem tracić wiarę w kościół.

Było to trochę temu, lat jakieś 18. Miałem wtedy około 12 lat, lubiłem czytać książki bardziej od chodzenia na imprezy, ekhm, dyskoteki szkolne. Mieszkaliśmy wtedy w bloku, miałem dwóch sąsiadów, ojciec i syn, fajni ludzie, obaj bardzo związani z kościołem.

Pewnego dnia zaproponowali mi udział w przedstawieniu Męki Pańskiej, wystawianej przez przykościelną trupę teatralną do której należeli. Przez kilka miesięcy mieliśmy próby, ja grałem jednego z pięciu żołnierzy. Nawet bardzo mi się to podobało, z przedstawieniem odwiedziliśmy wiele fajnych miejsc.

Aż pewnego dnia, po przybyciu na miejsce do nowego teatru, postanowiłem sobie pójść do sklepu kupić cukierki (wiem, szaleństwo). Kiedy wracałem, zaraz po otwarciu drzwi do budynku teatru... dostałem cios w gębę.
Tak dosłownie, naciskam klamkę, otwieram drzwi, widzę pięść i nagle jestem kilka kroków dalej, a przód mojej kurtki jest czerwony. Przez łzy widzę że aktor grający główną rolę, nasz "Jezus", idzie w moją stronę z mordem w oczach. Na szczęście dorwał po drodze innego chłopaka grającego żołnierza i zaczął go nawalać, ja w tym czasie na miękkich nogach wlokłem się do kibla.

Miałem do przejścia kilka metrów, ale zrobiło się zbiegowisko i dosłownie wszyscy widzieli 12-letnie dziecko, płaczące, zalane krwią i NIKT, dosłownie NIKT z tych umodlonych, kościółkowych, katolickich dewotów nie kiwnął palcem żeby mi pomóc.

Przedstawienie spędziłem w kiblu starając się zatamować krwawienie z nosa, nie wiedząc jednak jak to się robi, trzymałem głowę do tyłu, nałykałem się krwi i rzygałem jak kot. Przez 4 godziny. I nikt się nie zainteresował.

Potem wszystko się wyjaśniło. Okazało się że nasz Jezus dostał cynk od jakiejś dewoty, że pięciu 12-letnich żołnierzy-aktorów (w tym ja) planujemy podnieść jego "nowe" auto (peugeot jakiś), które on dopiero kupił i przenieść je na trawę. Auto waży 1.1 tony, to jakieś 275kg na osobę, bułka z masłem.

Ta wiadomość tak rozsierdziła "Jezusa", że postanowił bronić swego dobytku przed pięcioma niedoszłymi strongmenami i wpadł w tryb seek & destroy. Po dokonanym pogromie, jakieś pół godziny później, ucharakteryzowany na mesjasza, z koroną cierniową na głowie jęczał i "umierał" na krzyżu.

A co mi się właściwie stało? Zawsze miałem mocne kości, więc kiedy walnął mnie w nos, zamiast mi go złamać, skrzywił mi go. Dzień później w szpitalu był on mi nastawiany przez ortopedę, bez znieczulenia (bo opuchlizna) podczas gdy pielęgniarz trzymał mnie za głowę. Mimo wszystko nadal jest krzywy. Muszę tutaj dodać że obdukcji nie było, "Jezus" był przykościółkowy, więc nawet nie zawiadamialiśmy policji.

I tak właśnie dowiedziałem się, że wiara nie robi z ciebie lepszego człowieka. Uświadomienie sobie tego faktu było pierwszym krokiem, potem było już z górki. Aktualnie jestem ateistą.

teatr

Skomentuj (71) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 256 (410)

1